Niby koncert się odbył, artyści zagrali świetnie, balony poszybowały w górę do nieba, przemowy były, piękna scena i równie bajeczne światła. Ale czegoś bardzo ważnego zabrakło w wydarzeniu „Białystok dla Tolerancji”.
Tym czymś była atmosfera. Choć wcześniej padał deszcz, to jednak niebo rozjaśniło się i pogoda zachęcała do wyjścia z domu. Rynek Kościuszki witał z daleka głośną, ale dobrą muzyką. Jednak mieszkańcy naszego miasta widocznie mieli inne plany na niedzielny wieczór, ponieważ w samym sercu Białegostoku zgromadziło się zaledwie kilkaset osób. To niewiele w porównaniu do służb mundurowych, które widać było na każdym kroku. Można rzecz, że policji i pracowników ochrony było niemal tyle samo, co uczestników koncertu.
Sam fakt zgromadzenia w jednym miejscu tylu mundurowych nie napawał jakoś chęcią do wspólnego świętowania. W powietrzu było czuć oczekiwanie na coś, co miało nadejść. Ale nie nadeszło do końca koncertów. Świetny występ między innymi Red Emprez, bardzo energetyczny koncert Monilove z zespołem Jestak i żywiołowy Masala Soundsystem nie przezwyciężyli ponurej atmosfery. Nawet wypuszczone do nieba kolorowe balony nie bawiły zgromadzonych.
Koncert kosztował 70 tys. złotych. Dowiedziało się o nim niewiele osób, a jeszcze mniej przyszło. Jednak dobrze stało się, że władze w końcu zauważyły problem rasizmu w Białymstoku i podjęły jakiekolwiek działania.
Komentarze opinie