Cross booking to efemeryczne – lub permanentne – akcje swobodnej wymiany książek, według sprawiedliwej zasady: „jedna za jedną”. U podstaw idei cross bookingu leży zrozumienie, że życie książki jest znacznie dłuższe (na szczęście) niż jej jednokrotne przeczytanie, nawet przez bardzo powolnego czytelnika. Przeczytana książka nie traci na wartości, a dla niektórych (sam się do nich zaliczam) nawet zyskuje, nosząc świadectwo czyjegoś zaangażowania, przeżyć, swoistej intymności zapisanej w podniszczonym grzbiecie, zmiętej okładce, zagiętych kartkach.
Cross booking to zjawisko stosunkowo nowe, przynależące luźno do wszystkich działań z gatunku DIY [do it yourself – zrób to sam – red.] – oto bez nakładów pieniężnych możemy odmienić oblicze swojej biblioteki, a także wzbogacić zawartość głowy, na dodatek doznając miłego uczucia współdziałania w pewnej społeczności. Bo cross booking to działanie społecznościowe, choć pierwszymi przejawami było indywidualne pozostawianie w miejscach publicznych pojedynczych książek z miłą prośbą o ponowne „wpuszczenie w obieg” po przeczytaniu. Początkowo krążące książki miały wręcz swoje trasy, odnotowywane wprost na ich stronach. Rekordzistki wędrowały nawet po różnych kontynentach, jednak – po jakimś czasie, „książki z historią” zaczęły być w cenie, i zniknęły, wbrew idei, w zamkniętych kolekcjach. W Polsce zaczątkami cross bookingu było wystawianie, najczęściej przez antykwariaty, pudeł z niesprzedanymi i zalegającymi antykwaryczne półki książkami „do brania”. Choć zwykle nie były to pozycje wartościowe, to zdarzały się w kartonach istne perełki. Ekstremalną formą pre-cross bookingu jest, do dzisiaj spotykane, wyrzucanie książek przez ulicznych handlarzy wprost na ulicę. Jest to naganne – ale zupełnie niedawno udało mi się wygrzebać w śniegu pod Ogrodem Saskim w Lublinie porzucone, znakomite dzieło Sergiusza Piaseckiego. Cóż, że bez tylnej okładki…
Prawdziwy cross booking to spotkanie ludzi czytających i doceniających fakt, że „przechodniość” książek to sposób na ubogacanie siebie. Najczęściej takie akcje przeprowadzają rozmaite organizacje pozarządowe, korzystając z uprzejmości klubów i obiektów kultury (cross booking co roku odbywa się np. na Węglowej podczas festiwalu Out of Control), ale też coraz częściej takie akcje organizują duże sieci księgarskie – wychodząc ze słusznego założenia, że każda forma zachęty do czytelnictwa jest dla nich, wcześniej czy później, korzystna. Podczas działań cross bookingowych obowiązuje jedna zasada: wychodzisz z taką ilością książek, z jaką wchodzisz. Obowiązuje uczciwość, tkwiąca u podstaw wszelkich działań społecznościowych.
Czy cross booking ma szansę przyjąć się w Białymstoku? Na pewno, bo nie wymaga pieniędzy, lecz organizacyjnego zaangażowania. Wystarczy rzucić pomysł, dogadać się z kimś chętnym, kto udostępni przestrzeń, a takich miejsc jest w Białymstoku sporo. Potem odpowiednio nagłośnić akcję, bo czym więcej osób – tym milej. Pierwsze jaskółki już są – cross booking pojawiał się w niektórych, zaprzyjaźnionych z kulturą, lokalach podczas festiwali niezależnych. Jednak chyba nigdzie w Polsce nie przyjął formy stałej, powtarzającej się, znanej choćby z kolekcjonerskich giełd-wymian. A szkoda, bo powtarzalność niewątpliwie zwiększyłaby zasięg idei, i przełożyła się na wzrost czytelnictwa, a o to przecież ostatecznie chodzi.
Komentarze opinie