O tańcach tradycyjnych opowiadają nam cztery związane z Białymstokiem dziewczyny, które odkryły w nich odtrutkę na niedoskonałości naszych czasów i naszej kultury, także tanecznej.
Przez Polskę pod wpływem telewizyjnych tanecznych show przetoczyła się fala zainteresowania tańcem. Dlaczego Wasz wybór padł na formy archaiczne, a nie np. na salsę czy zumbę? Kamila Rainko: Potrzebowałam od tańca większej palety emocji. Świetnie się czuję szalejąc przy salsie, jednak aby w pełni wyrazić siebie, potrzebuję form ekspresji odpowiednich dla słowiańskiej duszy. Inaczej czułabym się niekompletna. Joanna Sasinowska: Cały czas marzę o salsie i tangu. Jednak przez popularność tych tańców trudno dzisiaj dotrzeć do ich istoty. Jednocześnie nigdy nie zapomnę o bliższych nam kulturowo tradycyjnych melodiach i rytmach. W tradycyjnej polskiej muzyce jest magia. Tego brakuje na zwykłych kursach tańca i z pewnością nie doświadczy tego nikt, kto swoją przygodę z tańcem ogranicza do dyskotek. Anna Braćko: Nigdy nie podążałam za ogólną falą zainteresowań. Tańce archaiczne, tradycyjne mają w sobie element, który jest dla mnie najważniejszy, a mianowicie dotykanie sedna danej kultury, mentalności. Tańce mołdawskie z regionu Csango zaczęłam tańczyć na taborze w Gimesu, w Transylwanii, siedem lat temu. Od dwunastu lat jestem też związana z grupą tańca irlandzkiego „Reelandia”. Nie jest to bynajmniej archaiczna forma taneczna – kusi różnorodnością form, zapewnia rozrywkę dla umysłu i nóg... Magda Dąbrowska: Tańce tradycyjne odkryłam na… zajęciach baletowych. Moja pierwsza nauczycielka wiele lat spędziła we Włoszech. Miała ambicje uczyć nas włoskich pieśni i tańców tradycyjnych. Potem zainteresowałam się tańcem towarzyskim. Kilka lat później dzięki teatrowi, którym zajęłam się profesjonalnie, trafiłam na ludzi, którzy rozkręcali potańcówki celtyckie w Warszawie. Poczułam, że jestem w domu. Żeby móc tańczyć w Polsce, zaczęłam organizować warsztaty. I tak nasz krąg tancerzy zaczął poznawać tańce portugalskie, włoskie, galicyjskie, baskijskie, katalońskie.
Jak popularne w narodzie jest to, co robicie? KR: (śmiech) Na pewno jest niszowe. W czasach dominacji tańca towarzyskiego i tańców łacińskich trudno zdobyć informacje o alternatywach. Ale coraz więcej jest „poszukujących“. I dobrze! AB: Jest mała grupka zapaleńców z Warszawy czy innych większych miast Polski, z którymi urządza się eskapady do Rumunii czy na Węgry, ale nie powiem, żeby zapał zataczał coraz większe kręgi. Może i dobrze… JS: Wbrew pozorom, jest to coraz popularniejsza forma rozrywki, a dla wielu również sposób na życie. W Polsce środowisko osób związanych w różny sposób z tradycjami muzycznymi naszego kraju szacowałabym na kilka tysięcy. MD: Obserwując, jak taniec może zyskać na popularności, mam wrażenie, że gdyby telewizja wyprodukowała program, w którym „gwiazdy” tańczyłyby folk, cały naród pewnie oszalałby na ich punkcie.
Jak wypadają polscy tancerze na tle kolegów z reszty Europy? KR: Imprezowo! Nasz entuzjazm zawsze się przebija. Jeśli chodzi jednak o świadomość etnicznego dorobku, to mamy nad czym pracować. Jest to konsekwencja wielu dekad patrzenia na rodzimy folklor z jednej tylko perspektywy. Głębia znikła. AB: Jeśli chodzi o irlandzkie tańce, istnieje podział na tańce sceniczne, szkoły tańca – gdzie młodzi rywalizują o miejsca na zawodach, oraz tańce w pubach dla przyjemności, integracji i relaksu. JS: Nasi wypadają dobrze. Mam swoich faworytów zarówno w Polsce, jak i na Węgrzech, w Rumunii itd. Faceci, którzy tańczą, są bardziej sexy, niezależnie od szerokości geograficznej. MD: Jedni chcą być najlepsi w swojej dziedzinie, inni chcą spędzić dobrze czas i spotkać się w tańcu. Cieszę się, że coraz więcej ludzi interesuje się tańcami tradycyjnymi i jeździ na festiwale uczyć się od mistrzów.
Jakimi sukcesami możecie się poszczycić? KR: Latami w światłach reflektorów oraz przy blasku ognisk i świec! Poznaniem języka tańca w rozmaitych odsłonach i odcieniach, kulturowych i środowiskowych. Dialogiem międzyludzkim, tysiącami tanecznych spotkań. Medale, puchary czy inne wyróżnienia mają teraz dla mnie mniejsze znaczenie. AB: Z zespołem tanecznym „Reelandia” byliśmy we Francji, Szwajcarii, Niemczech. W Warszawie występowaliśmy w Sali Kongresowej, teatrach Roma, Rampa i Groteska w Krakowie. Z dużych scen: Woodstock, festiwal „Serce za serce” w Zabrzu i wiele innych. JS: Sukcesami pedagogicznymi! Mam kilku tanecznych wychowanków. Udało mi się przekonać do tańca i muzyki tradycyjnej kilka osób. To największa radość. Ostatnio współprowadziłam „Bal polski” podczas kongresu ISPA. Była to duża międzynarodowa impreza i uważam, że się udała. Myślę, że osiągnęliśmy cel: zaprezentowaliśmy tradycyjną zabawę w stylu polskim. Wiemy, że się podobało. MD: Miałam przyjemność uczyć się tańca włoskiego od Giovanniego Amatiego, najlepszego nauczyciela muzyki i tańców południa Włoch. Na festiwalu „Skrzyżowanie kultur” tańczyłam z nim na koncercie mistrzów. Współprowadziłam warsztaty tańców polskich w Portugalii i Katalonii. Nauczenie tancerzy Półwyspu Iberyjskiego polskiego oberka to naprawdę wyzwanie, bo oni inaczej czują muzykę. W zeszłym roku prowadziłam warsztaty dla Wydziału Iberystyki UW. Miałam na sali prawie setkę studentów, którzy nigdy nie tańczyli, i kapelę z hiszpańskiej Galicji, która ze zdziwieniem patrzyła, jak tłum stara się tańczyć munieire… Przywożę tańce, których w Polsce nikt nie zna, więc kiedy tylko mogę, organizuję warsztaty.
Gdzie i jak zacząć? KR: Prowadzimy z dziewczynami rozmaite cykle warsztatów. Głównie w Warszawie, jednak okazjonalnie też w innych miastach. AB: Najlepiej zacząć od źródeł. Na przykład pojechać do Transylwanii na tabory taneczne. Csango najwięcej tańczy się w Gimesu. Irlandzkie najlepiej zacząć w szkole tańca. W Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Gliwicach, Katowicach i innych większych miastach Polski takie szkoły istnieją. Potem można próbować swoich sił w przeróżnych mistrzostwach, krajowych i międzynarodowych. Istnieje też możliwość otwarcia takiej szkoły w Białymstoku. Sukces zależy od liczby chętnych. Mogą oni zgłaszać się pod numer telefonu: 668 477 476. JS: Mamy nadzieję, że plany ziszczą się i jesienią lub zimą będziemy mogły zaprosić wszystkich do zabawy w Białymstoku. Do tej pory odbyło się kilka inicjatyw tego typu również w naszym mieście, np. Balfolk Białystok czy Warsztaty i potańcówki w Skansenie. Można też zacząć od taborów organizowanych przez Dom Tańca, czy na jednej ze szkół muzyki tradycyjnej podczas festiwalu Wszystkie Mazurki Świata. Informacje znajdziecie w grupie Folk na Podlasiu na Facebooku, na www.etno.sertpent.pl i www.folk24.pl. MD: W tej chwili pracuję nad blogiem www.trawelingfordancing.blogspot.fr, na którym będę się dzielić doświadczeniami i informacjami.
Komentarze opinie