Reklama

Taniec, który uzdrawia duszę

20/10/2013 15:30
O tańcach tradycyjnych opowiadają nam cztery związane z Białymstokiem dziewczyny, które odkryły w nich odtrutkę na niedoskonałości naszych czasów i naszej kultury, także tanecznej.
Przez Polskę pod wpływem telewizyjnych tanecznych show przetoczyła się fala zainteresowania tańcem. Dlaczego Wasz wybór padł na formy archaiczne, a nie np. na salsę czy zumbę?
Kamila Rainko: Potrzebowałam od tańca większej palety emocji. Świetnie się czuję szalejąc przy salsie, jednak aby w pełni wyrazić siebie, potrzebuję form ekspresji odpowiednich dla słowiańskiej duszy. Inaczej czułabym się niekompletna.
Joanna Sasinowska: Cały czas marzę o salsie i tangu. Jednak przez popularność tych tańców trudno dzisiaj dotrzeć do ich istoty. Jednocześnie nigdy nie zapomnę o bliższych nam kulturowo tradycyjnych melodiach i rytmach. W tradycyjnej polskiej muzyce jest magia. Tego brakuje na zwykłych kursach tańca i z pewnością nie doświadczy tego nikt, kto swoją przygodę z tańcem ogranicza do dyskotek.
Anna Braćko: Nigdy nie podążałam za ogólną falą zainteresowań. Tańce archaiczne, tradycyjne mają w sobie element, który jest dla mnie najważniejszy, a mianowicie dotykanie sedna danej kultury, mentalności. Tańce mołdawskie z regionu Csango zaczęłam tańczyć na taborze w Gimesu, w Transylwanii, siedem lat temu. Od dwunastu lat jestem też związana z grupą tańca irlandzkiego „Reelandia”. Nie jest to bynajmniej archaiczna forma taneczna – kusi różnorodnością form, zapewnia rozrywkę dla umysłu i nóg...
Magda Dąbrowska: Tańce tradycyjne odkryłam na… zajęciach baletowych. Moja pierwsza nauczycielka wiele lat spędziła we Włoszech. Miała ambicje uczyć nas włoskich pieśni i tańców tradycyjnych. Potem zainteresowałam się tańcem towarzyskim. Kilka lat później dzięki teatrowi, którym zajęłam się profesjonalnie, trafiłam na ludzi, którzy rozkręcali potańcówki celtyckie w Warszawie. Poczułam, że jestem w domu. Żeby móc tańczyć w Polsce, zaczęłam organizować warsztaty. I tak nasz krąg tancerzy zaczął poznawać tańce portugalskie, włoskie, galicyjskie, baskijskie, katalońskie.
Jak popularne w narodzie jest to, co robicie?
KR: (śmiech) Na pewno jest niszowe. W czasach dominacji tańca towarzyskiego i tańców łacińskich trudno zdobyć informacje o alternatywach. Ale coraz więcej jest „poszukujących“. I dobrze!
AB: Jest mała grupka zapaleńców z Warszawy czy innych większych miast Polski, z którymi urządza się eskapady do Rumunii czy na Węgry, ale nie powiem, żeby zapał zataczał coraz większe kręgi. Może i dobrze…
JS: Wbrew pozorom, jest to coraz popularniejsza forma rozrywki, a dla wielu również sposób na życie. W Polsce środowisko osób związanych w różny sposób z tradycjami muzycznymi naszego kraju szacowałabym na kilka tysięcy.
MD: Obserwując, jak taniec może zyskać na popularności, mam wrażenie, że gdyby telewizja wyprodukowała program, w którym „gwiazdy” tańczyłyby folk, cały naród pewnie oszalałby na ich punkcie.
Jak wypadają polscy tancerze na tle kolegów z reszty Europy?
KR: Imprezowo! Nasz entuzjazm zawsze się przebija. Jeśli chodzi jednak o świadomość etnicznego dorobku, to mamy nad czym pracować. Jest to konsekwencja wielu dekad patrzenia na rodzimy folklor z jednej tylko perspektywy. Głębia znikła.
AB: Jeśli chodzi o irlandzkie tańce, istnieje podział na tańce sceniczne, szkoły tańca – gdzie młodzi rywalizują o miejsca na zawodach, oraz tańce w pubach dla przyjemności, integracji i relaksu.
JS: Nasi wypadają dobrze. Mam swoich faworytów zarówno w Polsce, jak i na Węgrzech, w Rumunii itd. Faceci, którzy tańczą, są bardziej sexy, niezależnie od szerokości geograficznej.
MD: Jedni chcą być najlepsi w swojej dziedzinie, inni chcą spędzić dobrze czas i spotkać się w tańcu. Cieszę się, że coraz więcej ludzi interesuje się tańcami tradycyjnymi i jeździ na festiwale uczyć się od mistrzów.
Jakimi sukcesami możecie się poszczycić?
KR: Latami w światłach reflektorów oraz przy blasku ognisk i świec! Poznaniem języka tańca w rozmaitych odsłonach i odcieniach, kulturowych i środowiskowych. Dialogiem międzyludzkim, tysiącami tanecznych spotkań. Medale, puchary czy inne wyróżnienia mają teraz dla mnie mniejsze znaczenie.
AB: Z zespołem tanecznym „Reelandia” byliśmy we Francji, Szwajcarii, Niemczech. W Warszawie występowaliśmy w Sali Kongresowej, teatrach Roma, Rampa i Groteska w Krakowie. Z dużych scen: Woodstock, festiwal „Serce za serce” w Zabrzu i wiele innych.
JS: Sukcesami pedagogicznymi! Mam kilku tanecznych wychowanków. Udało mi się przekonać do tańca i muzyki tradycyjnej kilka osób. To największa radość. Ostatnio współprowadziłam „Bal polski” podczas kongresu ISPA. Była to duża międzynarodowa impreza i uważam, że się udała. Myślę, że osiągnęliśmy cel: zaprezentowaliśmy tradycyjną zabawę w stylu polskim. Wiemy, że się podobało.
MD: Miałam przyjemność uczyć się tańca włoskiego od Giovanniego Amatiego, najlepszego nauczyciela muzyki i tańców południa Włoch. Na festiwalu „Skrzyżowanie kultur” tańczyłam z nim na koncercie mistrzów. Współprowadziłam warsztaty tańców polskich w Portugalii i Katalonii. Nauczenie tancerzy Półwyspu Iberyjskiego polskiego oberka to naprawdę wyzwanie, bo oni inaczej czują muzykę. W zeszłym roku prowadziłam warsztaty dla Wydziału Iberystyki UW. Miałam na sali prawie setkę studentów, którzy nigdy nie tańczyli, i kapelę z hiszpańskiej Galicji, która ze zdziwieniem patrzyła, jak tłum stara się tańczyć munieire… Przywożę tańce, których w Polsce nikt nie zna, więc kiedy tylko mogę, organizuję warsztaty.
Gdzie i jak zacząć?
KR: Prowadzimy z dziewczynami rozmaite cykle warsztatów. Głównie w Warszawie, jednak okazjonalnie też w innych miastach.
AB: Najlepiej zacząć od źródeł. Na przykład pojechać do Transylwanii na tabory taneczne. Csango najwięcej tańczy się w Gimesu. Irlandzkie najlepiej zacząć w szkole tańca. W Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Gliwicach, Katowicach i innych większych miastach Polski takie szkoły istnieją. Potem można próbować swoich sił w przeróżnych mistrzostwach, krajowych i międzynarodowych. Istnieje też możliwość otwarcia takiej szkoły w Białymstoku. Sukces zależy od liczby chętnych. Mogą oni zgłaszać się pod numer telefonu: 668 477 476.
JS: Mamy nadzieję, że plany ziszczą się i jesienią lub zimą będziemy mogły zaprosić wszystkich do zabawy w Białymstoku. Do tej pory odbyło się kilka inicjatyw tego typu również w naszym mieście, np. Balfolk Białystok czy Warsztaty i potańcówki w Skansenie. Można też zacząć od taborów organizowanych przez Dom Tańca, czy na jednej ze szkół muzyki tradycyjnej podczas festiwalu Wszystkie Mazurki Świata. Informacje znajdziecie w grupie Folk na Podlasiu na Facebooku, na www.etno.sertpent.pl i www.folk24.pl.
MD: W tej chwili pracuję nad blogiem www.trawelingfordancing.blogspot.fr, na którym będę się dzielić doświadczeniami i informacjami.

[wzslider]

 (TEKST Paweł Waliński FOTO Ida Strzelczyk)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do