Reklama

Rating Fitcha czyli dobre samopoczucie za ćwierć miliona

08/08/2016 13:06


Czy wszyscy pamiętają urzędowy zachwyt nad przyznaniem przez firmę Fitch ratingu BBB dla Białegostoku? Kto nie pamięta – przypominam: podczas sesji absolutoryjnej prezydent Tadeusz Truskolaski i radni jego klubu z zachwytem powtarzali: "Białystok ma wysoki rating Fitcha – BBB. Zagraniczne agencje dobrze oceniają wiarygodność Białegostoku. Jest świetnie! Prezydent to dobry gospodarz".

To było oczywiście odniesieniem do analiz finansowych agencji ze stycznia tego roku. Natomiast krótko po sesji absolutoryjnej, już w lipcu pojawiła się kolejna ocena agencji ratingowej, która w zasadzie wyglądała niemal identycznie, jak ta sprzed pół roku. Ale to dlatego kilkanaście dni po nie udzieleniu absolutorium prezydent Tadeusz Truskolaski powtarzał dziennikarzom:

Ten rating to kolejne potwierdzenie z zewnątrz, niezależna ocena świadcząca o tym, że miasto dobrze rozwijało się do tej pory i ma dobre prognozy na przyszłość.

Dodawał przy tym, że opozycyjni wobec niego radni PiS-u nie mają wiedzy ekonomicznej i źle oceniają go wyłącznie z powodów politycznych. Czy rzeczywiście tak jest? Oto co powiedział nam znajomy bankowiec – specjalista od kredytów pracujący w jednym z większych banków.

Ratingi kredytowe nie są przez banki brane bezkrytycznie. Nikt tego oficjalnie nie powie, ale rating kredytowy ma raczej znaczenie promocyjne, ale nie jest brany pod uwagę jako instrument badania wiarygodności kredytowej przez pożyczkodawcę. Każda decyzja kredytowa musi być oceniana przez bank pod kątem ryzyka. Samorządy i tak są jednym z najlepszych klientów, więc banki same chętnie udzielają kredytów miastom i gminom, tym bez ratingów jak i tym z ratingami. Niezależnie od ratingu bank wyceni koszt udzielenia takiego kredytu, w których to kosztach mieści się także i ocena wiarygodności klienta – wyjaśniał.



Podobny argument podnosili włodarze Zielonej Góry, która kilka lat temu zrezygnowała z usług agencji ratingowych:

Bankowcy i tak potrafią ocenić naszą sytuację finansową. Jaka ona jest faktycznie, dobrze pokazuje nasz indywidualny wskaźnika zadłużenia. Dlatego uważamy, że rating nie jest dla nas koniecznością. Wprawdzie przy staraniu się o kredyt banki pytają nas o ocenę ratingową, ale gdy odpowiadamy, że jej nie mamy, nie robią z tego problemu. A koszt uzyskania ratingu to 100 tysięcy złotych rocznie. To dużo – mówiła w 2013 roku dla samorządowego portalu Emilia Wojtuściszyn, skarbnik miasta.

Białystok za dokonaną przez Fitcha ocenę musiał zapłacić. Ile? Na pytanie o to nie otrzymaliśmy dotąd odpowiedzi. W 2008 roku z miejskiej kasy wydano na ten cel 270 tysięcy złotych. Czy obecnie można spodziewać, że ta kwota jest niższa? Wątpliwe.

Czym faktycznie jest ten kosztujący ćwierć miliona złotych rating i czy jest on niezbędny dla miasta? Ta druga kwestia jest wątpliwa. W ocenie ekonomistów rating miast ma głównie znacznie promocyjne: miasta wskazują potencjalnym partnerom inwestycyjnym, że są wiarygodne. Biorąc pod uwagę nędzne dokonania w zakresie pozyskiwania inwestorów przez prezydenta Białegostoku można mieć duże wątpliwości czy ten walor jest dobrze wykorzystywany.

Czym jest rating: w skrócie to niezależna ocena zdolności kredytowej badanego podmiotu oceniająca jego zadłużenie i możliwości regularnego i systematycznego spłacania długu. Obejmuje ona ocenę dokonanych inwestycji i ich efektywność i zdolność do zdobywania środków. Puentując: rating odpowiada czy badany podmiot stać na zaciąganie zobowiązań i czy warto jest mu pożyczać. Z tego punktu widzenia rating BBB przyznany dla Białegostoku nie jest zły. Ocena BBB oznacza bowiem, że Białystok reprezentuje średnie ryzyko w porównaniu z innymi występującymi w Polsce i jest stabilnym dłużnikiem. No i że warto tu inwestować.

Czy jednak rating BBB jest powodem do dumy dla włodarzy miasta i jego mieszkańców? Niekoniecznie. W Polsce większość dużych miast poddaje się ratingom, choć robi to bardziej z powodu mody na taką formę promocji (tak jak ozdabia się miasta herbami, flagami czy produkuje gadżety promocyjne) niż z rzeczywistej potrzeby. Porównując Białystok do ocenianych w tych ratingach miast nie mamy specjalnych powodów do dumy. Znacznie wyższe oceny od Białegostoku otrzymały: Gdańsk, Katowice, Poznań (A-), Warszawa (AA-), Kraków, Łódź, Szczecin, Wrocław, Gliwice czy Olsztyn (BBB+). Identyczne oceny jak Białystok mają zaś: Bydgoszcz, Rzeszów, Częstochowa, Kielce, Płock a nawet zadłużony Toruń. Co ciekawe wiele miast odnotowuje wzrost ratingów jak np. Olsztyn (z BB+ do BBB+ w okresie 5 lat), Bydgoszcz, Poznań czy Szczecin. Białystok od sześciu lat ma identyczne wskaźniki oraz perspektywy i nie widać tutaj zwiększających się możliwości kredytowych. Nasze perspektywy oceniane są stabilnie – tymczasem spora grupa miast (także u Fitcha) ma perspektywy pozytywne (Bydgoszcz, Poznań, Gdańsk, Rzeszów, Szczecin). Do gorszych ratingów niż ten posiadany przez Białystok przyznają się Zabrze i Chorzów.

Przeanalizowaliśmy dane z pierwszego ratingu Fitcha (tego z 2008) i obecnego (z 2016). Jedna rzecz rzuciła się nam w oczy. W 2008 roku agencja zadłużenie miasta oceniała na kwotę około 201 mln złotych. Obecne dane Fitcha mówią, że w 2016 roku zadłużenie miasta spadnie (!) do 620 mln, ale będzie rosło w latach 2017-18! Sami Czytelnicy oceńcie czy jest się z czego cieszyć.

Warto przy tej okazji zapytać z czego ta urzędowa radość, skoro rating inwestorów nie przyciąga (w ostatnich latach nie było żadnej znaczącej inwestycji na terenie miasta) zaś białostocki dług rośnie. Mamy wrażenie, że ten roczny wydatek ćwierć miliona złotych pozwala prezydentowi Truskolaskiemu na spotkaniach samorządowców powiedzieć dumnie "mam dobry rating Fitcha". Bo innych korzyści brak.

(Adam Remy/ Foto: bialystok.pl)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do