
Prawie 40 tysięcy złotych z budżetu miasta wpłynie na konta firmy badającej nastroje białostoczan. I wszystko byłoby dobrze, bo takie badania się przeprowadza. Ale nie wtedy gdy ankieterzy pytają o preferencje polityczne, możliwość odwołania prezydenta w wyniku referendum, a urząd miejski w tym czasie nie wyjaśnia, czemu takie badania w ogóle miały służyć.
To normalna sprawa, że przeprowadza się różnego rodzaju badania ankietowe, z których można odczytać interesujące dane z różnych obszarów życia społecznego. I jeśli takie badanie jest uzasadnione jakimiś potrzebami, np. pod przygotowanie konkretnych projektów inwestycyjnych lub społecznych, to problemu nikt by nie widział. Ale w Białymstoku problem się pojawił, ponieważ ankieterzy oprócz zbierania informacji na temat imprez kulturalnych, pytają jeszcze mieszkańców Białegostoku o preferencje polityczne, a także o możliwość udziału w referendum i sposób głosowania nad odwołaniem prezydenta Białegostoku. I to wszystko sfinansowano z publicznych pieniędzy.
Tymczasem urząd miejski problemu najwyraźniej nie widzi w tym, że pieniądze podatników poszły na badania, z których przede wszystkim Tadeusz Truskolaski oraz jego zwolennicy polityczni dowiedzą się, czy grozi zmiana na stanowisku prezydenta naszego miasta. A takie badania nie powinny być przeprowadzane z publicznych pieniędzy, czyli nas – mieszkańców. W całym kraju dane interesujące poszczególne partie lub ugrupowania bada się ze środków własnych takich podmiotów. Jak widać, w całym kraju, poza Białymstokiem. I na dodatek bez przetargu, ale w trybie zapytania ofertowego. To oznacza, że urząd miejski, w praktyce, zwyczajnie zwrócił się do konkretnej firmy i zlecił przeprowadzenie badań wspólnie ustalając jakie pytania będą zadawane mieszkańcom naszego miasta.
- Urząd Miejski w Białymstoku zlecił przeprowadzenie badania opinii mieszkańców Białegostoku na temat wybranych obszarów funkcjonowania Miasta Białegostoku. Po przeprowadzeniu postępowania o udzielenie zamówienia publicznego w trybie zapytania ofertowego, wyłączonego ze stosowania przepisów ustawy z dnia 29 stycznia 2004 roku Prawo Zamówień Publicznych (Dz. U. z 2015r. poz. 2164 z późn. zm. ), na postawie art. 4 pkt. 8 ustawy do wykonania zamówienia wybrany został podmiot – ARC Rynek i Opinia, który zobowiązał się zrealizować badanie za kwotę 38 900 tys. zł netto. Zadanie zostanie sfinansowane z budżetu Miasta Białegostoku, z budżetu Departamentu Kultury, Promocji i Sportu oraz Departamentu Komunikacji Społecznej – wyjaśnia Urszula Mirończuk, rzecznik prasowa Prezydenta Białegostoku.
Czy dane dotyczące udziału mieszkańców naszego miasta w referendum o odwołanie prezydenta z zajmowanego stanowiska oraz informacje o tym, jak białostoczanie zagłosowaliby w wyborach – między innymi – do Rady Miasta, ma cokolwiek wspólnego z promocją naszego miasta? Wydaje się, że niekoniecznie. Tak samo niewiele ma wspólnego z jakimikolwiek konsultacjami społecznymi i komunikacją społeczną. Jednak urząd ustami rzecznik prasowej próbuje wmówić, że wszystko jest w porządku i jest to zwykła forma tak zwanych rozmów z mieszkańcami i zbieranie opinii. Tylko nie wyjaśnia do czego są potrzebne takie opinie. Bo raczej nie do akcji promocyjnych, ani wydarzeń sportowych lub kulturalnych.
- Badania są jedną w wielu form konsultacji społecznych, które służą jako wskazówki do podejmowania decyzji istotnych z punktu widzenia Miasta i mieszkańców. Wyniki badania zostaną wykorzystane do planowania działań Miasta m.in. w obszarze kultury i promocji – informuje Urszula Mirończuk.
Jakie w tym przypadku miałyby być i czego zwłaszcza dotyczące takie dziwne konsultacje społeczne? Tego wątku pani rzecznik prezydenta już nie rozwijała ani jednym zdaniem. My natomiast pytaliśmy do czego potrzebne są wyniki badań. Czyli jakie dane z takich – powiedzmy – konsultacji społecznych, byłyby interesujące dla obszarów, jakimi zajmuje się Departament Kultury, Promocji i Sportu oraz Departament Komunikacji Społecznej. To pytanie pozostało całkowicie bez odpowiedzi. Tym bardziej nas to ciekawiło, ponieważ jeszcze na początku miesiąca otrzymaliśmy informację od mieszkańców Białegostoku o co są pytani przez ankieterów.
- Byłam zaskoczona, że tak nagle z kultury i promocji ankieter zszedł na inne tory. Pytał o zupełnie inne sprawy niż na początku. Mianowicie – czy bierze pani udział w referendach? Czy poszłaby pani głosować, gdyby odbyło się referendum odwołujące obecnego prezydenta? Czy zagłosowałaby pani za jego odwołaniem? I czy odpowiada pani praca obecnego prezydenta? Od razu mnie zastanowiło, że to nie jest badanie nastrojów społecznych pod kątem tego jak żyje się w mieście, ale w celu zbadania, czy prezydentowi grozi odwołanie ze stanowiska – powiedziała naszej redakcji czytelniczka Barbara, która jako pierwsza poinformowała o wizytach ankieterów. – Ankieter pytał mnie jeszcze o inne rzeczy. Czy rada miasta pracuje dobrze? Albo o to, że gdyby były wybory do rady miasta, to jak głosowałaby pani (i tu wszelkie partie i stronnictwa)? To raczej nie ma nic wspólnego z promocją miasta, ani wydarzeniami kulturalnymi – dodaje nasza rozmówczyni.
Być może odpowiedzi na to, do czego potrzebne są takie informacje, jakie zostały już zebrane przez ankieterów, poznamy niebawem. Badanie już prawdopodobnie zostało zakończone. Zatem postaramy się w niedalekiej przyszłości dopytać – jak informacje o preferencjach politycznych i możliwości odwołania prezydenta przydadzą się w pracy Departamentu Kultury, Promocji i Sportu oraz Departamentu Komunikacji Społecznej.
- Umowa na realizację zadania została podpisana 13 września 2016 roku. Zgodnie z umową termin realizacji zadania wynosi 30 dni od dnia uzgodnienia ostatecznej wersji kwestionariusza badawczego – powiedziała naszej redakcji rzecznik prezydenta.
Urząd Miejski zamawiając takie badanie zapewne wiedział wcześniej o co chce zapytać mieszkańców Białegostoku, stąd nasza teza o tym, że ustalenie pytań kwestionariusza było właściwie tylko czystą formalnością i badanie, które miało trwać 30 dni, najprawdopodobniej się mogło już zakończyć. I na pewno nie ma tu czystych rąk ani prezydent Białegostoku, ani szefostwo departamentów, z których poszły pieniądze na to zlecenie.
Trzeba rzecz nazwać po imieniu – jest skandal, że z publicznych pieniędzy przeprowadza się tego rodzaju badania. I żadne mydlenie oczu, nawet najlepszymi danymi dotyczącymi obszaru kultury i promocji nie zmyje tego, że od początku prezydent Białegostoku za publiczne pieniądze badał wśród białostoczan tylko to – czy ma nadal szansę zajmować gabinet na Słonimskiej 1.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie