Być może na folderach reklamowych, albo w komunikacie prasowym informacja o tym, że mamy w Białymstoku park naukowo – technologiczny wygląda dobrze. Jednak kiedy popatrzeć na tę inwestycję realnie, to można dojść wyłącznie do jednego wniosku – król jest nagi.
Białostocki Park Naukowo – Technologiczny powstawał w bólach, miał ogromne opóźnienia i kosztował krocie. U podstaw decyzji o jego budowie przyświecała zacna idea. Miał służyć lokalnym przedsiębiorcom w dostarczaniu nowoczesnych lub innowacyjnych rozwiązań. To Park miał być właśnie ośrodkiem naukowo-przemysłowym posiadającym własną sferę badawczą oraz sektor produkcji i usług oparty na nowoczesnych technologiach. Ale praktyka pokazuje, że jeśli firmy potrzebują nowoczesnych rozwiązań lub fachowców, udają się najczęściej na Politechnikę Białostocką. Żeby było jeszcze ciekawiej, nawet projekty Politechniki Białostockiej, które wygrywają konkursy organizowane przez BPN-T, dalej żyją własnym życiem pod czujnym okiem naszej uczelni technicznej, a nie Parku.
Tymczasem Białostocki Park Naukowo – Technologiczny może sobie też przyznać nagrodę – i to właśnie za wręczanie nagród zwycięskim projektom. Ponieważ tego rodzaju projekty nie są przez Park dalej pilotowane, a na pewno większość z takich innowacyjnych projektów nie jest dalej kontynuowana w ramach BPN-T. Działalność zatem ogranicza się przede wszystkim do przyznawania nagród przez władze Parku i na tym koniec. Trudno więc tu doszukać się logiki istnienia takiego molocha, który generuje koszty, bo przysługę dla lokalnego biznesu i gospodarki ma w zasadzie zerową. Nawet śmiało można powiedzieć, że odwrotną do zamierzonej, bo to właśnie lokalny biznes ze swoich podatków utrzymuje coś, co nie działa.
- Obecnie walczę o swoje pieniądze, więc nie chciałbym się wypowiadać pod własnym nazwiskiem, ale dla mnie to jest jeden szwindel. Miasto wzięło sobie wykonawcę, od którego nie wymagało tego, co trzeba. Tacy jak ja robili wszystko. I to nas próbowano obciążyć karami za przewinienia, jakie wynikały z czegoś innego. Kilka firm, w tym moja, straciła płynność finansową przez tę budowę. Jaki tu sukces i czego ja się pytam? Z mojego punktu widzenia to jest kompletna porażka – powiedział nam jeden z podwykonawców, który pracował przy budowie BPN-T.
Białostocki Park Naukowo – Technologiczny już w momencie odbioru zawierał bardzo wiele niedoróbek. Ale przecież przed wyborami trzeba się było pochwalić nową inwestycją za grube miliony. Dlatego teraz podatnicy ponownie wyłożą kolejne banknoty na poprawienie tych niedoróbek. Jest tego dość sporo, wszystko jest wyszczególnione w ogłoszeniu zamieszczonym na stronach Biuletynu Informacji Publicznej. I wydaje się, że to dopiero początek atrakcji, ponieważ nikt z magistratu nie pofatygował się, by sprawdzić na miejscu jak wygląda zakres i postęp prac przy budowie. Główny wykonawca – Polbud miał i opóźnienia i oddał Park z brakami. Stąd, dzięki temu, że nikt specjalnie na etapie budowy Parkiem się nie interesował, teraz trzeba wykładać dodatkowe środki na likwidację usterek.
Chociaż należy dodać, że zainteresował się jeden podmiot – Centralne Biuro Antykorupcyjne, które po przeprowadzonych czynnościach uznało, że należy sprawę przekazać Prokuraturze. I właśnie od kilku dni to już prokuratorzy będą weryfikować, czy urzędnicy miejscy przypadkiem nie popełnili przestępstwa polegającego na niedopełnieniu swoich obowiązków. Jak ustaliliśmy, nie postawili nikomu jeszcze żadnych zarzutów i chcą powołać biegłego z zakresu budownictwa.
- Bardzo się cieszę, że ktoś tym się zajął. Nie mam pojęcia o co tam chodzi, ale przez cały czas informowaliśmy urzędników, że główny wykonawca nie wywiązuje się należycie ze swoich obowiązków. I wszystko jak grochem o ścianę. Nikogo nie interesowało co się dzieje na budowie. Powiem szczerze, że dla mnie to wyglądało tak, jakby władzom zależało na postawieniu tego budynku za wszelką cenę i tak, żeby nie było słychać, że są tam jakieś smrody. Czekam, aż ktoś w końcu za to beknie. Kilkadziesiąt ludzi poszło z torbami, albo na bruk przez ten Park – mówi nasz rozmówca.
Białostocki Park Naukowo – Technologiczny miałby, a możliwe, że cały czas ma rację bytu w naszym mieście. Jednak na pewno nie pod takim nadzorem i nie z takim kierownictwem jak obecnie. Brak jest pomysłów na właściwą współpracę z lokalnym biznesem. Te biznes natomiast powinien zamawiać innowacyjne rozwiązania, projekty, usługi właśnie w takim Parku. Ale jak można zamówić cokolwiek, skoro jest po pierwsze zbyt mało najemców tego obiektu. Po drugie całość wygląda tak, jakby nikomu nie zależało na ściągnięciu pomysłowych jednostek i udzielenie pomocy, która okazać by się mogła potrzebna na lokalnym rynku gospodarczym.
Na pocieszenie można dodać, że nasz Park zresztą jakoś szczególnie nie odbiega od innych (jest ich ponad 170 w całym kraju – dop. red.), zwłaszcza w kwestii innowacyjności, jaka miała w nich się tworzyć. Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości opublikowała raport kilka miesięcy temu, który jest miażdżący dla wszystkich ośrodków tego typu w Polsce. Krótko mówiąc – nie ma w nich żadnych innowacyjnych działań, pomysłów i ogólnie nie funkcjonują tak jak powinny. Skuteczność i oddziaływanie na lokalną gospodarkę jest praktycznie żadna.
Za to w Białymstoku innowacyjnym działaniem okazało się niemal doszczętne zniszczenie drobnych podwykonawców, którzy po bardzo długim okresie mają otrzymać odszkodowania za to, czego nie dopilnowali urzędnicy. Bo nie nadzorowali właściwie prac realizowanych przez Polbud. Nawet nikt nie pokusił się o naliczenie kar wynikających z opóźnień budowlanych. Jak na razie więcej przemawia za tym, że BPN-T to kolejna inwestycja, do której będziemy dokładać latami, żeby przedstawiciele władzy mogli pochwalić się nią na folderach, gdy tylko zajdzie taka potrzeba.
Komentarze opinie