
Każdego roku przybywa w Polsce osób poszkodowanych przez organy administracji publicznej. Białystok nie jest tu żadnym wyjątkiem. W naszych sądach również zapadały wyroki stwierdzające rażące naruszenie prawa przez urzędników. I … jak dotąd, nikt z nich nie poniósł konsekwencji za takie postępowanie.
Na przestrzeni ostatnich dwóch lat opisywaliśmy na naszych łamach przykłady łamania prawa przez urzędników lub naruszania przez nich prawa. Tak było całkiem niedawno w przypadku członka stowarzyszenia Białostockiej Drogi, a także aktywistów, którzy domagali się protokołów ze spotkań władz Białegostoku z przedstawicielami spółek PKP. W jednym i w drugim przypadku sądy orzekały o winie urzędników i nakazywały zapłaty za postępowania sądowe.
Jeszcze wcześniej inni z mieszkańców walczyli z urzędnikami i prezydentem w sprawie odszkodowania za działkę, którą musieli oddać pod budowę drogi. Urzędnicy bardzo długo nie chcieli lub nie mieli czasu zająć się wydaniem stosownych dokumentów, by zadośćuczynić odebranej własności. W tym przypadku również sprawa trafiła do sądu i zapadł prawomocny wyrok. W nim jednoznacznie stwierdzono, że doszło do rażącego naruszenia prawa, więc sąd nakazał załatwienie sprawy, ale oprócz tego ukarał finansowo prezydenta Białegostoku, jako szefa urzędu miejskiego, grzywną w wysokości 500 złotych.
Mieszkańcy złożyli skargę do Komisji Rewizyjnej Rady Miasta. Chodziło im głównie o to, że choć grzywna została zapłacona i sprawa, choć z dużym opóźnieniem, jednak załatwiona, to koszty postępowania i kary ponieśli podatnicy. Mieszkańcy uważali, że za takie postępowania powinni płacić z własnych kieszeni ci urzędnicy, którzy naruszali lub łamali prawo. Niestety, okazało się, że nic takiego się nie stało i w przyszłości raczej też się nie stanie.
- Nie były wyciągane konsekwencje wobec osób, które dopuściły się bezczynności i rażąco naruszyły prawo – odczytał odpowiedź prezydenta szef Komisji Rewizyjnej, radny Piotr Jankowski, który występował z pytaniem o konsekwencje wyciągnięte wobec urzędników, którzy niewłaściwie wykonywali swoją pracę.
To bardzo niedobry sygnał płynący z magistratu. Oznacza on dla mieszkańców i zarazem podatników tyle, że urzędnik może robić co chce, zmuszać ludzi do walki w sądach o różne sprawy, a w tym czasie za swoje bierne lub niezgodne z przepisami postępowanie, żadnych konsekwencji nie poniesie. Włos z głowy nie spadnie. Taka postawa otwiera ogromne pole do nadużyć władzy, która przecież jest w istocie służbą publiczną. Prezydent Białegostoku – co warto tutaj podkreślić – jest przełożonym pracowników, którzy w tym i w innych przypadkach, źle wykonywali swoją pracę. Zatem logicznym byłoby, aby wyciągnął konsekwencje służbowe.
- Skoro do tej pory nikt nie wyciągnął żadnych konsekwencji, Komisja Rewizyjna zwróciła się do prezydenta z pytaniem, czy w takim razie ma zamiar wyciągnąć konsekwencje służbowe wobec osób, które dopuściły do rażącego naruszenia prawa. Jeśli tego nie zrobi, będę pierwszą osobą, która będzie wnioskowała o obniżenie wynagrodzenia Tadeuszowi Truskolaskiemu – poinformował skarżących mieszkańców radny Piotr Jankowski.
Błędy zdarzają się wszędzie, co jeszcze nie znaczy, że można je popełniać cały czas. W przypadku białostockiego magistratu trudno natomiast jest zrozumieć takie postępowanie, w którym zapada wyrok sądu orzekający rażące naruszenie prawa i nikt nie ponosi za to odpowiedzialności, ani nie ma wyciągniętych konsekwencji. To przede wszystkim dlatego obywatele nie mają zaufania do urzędników, mają też uzasadnione pretensje o lekceważenie ich praw i w końcu takie przykłady pokazują, że w starciu obywatel – urzędnik, ten pierwszy nie ma żadnych szans, a drugi bezkarnie może robić, co mu się podoba.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie