
Kobieta została oczyszczona z zarzutu kradzieży i w związku z tym nie będzie musiała płacić mandatu, jaki nałożyła na nią Policja. Sąd zajmujący się tą sprawą uznał, że kobieta nie dokonała kradzieży, tylko wyjęła ze śmietnika coś, czego nikt inny już nie potrzebował. Spółka Jeronimo Martins Polska, do której należał sklep, na którego tyłach znajdował się śmietnik uważała inaczej.
Bo to właśnie z zawiadomienia sklepu na jego tyłach już ponad rok temu pojawiła się Policja, która musiała podjąć czynności wobec kobiety, która wyjmowała ze śmietnika wyrzuconą żywność. Sklep zarzucał kobiecie, że dokonuje kradzieży żywności, jaką zamierzał przeznaczyć do recyklingu. Jednak, jak się okazało w trakcie śledztwa i przewodu sądowego, pojemnik nie był oznaczony w taki sposób, aby ktokolwiek mógł odczytać, że wewnątrz znajduje się cokolwiek przeznaczonego do recyklingu. Sklep argumentował, że żywność, chociaż wyrzucona, nadal pozostawała jego własnością.
W związku z tym, szkodę oszacowano na 108 złotych i następnie Policja wymierzyła białostoczance mandat w wysokości 200 zł. Była to kara za wykroczenie polegające na kradzieży. Z tym nie zgodziła się kobieta, która postanowiła zawalczyć o swoje prawo do – jak to określiła – odzyskania żywności przed całkowitym zniszczeniem. Od dłuższego czasu kobieta pozyskuje żywność właśnie w taki sposób, że zabiera ze śmietników jedzenie, które jeszcze nadaje się jej zdaniem do spożycia.
- To nic innego jak zwykły plastikowy pojemnik na śmieci. Co więcej, nieoznaczony w żaden szczególny sposób pozwalający osobie postronnej na inną ocenę jego charakteru, aniżeli zwyczajowo i społecznie przyjęta – mówił w uzasadnieniu sędzia Tomasz Pannert. – Skoro żywność trafiła do śmietnika, to znaczy, że właściciel się jej pozbył – dodał.
Z tego też wywiódł, że każda osoba jest świadoma i wie o tym, że jeśli coś trafia do śmietnika, to znaczy, że właściciel już tego czegoś nie potrzebuje. Tych rzeczy właściciel po prostu sam się pozbył. I z tego względu, odzyskanie przez kogoś innego porzuconych rzeczy, nie można postrzegać w charakterze wykroczenia, ani kradzieży. Z tego też względu uznał, że białostoczanka nie będzie płaciła mandatu za kradzież.
- Wiem, że to co robię niektórzy określają mianem freeganizmu, ja tego tak nie nazywam, po prostu wyjmuję rzeczy ze śmietnika – powiedziała oczyszczona z zarzutu 31-letnia białostoczanka. – Bardzo się cieszę, że wywalczyłam sprawiedliwość, że się udało. To jest znak dla innych osób, które także wyjmują rzeczy ze śmietnika, żeby pamiętały o swoich prawach, oraz o tym, że nie robią nic złego – dodała już po tym jak usłyszała o decyzji sądu.
To pierwsza tego typu sprawa, jaką zajmował się białostocki wymiar sprawiedliwości. Chociaż trwa jeszcze inne postępowanie. Bo kobieta oskarżyła interweniującego w dniu zdarzenia ochroniarza sklepu o przekroczenie uprawnień. Poinformowała, że usiłował wyciągnąć ją z samochodu i użył wobec niej gazu łzawiącego. Odnośnie tych zdarzeń trwa jeszcze śledztwo i nie postawiono nikomu zarzutów.
(Cezarion/ Foto: DDB)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie