Reklama

Białystok – miasto dewelopera?

22/07/2015 15:46


Za pomocą specustawy wyrzuca się z domów ludzi, tylko po to, żeby wybudować osiedlową uliczkę. Nie jest to jakiś szczególnie ważny trakt komunikacyjny. Jednak dla miasta okazał się na tyle istotny, że trzeba było w szybkim terminie powyrzucać mieszkańców. A wszystko dlatego, że znalazł się inwestor, który dołoży się do budowy tej uliczki. To ten sam deweloper, który jest zainteresowany zabytkowym budynkiem przy Lipowej 41.

Dialog z mieszkańcami wygląda co najmniej dziwnie. Najpierw urząd miejski przesyła pisma, do których trzeba się dostosować bez względu na wszystko. W przypadku mieszkańców ulicy Ostrowieckiej i Angielskiej, miasto dało dwa tygodnie na spakowanie dobytku i wyniesienie się do lokali zastępczych. Ludzie nie mają pojęcia do dziś kiedy dostaną odszkodowania za wywłaszczenia, ani w jakiej wysokości. Niektórzy stwierdzili, że nie będą walczyć z urzędnikami więc opuścili swoje domy i posesje. Uważają, że i tak nie mieliby szans.

Widziałem co się działo przy budowie drogi, tam na przedłużeniu Piastowskiej. Nie było dyskusji. Zrobili co chcieli, a ludzie to nic, zero. Mojemu stryjowi kazali się wynosić. Różnica jest taka, że tam leci duża droga i jakoś można to jeszcze zrozumieć. Miał też więcej czasu do wyprowadzki. Stryj nic nie wywalczył, tylko stracił zdrowie. Porozmawiałem z żoną i uznaliśmy, że nie wygramy z tym, co się dzieje. Dlatego wyprowadziliśmy się – mówi nam jeden z mieszkańców, który nie chciał, by podawać do wiadomości publicznej jego nazwisko.

Ten dialog z mieszkańcami przeniósł się wczoraj na ulicę. Konkretnie pod urząd miejski i to tylko na początek, bo potem ulicami zgromadzenie dotarło pod urząd wojewódzki. Zebrało się spore grono osób, którym nie podoba się takie traktowanie mieszkańców, jakie prezentuje urząd miejski w Białymstoku. Nie wierzą w żadne umowy z urzędnikami. Chcieli rozmawiać wyłącznie w towarzystwie dziennikarzy i kamer. Przede wszystkim zaś nie zgadzają się z tym, że wyrzuca się ich z domów, bo teren okazał się potrzebny dla dewelopera, który pobuduje parkingi. Dokładnie w tym miejscu, w którym dziś stoją ich domy.

Nie ufamy urzędnikom. Jeśli pan prezydent chce rozmawiać, niech do nas wyjdzie i tu rozmawia, w obecności dziennikarzy i kamer. Potem nie będzie miał jak się wyprzeć swoich słów – mówiła Justyna Falgowska, która ma się wyprowadzić z Ostrowieckiej. – Czujemy się w tej sytuacji, nie jak ludzie, tylko jak przedmioty, albo zwierzęta. Władza się z nami w ogóle nie liczy. Jakby nie mieli żadnych ludzkich uczuć – dodała.

Mieszkańcy przyszli pod urząd z transparentami, na których były napisy: „stop arogancji urzędniczej”, „miasto dla ludzi czy dla dewelopera?”, „stop bezprawiu”. Nie godzą się na to, aby w służbie dewelopera działały instytucje, które powinny chronić dobro społeczne, a nie interesy prywatne. Tak przynajmniej wykrzykiwali pod adresem zastępcy prezydenta – Adama Polińskiego, który wyszedł po kilku prośbach, by porozmawiać ze zgromadzonymi. Powtarzał, że urząd jest otwarty na spotkania z mieszkańcami i rozmowy w każdej sytuacji.

- To nieprawda. Byłam i umawiałam się, do dziś nikt się ze mną nie spotkał – mówiła Bogusława Falgowska.

Trzeba pamiętać, że to jak miasto jest zagospodarowywane nie zależy od naszych indywidualnych decyzji, ale w tym przypadku zależy od uchwalonego planu zagospodarowania przestrzennego. I to, co jest najistotniejsze, to ta inwestycja nie wychodzi ani na centymetr poza linie rozgraniczające ulice określone planem zagospodarowania przestrzennego – tłumaczył Adam Poliński.

W tym przypadku jest jednak nieco inaczej i zastępca prezydenta, albo celowo wprowadził zgromadzonych w błąd, albo nie zna przepisów. Budowa drogi z parkingami, która zmiecie z powierzchni kilka domów i posesji, jest przecież zatwierdzona decyzją o zezwoleniu na realizację inwestycji drogowej, czyli tak zwaną decyzją ZRID-owską. To oznacza, że plany zagospodarowania przestrzennego nie mają tu żadnego zastosowania. Tak przynajmniej mówią przepisy prawa. Warto też dodać, że gdyby nie było decyzji ZRID-owiskiej, nie można by też było zastosować specustawy i wywłaszczyć ludzi z ich posesji z dnia na dzień.

Wszystko rozbija się o inwestora, którego miasto pozyskało do budowy tej uliczki osiedlowej. To deweloper, który zdecydował się wybudować drogę z własnych środków. Ale najwyraźniej zabrakło mu terenu na zlokalizowanie parkingów. Stąd kilku mieszkańcom ulicy Ostrowieckiej i Angielskiej zabierany jest dorobek życia, żeby można było w tym samym miejscu wybudować parkingi. W miejscowych planach jest mowa, że mogą powstać, ale nie ma nigdzie żadnego zapisu, że muszą powstać miejsca parkingowe. Tę decyzję, o tym, żeby parkingów nie budować, może podjąć miasto i też byłoby to zgodne z planami zagospodarowania. A te przecież i tak nie mają nic do znaczenia przy wydanej decyzji ZRID-owskiej.

Dziwnym trafem znów w tle całej sprawy stoi ten sam deweloper, którego obecnością w urzędzie miejskim zainteresowało się już Centralne Biuro Antykorupcyjne. Po pikiecie pod urzędem miejskim mieszkańcy przemaszerowali pod urząd wojewódzki i spotkali się z wojewodą podlaskim. Ten temat wkrótce opiszemy szerzej.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do