Mistrzostwa Europy w piłce nożnej zawodników do lat 21 w 2017 r. mogą być szansą dla mniejszych miast w Polsce. Zainteresowanie rozgrywkami będzie wprawdzie znacznie niższe niż podczas Euro 2012, ale i tak przyznanie naszemu krajowi tych rozgrywek daje duże możliwości. Tymczasem Białystok swoją szansę praktycznie przespał.
Najbardziej skorzystać na zawodach mogą młodzi sportowcy, bo mecze oglądać będzie więcej menadżerów niż kibiców. Co ważne, poprawić powinna się także infrastruktura treningowa.
26 stycznia Polska została oficjalnie ogłoszona gospodarzem piłkarskich mistrzostw Europy do lat 21. Rozgrywki w naszym kraju będą pierwszymi w historii, w których zmierzy się 12 zespołów (teraz jest ich osiem). Polska kadra automatycznie otrzyma kwalifikację do mistrzostw. Mistrzostwa U-21 rozgrywane są co dwa lata, a w tym roku odbędą się w Czechach. Nawet jeśli tylko co dziesiąta osoba będzie w ogóle świadoma, że taka impreza odbywa się w Polsce, to nie oznacza to wcale, że na tym nie skorzystamy.
‒ Jakakolwiek duża europejska czy światowa impreza w ważnej dyscyplinie to duży sukces Polski. Mimo to skala rażenia i waga tego widowiska jest znacząco niższa ‒ mówi Grzegorz Kita, prezes zarządu Sport Management Polska..
Mistrzostwa U-21 mogą być natomiast dużą szansą dla polskich młodych sportowców. Z uwagi na rozgrywki mogą powstać nowe obiekty szkoleniowe i inne elementy infrastruktury sportowej. Przede wszystkim jest to jednak szansa dla najlepszych, by wypromować się wśród zagranicznych menadżerów.
Tymczasem w Białymstoku mamy Miejski Ośrodek Szkolenia Piłkarskiego, który nie otrzymuje dotacji od miasta, mimo że ćwiczy na nim ponad pół tysiąca dzieci. Mamy także Szkółkę Piłkarską „Jagiellonia”, do której uczęszcza kolejne około 300 potencjalnych zawodników. Władze Białegostoku nie zadbały o to, aby sprowadzić tę imprezę do naszego miasta. Nie zadbał też członek PZPN, który miał dostęp do takich informacji i powinno mu zależeć na promocji młodego narybku z własnej szkółki BSP „Jagiellonia”. Choć w jednym i drugim przypadku są to młodsi piłkarze, od tych którzy będą grali na polskich boiskach w 2017 roku, ważne jest, aby już obserwowali, w jaki sposób powinni pracować na sportowy sukces.
‒ Arenami tych mistrzostw będą stadiony mniejsze o wielkości 12, 15 czy 20 tys. widzów, z wyjątkiem Stadionu Narodowego. To obiekty, gdzie łatwiej uzyskać dobrą frekwencję. To bardzo mocno wpłynie na rozwój rynku lokalnego. Z całą pewnością turniej będzie bardziej zauważalny w Gdyni, Kielcach, Lublinie niż np. w Poznaniu czy we Wrocławiu. Te stadiony są za duże, w tych miastach za dużo się dzieje ‒ wyjaśnia Kita.
Właśnie dlatego mniejsze miasta mogą wykorzystać rozgrywki w 2017 r. do tego, by wypromować nie tylko samo wydarzenie, lecz także społeczność lokalną i region. Tym bardziej że w wielu z nich powstały nowe stadiony, które są mniejsze niż te znane z Euro 2012, ale dobre dla mistrzostw w 2017 r. W naszym mieście – mamy najładniejszy stadion w Polsce, tylko że nie ma go komu oglądać i właściwie nie ma też po co go oglądać. Niedawno magistrat tłumaczył brak działań w sprowadzeniu Euro 2017 do Białegostoku tym, że najbliższe lotnisko jest położone dalej niż 100 km od naszego miasta. To tłumaczenie jednak nie ma pokrycia w oczekiwaniach UEFA. Piłkarskim strukturom europejskim zależało na tym, aby rozgrywki były prowadzone na mniejszej powierzchni. Szczególnie sugerowały, żeby obiekty sportowe oddalone były od siebie maksymalnie 180–200 km. To oznacza, że Białystok spokojnie mógłby przynajmniej spróbować podjąć się organizacji mistrzostw.
Pod koniec marca podlaski ZPN wystąpił z listem do Prezydenta Białegostoku, w którym proponował pomoc w organizacji mistrzostw. Proponował także powołanie Komitetu Organizacyjnego, ale do dnia dzisiejszego brak jest odpowiedzi w tej sprawie. A czas płynie i do lipca, czyli do czasu, kiedy można jeszcze aplikować o sprowadzenie imprezy do naszego miasta, nikt nie poczynił żadnych działań w tym kierunku. Najwyraźniej lepiej, aby na stadionie nie działo się nic, jak dotychczas. Możliwe, że stadion pełen ludzi wyglądałby niekorzystanie na folderach reklamowych przed kolejnymi wyborami i jeszcze zniechęciłby wszystkich do korzystania z obiektu.
Możliwe, że wbrew pozorom, w naszym mieście jest jednak realizowany program niedoszłego prezydenta – Krzysztofa Kononowicza i zwyczajnie nie będzie tu niczego. Przynajmniej w dziedzinie sportowej wszystko wydaje się zmierzać dokładnie w tym kierunku. Gdyby było inaczej, mogłoby nie wystarczyć środków na dotowanie jedynego klubu, który korzysta od lat na takiej polityce władz naszego miasta.
Komentarze opinie