Reklama

Było pomówienie czy go nie było? Czyli jak prezydent urzędnika pozywał

12/10/2015 15:45


No i mamy za sobą pierwsze spotkanie na sali rozpraw. Po jednej stronie stanął zastępca Prezydenta Białegostoku – Rafał Rudnicki. Po drugiej stronie miejsce zajął zwolniony z pracy urzędnik – Sebastian Wicher. I to właśnie ten drugi został pozwany przed organ sprawiedliwości za to, że rzekomo naruszył dobra osobiste tego pierwszego. Wczoraj obiecaliśmy relację z przebiegu rozprawy, więc słowa dotrzymujemy.

Wczorajsza sprawa to efekt listu Sebastiana Wichra, napisanego do radnych odnośnie zmiany zaleceń konserwatorskich dla zabytkowego budynku przy Lipowej 41. Tym budynkiem jest zainteresowany białostocki deweloper, któremu zależało na tym, aby jak najmniejszym kosztem zrealizować niezbędne prace adaptujące obiekt do nowych celów. Szczegółowo o sprawie pisaliśmy TUTAJ. Formą listu jak i treścią poczuł się dotknięty Rafał Rudnicki – zastępca prezydenta Białegostoku, dlatego chce naprawienia szkód jakie miał ponieść w związku z nadszarpniętym wizerunkiem.

Jak dalej się potoczą losy dwóch mężczyzn, na razie nie wiadomo. Wczoraj odbyła się dopiero pierwsza rozprawa, na której powód jak i pozwany prezentowali własne stanowiska, zaś sąd musiał wysłuchać co mają do powiedzenia. Wydawało się, że sporo może mieć do powiedzenia Rafał Rudnicki, który pozwał Sebastiana Wichra za naruszenie dóbr osobistych. Jednak okazało się, że poza tym, że uważa, iż były urzędnik z biura miejskiego konserwatora zabytków wysłał list otwarty, w którym miał go pomówić, szczególnie dużo argumentów ponad to, z ust zastępcy prezydenta nie padło. Podnosił oczywiście fakt, że sprawa stała się publiczna, że stracił na wizerunku i że popiera swój wniosek o zadośćuczynienie wyrządzonym mu krzywdom.

Pan Wicher skierował list do radnych, że pod naciskiem firm deweloperskich Rafał Rudnicki zmienił treść zaleceń konserwatorskich. To sformułowanie narusza moje dobra osobiste. Mógł powiadomić CBA, prezydenta Białegostoku, a nie wysyłać list. List ten został zamieszczony na Facebooku i na kilku stronach internetowych. Te informacje są nieprawdziwe – mówił przed sądem Rafał Rudnicki.

Chciałem wyraźnie podkreślić, że mój list nie miał charakteru listu otwartego. Wystąpiłem tylko do trzech radnych i miało to na celu wyłącznie poinformowanie, że być może doszło do naruszenia przepisów prawa. Chciałem w tej sposób dotrzeć do prezydenta, ponieważ gdybym udał się bezpośrednio, prezydent mógłby być nieobiektywny, albo próbowałby wyciszyć sprawę. Nie było moją intencją upublicznianie listu i naruszanie dóbr osobistych pana Rudnickiego, ponieważ wysłałem go tylko do trzech radnych. Nie miałem wpływu na to, że ktoś zdecyduje się list upublicznić – odpowiadał Sebastian Wicher.

Tych trzech radnych to Wojciech Koronkiewicz, Piotr Jankowski oraz Konrad Zieleniecki. Jak argumentował Sebastian Wicher, nie byli to przypadkowo wybrani radni. Wojciech Koronkiewicz jest wiceszefem Komisji Kultury w Radzie Miasta i od dawna interesuje się zabytkami. Piotr Jankowski szefuje Komisji Rewizyjnej, która kontroluje Prezydenta Białegostoku w jego działaniach. Natomiast Konrad Zieleniecki jest szefem Komisji Zagospodarowania Przestrzennego i interpelował w sprawie zabytkowego budynku przy Lipowej 41 do Prezydenta Białegostoku, zanim jeszcze pojawiła się sprawa zaleceń konserwatorskich, które finalnie zostały zmienione na korzyść jednego z białostockich deweloperów.

Rafał Rudnicki próbował jednak dowiedzieć się szczegółowo, dlaczego to akurat ta trójka radnych została wybrana na adresatów listu. Argumentował, że Sebastian Wicher mógł działać celowo wybierając tylko tych radnych, którzy nie darzą go szczególną sympatią – i to delikatnie mówiąc. Sędzia Joanna Toczydłowska jednak uchyliła to pytanie, ponieważ Sebastian Wicher uzasadnił już dlaczego wybrał takich a nie innych przedstawicieli Rady Miasta. Przyznamy, że nas rozbawiło szczególnie właśnie to pytanie, ponieważ mając własne perypetie z zastępcą prezydenta, można wyciągnąć wniosek, że najwyraźniej wszędzie doszukuje się spisku, jeśli coś nie jest po jego myśli. Nawet logiczne argumenty są niekiedy niewystarczające.

Rafał Rudnicki tłumaczył przed sądem, że Sebastian Wicher w swoim liście przedstawił go w taki sposób, jakby faktycznie wywierał naciski na miejskiego konserwatora zabytków. Podkreślał, że taka sytuacja nigdy nie miała miejsca. Wskazał nawet Dariusza Stankiewicza na świadka, który może potwierdzić, że żadnych nacisków nigdy na niego nie wywierał w sprawie Lipowej 41.

Żaden organ tego nie potwierdził, że były naciski, a ja już jestem postrzegany jak kryminalista – mówił przed sądem.

Żaden organ nie potwierdził, to fakt. Ale warto również dodać, że aktualnie toczy się śledztwo w tej sprawie, które Centralne Biuro Antykorupcyjne zleciło Prokuraturze. Nikt nie ma postawionych zarzutów i wciąż gromadzony jest materiał, który pomoże takie zarzuty postawić, albo umorzyć postępowanie. Z zeznań zastępcy prezydenta dowiedzieliśmy się również, że w magistracie nikt nie przeprowadził żadnych czynności kontrolnych na okoliczność wyjaśnienia sytuacji opisanej przez Sebastiana Wichra w liście do radnych.

W moim miejscu pracy nikt tego nie weryfikował. Nie było kontroli – mówił Rafał Rudnicki. I dodał, że jest gotowy zawrzeć z Sebastianem Wichrem ugodę, ale nie przedstawił na to żadnych propozycji.

Nikt mnie w urzędzie nie pytał jak było. Po napisaniu listu zostałem zwolniony bez żadnych wyjaśnień. A przecież miejski konserwator zabytków zmienił, i to diametralnie, zalecenia konserwatorskie zaledwie w tydzień – mówił Sebastian Wicher.

Zwolniony urzędnik wyjaśnił również dlaczego nie poszedł do Prezydenta Białegostoku w związku z podejrzeniami o sprzyjanie deweloperowi przez Rafała Rudnickiego. Zeznał przed sądem, że trzy lata wcześniej, kiedy wyraził własne stanowisko odnośnie planów zagospodarowania przestrzennego w zabytkowej części miasta, została na niego nałożona nagana i to właśnie przez Prezydenta Białegostoku – Tadeusza Truskolaskiego. Sebastian Wicher powiedział, że nie miał zaufania do jego bezstronności i obiektywnej oceny sytuacji, skoro nagana została wycofana dopiero po skierowaniu sprawy do sądu pracy.

Zachowałem drogę służbową, ponieważ zwróciłem się do radnych, którzy kontrolują pracę pana Prezydenta. Nie miałem wiedzy, że mój list z prośbą o interwencję, zostanie upubliczniony. To nie było moją intencją. Pragnę dodać, że nigdzie w swoim liście nie użyłem sformułowania, że pan Rudnicki wywierał naciski. W jednym tylko zdaniu użyłem słowa presja. Podtrzymuję całą treść listu, co w nim opisałem i nie wycofuję się z niczego – dodał Wicher.

Sąd uznał dopuszczenie dowodów w postępowaniu w postaci zeznań świadków, między innymi trójki radnych, którzy otrzymali listy, jak również kilku pracowników biura miejskiego konserwatora zabytków. Nie będzie dopuszczał jednak dowodów z postępowania przygotowawczego Prokuratury i Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Sędzia Toczydłowska argumentowała swoje stanowisko tym, że sprawa dotyczy naruszenia dóbr osobistych, a obydwa organy śledcze zaczęły prowadzić własne postępowania już po publikacji listu, który stał się powodem zawiadomienia w przedmiotowej sprawie. Przesłuchania świadków i kolejne posiedzenie w sprawie Rudnicki kontra Wicher odbędzie się 1 grudnia tego roku. Postaramy się ponownie wszystko dokładnie zrelacjonować.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do