Reklama

Cały Białystok jak Manhattan…!

27/06/2016 13:14


Niektórym radnym marzy się Manhattan i to tu, w Białymstoku. I nie w przenośni, ale w dosłownie – widzieliby tu ogromne wieżowce, dużo wieżowców, które górowałyby nad miastem. Niektórzy nawet byli w Nowym Jorku i widzieli jak wygląda prawdziwe city dużego miasta, więc uważają, że u nas też to jest możliwe. Inni z radnych mają już dość wyrastających wieżowców i mówili o tym wczoraj na posiedzeniu Rady Miasta. A my pytamy, czy jest w Białymstoku w ogóle jakiś planista?

Zaledwie wczoraj pisaliśmy o dewastacji przestrzeni publicznej. Brak wizji i jakiejś spójnej gospodarki planistycznej od dłuższego czasu aż szczypie w oczy. W wielu miejscach powstały wieżowce bez składu i ładu, nie pasujące kompletnie do otoczenia. Niestety, ktoś na takie rzeczy dotychczas pozwalał i wygląda na to, że i będzie pozwalał. Bo tak się składa, że część radnych nie ma nic przeciwko temu, aby wyrastały kolejne wieżowce, nawet znacznie wyższe od już istniejących i nieważne, że nie będą pasować do otoczenia. Jak twierdził, między innymi radny Dudziński z PiS, to może mieć sens.

Będąc w Nowym Jorku widziałem punktowce, wysokościowce, drapacze chmur. Mam też w rodzinie architekta i powiem tak – gdybyśmy poszli takim rozumowaniem, to Manhattan niemiałby punktowców, może baraki jakieś, na jedno pięterko – mówił radny Kazimierz Dudziński, radny PiS.

Te słowa padły w odpowiedzi do przedmówców, którzy krytycznie odnosili się do pomysłu budowy kolejnych wysokich bloków mieszkaniowych, które miałyby powstać w Białymstoku. Mowa jest konkretnie o rogu ulicy Sosnowej i Wyszyńskiego. Co prawda są tam w pobliżu wybudowane wieżowce, ale te planowane, miałyby być jeszcze wyższe, nawet o kilka pięter. Tak przynajmniej przedstawiała projekt uchwały planistycznej dyrektor Departamentu Urbanistyki Urzędu Miejskiego.

Tym, którym marzy się ewentualnie drugi Manhattan i to na dodatek nad Białką, przypominamy, że Nowy Jork to ogromna aglomeracja, w której mieszkają miliony ludzi. Z przyczyn oczywistych nie ma możliwości budowy wyłącznie parterowych domów, ponieważ do miasta ciągną każdego dnia nowi mieszkańcy. Z Białegostoku raczej się wyjeżdża. Zwłaszcza młodzi białostoczanie opuszczają miasto. Na szczęście przyjeżdżają tu studenci z miasteczek i wsi. Dzięki temu liczba mieszkańców Białegostoku od wielu lat stoi w tym samym miejscu. Ponadto niż demograficzny, który już trwa, nie nastraja optymistycznie na przyszłość, zwłaszcza w kontekście przeprowadzania się do naszego miasta mieszkańców innych miast Polski. Powód? Brak miejsc pracy! Od wielu lat to właśnie Białystok zamyka zestawienia stolic wojewódzkich, jako ta, z najwyższym wskaźnikiem bezrobocia. Ludzie muszą mieć powód, żeby się przeprowadzać do naszego miasta i wówczas będzie uzasadnienie dla wznoszenia zwartej i wysokiej zabudowy. W obecnym stanie, jeśli Białystok miałby przyciągnąć jakichkolwiek mieszkańców z innych miast Polski, mógłby to zrobić nie inwestycjami deweloperskimi, których jest pełno wszędzie indziej, ale ciekawymi terenami pod zabudowę jednorodzinną. Część radnych jakby zaczęła to rozumieć i wczoraj podczas debaty nad planami zagospodarowania przestrzennego zwracali uwagę na wszechobecne blokowiska i brak parkingów.

Z mojego wniosku toczą się obecnie prace planistyczne nad sporządzeniem miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego os. Mickiewicza w Białymstoku. Plan ten ma uchronić nasze wspaniałe, rodzinne osiedle przed zabudową wielorodzinną/wielkoblokową” – napisał jeszcze kilka dni temu na swoim publicznym fanpage radny PiS – Marek Chojnowski.

Wczoraj na posiedzeniu Rady Miasta wskazywał ponownie na problemy z zagospodarowaniem osiedla Mickiewicza, ale mówił również o złych przykładach architektonicznych i urbanistycznych w Białymstoku. Między innymi odniósł się do zabudowy wielorodzinnej u zbiegu Legionowej i Waszyngtona. I trudno się nie zgodzić z negatywną oceną tej konkretnie zagospodarowanej przestrzeni, o której radny wypowiedział się w bardzo mocnych słowach.

Może spojrzenie na taką zabudowę byłoby inne… Ale jaką pani da gwarancję, że nie będą wybudowane znów takie kulfony, jak na Legionowej z niebieskimi oknami, za co powinien grozić kryminał? – zwracał się radny PiS Marek Chojnowski do dyrektor Agnieszki Rzosińskiej

Pytanie jest, czy mieszkańcy oczekują kolejnych wieżowców, czy mieszkańcom przyjemniej się mieszka w mniejszych blokach i w której części miasta chcemy te wieżowce sytuować. Generalnie tendencja jest taka, że w centrum miasta poza biurowcami, nie stawia się bloków mieszkalnych, tylko niższą zabudowę – mówił radny klubu PiS – Marcin Szczudło.

Tutaj należałoby zwrócić uwagę na współczynnik miejsc postojowych, to jest pierwsza rzecz. Druga sprawa, to obok też jest sąsiedztwo i z tego co wiem, to tam są bloki 11-piętrowe i nowe bloki powinny być tej samej wysokości. Kolejnym powodem, dla którego też jestem sceptycznie nastawiony, jeżeli chodzi o wieżowce, to te nowe wieżowce będą zasłaniały te bloki, które już stoją lub będą stały. Poza tym nie uważam, żeby centrum miasta było dobrym miejscem na takie budownictwo, bo też mamy ograniczone ulice, które muszą obsłużyć większy ruch – mówił z mównicy radny Henryk Dębowski.



Dyskusja trwałaby dalej o blokach, wieżowcach i Manhattanie. Jednak przytomnie zachowało się dwoje radnych, którzy zwrócili uwagę, że od blisko roku prezydent Białegostoku wciąż nie przedłożył aktualnego studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Białegostoku. Jest to najważniejszy dokument, na podstawie którego można uchwalać plany zagospodarowania przestrzennego. Od wielu lat to studium jest już nieaktualne, natomiast plany, w tym określające gdzie może powstawać zabudowa wielorodzinna, kolejne drogi lub strefy handlowe i usługowe, powinny być zapisane najpierw w studium, a dopiero później w uchwałach planistycznych. Na brak tego dokumentu zwrócił uwagę radny PO – Maciej Biernacki i radny PiS – Konrad Zieleniecki.

Wciąż brakuje nowego projektu studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego. Jak słyszeliśmy deklaracje, miało się ono pojawić w pierwszym kwartale, później w pierwszej połowie tego roku. Wciąż niestety tego studium nie ma, a być może to właśnie studium rozwiązałoby wiele bardzo palących problemów urbanistycznych – powiedział radny Zieleniecki.

W sytuacji uchwalania planów miejscowych w oparciu o nieaktualne studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gmina przede wszystkim nie realizuje w sposób właściwy polityki przestrzennej na swoim obszarze, co w sposób niekorzystny wpływa na liczbę, jakość i terminowość opracowywanych planów miejscowych, których projekty – na podstawie art. 15 ust. 1 ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym – sporządza się zgodnie z zapisami studium, a tym samym i na rozwój całego miasta. Poza tym takie postępowanie organów gminy może doprowadzić do roszczeń ze strony właścicieli lub użytkowników wieczystych nieruchomości położonych na takim terenie o odszkodowanie za zmniejszenie wartości nieruchomości w związku z wejściem w życie planu miejscowego, a nawet stwierdzenia nieważności planu miejscowego przez wojewodę w ramach prowadzonego nadzoru. Ponadto brak aktualnego studium ogranicza powstanie bądź poddaje w wątpliwość aktualność innych ważnych dla rozwoju miasta dokumentów, tj. wieloletniego programu gospodarowania zasobem mieszkaniowym gminy, studium transportowego, czy też Strategii Rozwoju Miasta – wyjaśnia Artur Kosicki, ekspert od inwestycji budowlanych.

Bloków w Białymstoku jest w tej chwili już zbyt wiele. Sporo mieszkań w nowo wybudowanych wieżowcach stoi pusta i to od wielu lat. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zabudowa wielorodzinna stała się w ostatnich zwłaszcza miesiącach tematem poważnych dyskusji planistycznych. Niestety widać również, że w urzędzie miejskim nie ma planistów, którzy czuwaliby nad zrównoważonym rozwojem naszego miasta. Zrównoważony rozwój to taki, który uwzględnia oprócz zabudowy mieszkaniowej, także strefy przemysłowe, rekreacyjne i handlowe. A w tym względzie w Białymstoku panuje kompletny chaos.

Jeśli nawet najlepszym radnym marzy się Manhattan w Białymstoku, najpierw należy zadbać o miejsca pracy, a następnie o tak zwane city, które jest w Nowym Jorku wyłącznie zagospodarowane pod biznes, wielki biznes i bardzo wielki biznes oraz usługi. W wieżowcach, w ścisłym city Nowego Jorku, praktycznie nikt nie mieszka, ale prowadzi działalność gospodarczą. Poza tym to właśnie na Manhattanie ostatnio zaszło sporo zmian planistycznych, przede wszystkim w tereny rekreacyjne. Więcej osób przeniosło się do mieszkań i domów na Brooklyn, pozostawiając Manhattan przede wszystkim dla biznesu, gastronomii i usług. Być może dla niektórych radnych wysoki budynek oznacza wieżowiec mieszkalny, ale wystarczyłoby zajrzeć do środka, aby wiedzieć, że tak nie jest. Gdyby byli w naszym mieście planiści z prawdziwego zdarzenia, usiedliby nad planem miasta i zorganizowali przestrzeń w taki sposób, by służyła ona wszystkim i z poszanowaniem wszystkich jej użytkowników.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do