Dla wszystkich oczekujących, że niebawem w Białymstoku powstanie hala widowiskowo-sportowa, mamy złe wieści. Nie wiadomo ile ma kosztować, nie wiadomo co ma w niej być i nie wiadomo skąd wziąć pieniądze na jej budowę. A co wiadomo? Że hala jest potrzebna i wszyscy chcą jej budowy. O wszystko inne trwa kłótnia.
Wiceprezydent Rafał Rudnicki na czwartkowym posiedzeniu Komisji Sportu i Turystyki Rady Miasta poinformował, że gmina ma problemy z dopięciem finansowania hali. Koszt jej budowy to 120 milionów złotych (kilka miesięcy temu mowa była o 80-90, a maksymalnie o 100 mln zł). Gdyby zrealizowano pomysł umieszczenia w niej bieżni lekkoatletycznej to jej koszt poszybowałby aż do 170 mln. W preferowanej przez prezydentów wersji, hala miała być przeznaczona wyłącznie dla sportów zespołowych oraz imprez artystyczno-rozrywkowych i mieć widownię na 5000 miejsc, z możliwością ustawienia 1000 dodatkowo.
- Nie jestem architektem ani planistą, więc nie wiem na ile precyzyjne są te wyliczenia. Mam szacunki specjalistów, a dobudowanie bieżni lekkoatletycznej w obecnie istniejącym projekcie pana Gęsiarka, to nie tylko opóźnienie w całym procesie. Bo trzeba wszystko przerabiać i jeszcze dodatkowo wzrosną koszty. Miasto nie stać na wyłożenie 130 milionów – mówił Rudnicki.
Wiceprezydent dodał, że Ministerstwo sportu jeszcze za poprzedniej koalicji wpisało białostocką halę do wieloletniego planu inwestycyjnego zapewniając na jego realizację 40 mln zł. Kwoty 40 milionów miasto spodziewało się jeszcze dodatkowo po władzach województwa.
- Rozmowy są trudne i marszałek nie chce tyle dać. Jest zagrożenie, że miasto będzie musiało znaleźć te brakujące 40 mln. Może by radny Brożek porozmawiał z ministrem Jurgielem i PiS-em i uzyskał dodatkowe środki. 40 milionów załatwiła poprzednia koalicja. Nowy rząd powinien chyba dołożyć jeszcze trochę. Wtedy można będzie rozmawiać o nowych elementach tej hali – dodawał Rudnicki.
Słowa wiceprezydenta wywołały burzę.
- Nie wiem skąd pochodzi wiadomość, że bieżnia lekkoatletyczna podroży koszty o 50 milionów. Koszt jej budowy – nawet takiej, która się rozkłada - to 3-4 miliony. To co tam jeszcze powstać, że to tak drogo wychodzi? Skąd te wyliczenia? Jesteśmy za tym, żeby hala miała akcent lekkoatletyczny, bo byłby to drugi – po Toruniu – taki obiekt w Polsce. Biorąc pod uwagę, że Białystok w przeciwieństwie do Torunia, ma stadion i tradycje lekkoatletyczne oraz duże doświadczenia, to umiejscowienie tutaj ośrodka przygotowań olimpijskich dla lekkoatletów, to rzecz pewna. Byłaby to też arena do zawodów mistrzowskich rangi krajowej i międzynarodowej – argumentował Wojciech Orłowski, prezes Podlaskiego OZLA.
- Ktoś tu radnych oszukuje. Prezydent mówił przecież, że da się wstawić do hali bieżnię bez powiększenia kubatury, a teraz słyszymy, że tak nie jest. Kto wyliczył takie koszty? Miałoby być dużo taniej – góra 120 milionów z bieżnią. Wnioskuję, żeby prezydent jak najszybciej dał pisemną informację jakie są realne koszty i za co i skąd i ile mamy dostać pieniędzy. Prezydent kręci, więcej nie ma nic „na gębę”. Żądamy pisemnej informacji – denerwował się Zbigniew Brożek, przewodniczący Komisji.
- Szkoda, że tak późno dowiadujemy się o trudnościach w rozmowach z marszałkiem. Głosowaliśmy na sesji spore bonifikaty dla samorządu województwa na wykup działek pod parking przy operze. Gdybyśmy wiedzieli o tych trudnościach, to pewnie głosowanie byłoby inne. A na pewno byłyby rozmowy na ten temat – mówili radni Paweł Myszkowski i Sebastian Putra.
Ten drugi wykazywał spory sceptycyzm wobec pomysłów lekkoatletów związanych z bieżnią.
- Odchodzi się od budowy takich hal i takich stadionów. To pogarsza komfort oglądania widowisk sportowych – mówił Putra.
Zwolennicy pomysłu podnosili, że w Toruniu świeżo oddana do użytku hala sportowa, bieżnię lekkoatletyczną posiada i nie pogarsza to w żaden sposób jej walorów. Wskazywali też na konieczność rozmów z Ministerstwem Sportu na temat zwiększenia dofinansowania.
- Najpierw trzeba ostatecznie ustalić koncepcję na budowę tej hali i wskazać – co ma w niej być. Wtedy Ministerstwo Sportu może uznać, że warto dać większe pieniądze na taki kompleksowy obiekt z bieżnią. Minister dał 40 milionów na taki obiekt bez bieżni może dać więcej na inny. Ale trzeba zapytać – mówili Orłowski i Janusz Kochan, prezes BKOl.
- Ministra będzie można zapytać osobiście już niebawem – deklarował radny Brożek zapowiadając, że Witold Bańka, minister sportu odwiedzi Białystok na początku lipca. – Tylko o co pytać, jak tu się okazuje, że brak koncepcji i nic nie wiadomo! Będzie wstyd i kompromitacja. Trzeba szybko uzgodnić wszystko.
Ostatecznie radni wezwali prezydenta Tadeusza Truskolaskiego do powołania komisji roboczej, (ma powstać w ciągu miesiąca i wskazać ostatecznie jaką skalę ma mieć budowa hali) rekomendując do niej m.in. prezesa Orłowskiego i Kochana. Pośpiech jest niezbędny, bo za około miesiąc trzeba podejmować pierwsze kroki w sprawie rozpoczęcia inwestycji. Taki przynajmniej termin wskazał wiceprezydent Rudnicki.
- O tej hali rozmawiamy od roku, a co najmniej od kilku lat wiadomo, że musi ona powstać, bo jako jedyne duże miasto w Polsce nie mamy takiego obiektu. Nigdy nie sądziłem, że najpierw przyjdą sukcesy sportowe, a potem trzeba będzie szukać hali na nie. Zawsze było odwrotnie. Bez wątpliwości, ten obiekt musi być przemyślany, bo przez najbliższe kilkadziesiąt lat nie będziemy budowali nowego. Niestety jak słucham tej dyskusji mam wrażenie, że zmarnowaliśmy już rok i zanosi się, że będziemy marnowali następne. Trudno nie być sceptycznym – podsumowali Wacław Rekść, prezes MOKS i Jacek Zaniewski, prezes Żubrów Białystok.
Radni zamierzają wrócić do sprawy na następnym posiedzeniu.
(Adam Remy/ Foto: bialystok.pl)
Komentarz
Komisja Sportu zarekomendowała powstanie nowej komisji, która ma opracować koncepcję budowy hali. Po roku dyskusji, uzyskaniu zapewnień ministra sportu i (podobno) samorządu województwa co do finansowania pomysł budowy hali, wraca do podstaw. Czyli do tego, co naprawdę ma w Białymstoku powstać. Co ciekawe – mimo to – istnieje już zwycięski projekt architektoniczny wyłoniony w konkursie.
W tej sytuacji cisną się pytania do radnych i prezydentów: co wyście Panowie robili przez ponad rok czasu, skoro nadal niczego nie zdecydowaliście? Jeśli wyliczenia kosztów pochodzą ze zwycięskiego projektu to jakim cudem z deklarowanej kwoty 80 milionów mają one wzrosnąć do 170 mln? Dlaczego nic nie wiadomo o tej hali: ile ma kosztować, jak ma wyglądać, do czego służyć i skąd brać na to pieniądze? I jaki jest pomysł na jej użytkowanie? Wypowiadane setki słów, deklaracji nie dają odpowiedzi.
Radni wraz z prezydentami wydają się gonić tego króliczka. Przypominam, że króliczek powinien być dogoniony do 2018 roku. O ile pamiętam, minister sportu po tym terminie wycofa się z tego wyścigu. Wtedy będzie jak z lotniskiem i wyjdzie jak zwykle. Choć jak zawsze – wszyscy chcieli dobrze.
Komentarze opinie