
Po siedmiu latach urzędnicy przystępują do ściągania należności za przejazd bez ważnego biletu komunikacją miejską. Niby dobrze, bo takie należności trzeba ściągać. Problem polega jednak na tym, że takie wezwania nie będą miały raczej żadnej mocy sprawczej, ponieważ w przypadku tych należności sprawa przedawniła się sześć lat temu.
Czy to efekt wytykania błędów i braku działań magistratu względem swoich dłużników – co wytknęli członkowie Komisji Rewizyjnej kilka miesięcy temu – czy inna bliżej nieznana przyczyna? Faktem jest, że urzędnicy zabrali się do ściągania należności wobec osób, które postanowiły przejechać się miejską komunikacją bez ważnego biletu. Ostatnio takie wezwanie trafiło do osoby w podeszłym wieku, a wnuk zastanawia się, czy tak powinien postępować urząd. Chodzi o to, że treść pisma jest niemal identyczna, jak można poczytać w pismach firm windykacyjnych i wezwanie do zapłaty dotyczy zdarzenia sprzed siedmiu lat.
- Chciałem zauważyć, że UM weszło w taktykę firm windykacyjnych i wysyła ostateczne przedsądowe wezwania do zapłaty za jazdę bez biletu środkami komunikacji miejskiej, gdzie zdarzenie niby miało miejsce w 2009 roku! – napisał do nas pan Marcin. – Sprawa jest dosyć ciekawa, bo jest to ewidentne działanie szemrane i na granicy prawa, a nawet pod płaszczykiem prawa, które jest znane rzekomym pseudo firmom windykacyjnym i też działaniem na nieznajomości prawa mieszkańców – skarży się mieszkaniec miasta.
W przypadku osoby, do której trafiło niedawno przedsądowe wezwanie do zapłaty, trudno nawet ustalić, czy jazda bez ważnego biletu miała w ogóle miejsce. Pasażerem miała być osoba w podeszłym wieku, na dodatek schorowana, która nie pamięta kompletnie, że w ogóle jeździła autobusem miejskiej komunikacji. Ale co ciekawsze, to zdenerwowanie wnuka tej starszej osoby z otrzymania przedsądowego wezwania do zapłaty, raczej jest uzasadnione. Okazało się bowiem, że na dochodzenie tego rodzaju należności urzędnicy mają tylko rok. Wystawianie wezwań przedsądowych po siedmiu latach raczej mija się nie tylko z prawem, ale i z sensem. Bo jeśli sprawa faktycznie trafi do sądu, to może się okazać, że jako podatnicy zapłacimy za jej umorzenie. Pokazaliśmy to wezwanie prawnikowi, który wyjaśnił, jak się sprawa ma obecnie i co z niej może wyniknąć.
- Można powiedzieć: urząd nierychliwy, ale... jest. Roszczenia urzędu o zapłatę za przejazd bez ważnego biletu przedawniają się po upływie roku. Wezwanie przedstawione przez Panią Redaktor dotyczy jazdy bez biletu sprzed siedmiu lat, a to znaczy, że od około sześciu lat roszczenie jest przedawnione, chyba że w tym czasie urząd prowadził czynności, które zawiesiło bieg terminu. Jednak to jest mało, a nawet nieprawdopodobne. Pytanie jest takie – czy takie pismo jest uprawnione ze strony urzędu? Odpowiedź brzmi "tak". Jednak gdy sprawa trafi do sądu, co zapowiedziano w piśmie, wówczas trzeba powołać ten fakt. To znaczy zgłosić zarzut przedawnienia – wyjaśnia naszej redakcji prawnik Szczepan Barszczewski.
- Sprawa nastawiona na wyciągnięcie opłat ze spraw dawno przedawnionych. Oburzającym też jest fakt, że do takich działań posuwa się instytucja samorządowa – kwituje Pan Marcin, który zgłosił nam problem swojego członka rodziny.
Czy urzędnicy nie wiedzą, że prowadzą właśnie przedawnione sprawy? Naprawdę w urzędzie miejskim w Białymstoku nie ma osób na tyle kompetentnych, żeby nie ośmieszać urzędu tego rodzaju wezwaniami? Czy może aż tak brakuje pieniędzy w kasie miasta, że trzeba wysyłać wezwania do zapłaty niczym firma windykacyjna i narażać się na kolejne obciążenia finansowe z tytułu umarzania postępowań? Pozostawiamy te pytania otwarte. Niemniej musimy dodać, że to wcale nie jest pierwszy przypadek, w którym urzędnicy postępują w taki sposób.
Niedawno, bo zaledwie kilka miesięcy temu, opisywaliśmy sprawę opłat za śmieci. W tamtym przypadku okazało się, że urzędnicy – pracownicy Lecha – dopiero po trzech latach zorientowali się, że nie wpływają im pieniądze za odbiór śmieci z większości białostockich lokali gastronomicznych i hoteli. Zdaniem urzędników, do żadnych nieprawidłowości nie doszło, bo ustawa daje im na takie czynności pięć lat. Ale fakt, że prawie cała branża gastronomiczna i hotelarska w mieście dokonywała opłat za odbiór odpadów na zupełnie na innych zasadach niż reszta mieszkańców, przez trzy lata nie wzbudzała niczyjego zainteresowania. Teraz za to urzędnicy zabrali się za ściganie dłużników z przedawnionych należności.
- Podejmowane działania po siedmiu latach od wymagalności opłaty za przejazd bez ważnego biletu, to dowód na spory bałagan w urzędzie. Urzędzie dużym, bo zatrudniającym masy urzędników. Widać i tego jest za mało. Chociaż wydaje się bardziej prawdopodobne, że jednak za dużo i dlatego działania są takie nierychliwe – podsumował mecenas Szczepan Barszczewski.
Być może pasażer siedem lat temu jechał bez ważnego biletu. Dziś trudno ustalić czy faktycznie tak było. Osoba, do której trafiło przedsądowe wezwanie do zapłaty, nie ma żadnych szans na przypomnienie takiego zdarzenia – z racji wieku, choroby i przede wszystkim upływu czasu. Nie ma zatem i możliwości odniesienia się do takich pism. I czy jechała z biletem czy bez, to na pewno w tym przypadku urzędnicy pojechali bez trzymanki z wysyłaniem pism niczym firma windykacyjna. Skoro nie sprawdzono przed wysłaniem, że należności mogły się przedawnić sześć lat temu, to można się już tylko zastanawiać, kto tam w ogóle pracuje i czy jest ktokolwiek, kto panuje jeszcze nad urzędem miejskim?
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: nadesłane przez czytelnika)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie