Doradcy prezydenta kosztują mieszkańców Białegostoku około 180 tys. złotych rocznie. Przez kilka lat utrzymywaliśmy ich z własnych podatków, ale kiedy zapytaliśmy o konkretny wynikające z ich pracy – odpowiedzi zabrakło.
Przez kilka lat białostoczanie wykładali pieniądze, by utrzymywać doradców prezydenta. Około 1000 urzędników było zdecydowanie za mało i najwyraźniej nie radzili sobie z obowiązkami służbowymi, skoro potrzebne było takie wsparcie. Po zapowiedziach Tadeusza Truskolaskiego z końca czerwca tego roku, doradców ma już nie być od nowego roku. Z naszych informacji wynika, że ze stanowiskiem doradcy pożegnała się już jedna osoba. Jest nią Lech Gryko, który zarabiał najwięcej, bo aż 6 tys. złotych miesięcznie.
Z naszych informacji wynika również, że Lech Gryko nie odszedł na zasadzie redukcji etatów doradców. Nasz informator twierdzi, że doszło do nieporozumienia pomiędzy prezydentem Białegostoku, a jego dotychczasowym i wieloletnim doradcą. Jednak nie podaje nam przyczyny tego sporu.
- Wydaje się, że drogi obydwu panów rozeszły się definitywnie. Prezydent jest delikatnie mówiąc mało zachwycony ostatnimi działaniami Leszka Gryko i raczej zanim jest prezydentem, Gryko nie ma szans powrotu ani na to, ani na żadne inne stanowisko w urzędzie – mówi nam informator.
Wkrótce, bo w przeciągu kilku miesięcy magistrat opuszczą także pozostali doradcy, tj. Jarosław Dworzański i Marek Masalski. Jeśli Tadeusz Truskolaski dotrzyma publicznie złożonej obietnicy, stanowiska doradców zostaną utrzymane wyłącznie do końca bieżącego roku.
Pytaliśmy jeszcze na początku miesiąca o konkretne działania, jakie byłyby sprawstwem doradców prezydenta. Prosiliśmy o wymienienie dosłownie kilku z nich. Skoro płaciliśmy jako mieszkańcy miasta za pracę doradców, to wypadałoby poznać efekty tej pracy. Niestety żadnych konkretów się nie odczekaliśmy. Nie doczekaliśmy się nawet żadnych ogólników. Wygląda to tak, jakby praca doradców albo była głęboko tajna, albo płaciliśmy za pracę, jakiej śladów nie widać. Możliwe w związku z tym, że zwyczajnie płaciliśmy za nic, bo tej pracy w ogóle nie było? Tak przynajmniej można domniemywać, skoro nie da się wskazać żadnych przykładów działania doradców.
Wciąż też nie jest wiadomo czy doradcy prezydenta nie dorabiają sobie w miejskich spółkach, ponieważ od wielu miesięcy w tej sprawie prezydent konsekwentnie milczy. Będziemy się jeszcze o to dopytywać.
Komentarze opinie