
Pałac Lubomirskich, kamienice przy Dąbrowskiego 14, Al. Piłsudskiego 20/1, 20/2, zespół pofabryczny i drewniany dom przy Włókienniczej oraz szereg innych obiektów miałoby dziś zupełnie inny wygląd, albo i żywot. Miałoby, gdyby w Białymstoku istniał Gminny Program Opieki nad Zabytkami. To dokument wymagany przepisami prawa, który powinien być przyjęty już ponad dwa lata temu.
Ostatnie sprawozdanie z realizacji "Gminnego Programu Opieki nad Zabytkami Białegostoku na lata 2010-2013" było przyjęte jeszcze za poprzedniej kadencji Rady Miasta. Wówczas Przewodniczącym Rady Miasta był Włodzimierz Kusak, zaś odpowiedzialnym za publiczne nieruchomości – nieżyjący już zastępca prezydenta – Andrzej Meyer. Nie było powołanego Miejskiego Konserwatora Zabytków, ale program był i był przyjęty, był zrealizowany i ostatecznie radni w 2014 roku przyjęli sprawozdanie z jego wykonania.
Od tamtego czasu nie ma nawet śladu po żadnym programie opieki nad zabytkami w Białymstoku. Może to i słusznie, bo z miesiąca na miesiąc jest coraz mniej do opieki. Nasze zabytki popadają w ruinę, albo kończą jako kupa gruzu. Za to w międzyczasie pojawił się zastępca prezydenta odpowiedzialny w ogóle za miejskie zabytki – Rafał Rudnicki, który niejednokrotnie publicznie powtarzał, że leży mu na sercu tożsamość Białegostoku i poszanowanie kultury z architekturą włącznie. I to za jego kadencji tak leżało na sercu to dobro, że legło w gruzy kilka zabytków – kamienica z Jurowieckiej, Sienkiewicza i oczywiście szkoła z Lipowej. Może dlatego prezydent postanowił w końcu ulżyć temu cierpieniu i przekazał kompetencje w tym zakresie innemu z zastępców – Adamowi Polińskiemu.
Zastanawiające jest w tej sprawie jedno – od czego mamy Miejskiego Konserwatora Zabytków, który takiego dokumentu nie sporządził? Takiego dokumentu nie przedstawił Radzie Miasta pod głosowanie i siedzi jak mysz pod miotłą. Gminny Program Opieki nad Zabytkami powinien być uchwalony i przyjęty już ponad dwa lata temu, a w Białymstoku nic. Cisza, jak po śmierci organisty. Na dodatek powzięliśmy informację, że taki dokument został sporządzony w odpowiednim czasie, ale nikt nie zdecydował się go przedstawić radnym do przyjęcia. Gdyby został przyjęty, los Pałacyku Lubomirskich, kamienicy z Dąbrowskiego 14 i kilku innych zabytków, które podgrzewają komentarze wśród mieszkańców naszego miasta, byłby zgoła inny.
Już poprzedni program był blokowany przez słynny wówczas duet – Piotr Firsowicz i Andrzej Meyer, którym wygodniej w czasie pracy w urzędzie było chodzić na spotkania z udziałem miejscowych deweloperów, niżeli wdrożyć w życie dokument wymagany prawem. O tym, jak wyglądało wdrażanie programu opieki nad zabytkami opisał dość znamiennie w swoim liście otwartym Sebastian Wicher, który rzeczywiście i prawdziwie zajmował się niegdyś w urzędzie miejskim ochroną zabytków.
„Poniżej, wymieniam działania odzwierciedlające prawdziwy stosunek Piotra Firsowicza i Andrzeja Meyera do dziedzictwa kulturowego naszego miasta:
- usuwanie z miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego niewygodnych dla inwestorów zapisów, odnoszących się do ochrony dziedzictwa kulturowego,
- wstrzymywanie prac związanych z aktualizacją gminnego programu opieki nad zabytkami miasta,
- niechęć do rozszerzenia gminnej ewidencji zabytków miasta” – pisał w czerwcu 2015 roku w liście otwartym Sebastian Wicher.
Warto zwrócić uwagę, że od czerwca 2015 roku do chwili obecnej minęło wystarczająco dużo czasu, żeby Gminny Program Opieki nad Zabytkami mógł powstać na nowo, ewentualnie można było nanieść poprawki na ten, który był przygotowany w porę, choć nigdy nie trafił do radnych pod głosowanie. Jeden z panów już nie żyje, a drugi nie ma w chwili obecnej możliwości wpływania na treść dokumentu. Stąd tym bardziej zdumiewa, czym właściwie zajmuje się Miejski Konserwator Zabytków. Bo kamienicy z Dąbrowskiego 14 również nie dopilnował. Poza tym pozwolił na zdjęcie z ewidencji dawnej szkoły żydowskiej z Lipowej 41 i w konsekwencji jej wyburzenie. Nie był w stanie dopilnować pałacyku Lubomirskich, aby nie dochodziło do postępującego niszczenia tego zabytku. I co jeszcze ciekawe, nie sprawdził nawet, że taka choćby kamienica z Dąbrowskiego 14 miała już wykonane inwentaryzacje architektoniczne wraz z rysem historycznym i opinią techniczną, kiedy prezydent Białegostoku postanowił ją zbyć. Dlaczego teraz zasłania się wojewódzkim konserwatorem zabytków, skoro wszystko było wcześniej sprawdzone przez osoby uprawnione z urzędu miejskiego? To już raczej zadanie dla śledczych.
„Obok kart ewidencyjnych Miasto zlecało także badania historyczne i archeologiczne, inwentaryzacje architektoniczno – konserwatorskie, ekspertyzy techniczne oraz dokumentacje koncepcyjne i projektowe dotyczące poszczególnych zabytków. Uwzględnione w tabelach nr 2 i 3 dokumentacje były wykonywane na zlecenie Departamentu Urbanistyki oraz Departamentu Ochrony Środowiska i Gospodarki Komunalnej (tabela nr 2), a także Zarządu Mienia Komunalnego (tabela nr 3). W okresie sprawozdawczym przeznaczono na ten cel łączną kwotę 343 946,76 zł” – czytamy w przyjętym w 2014 roku sprawozdaniu z realizacji Gminnego Program Opieki nad Zabytkami.
I to z tego dokumentu dowiadujemy się, że takie prace były wykonane między innymi w stosunku do kamienicy z Dąbrowskiego 14, kamienicy z ul. Lipowej 41 D, kamienicy z ul. Piłsudskiego 20/1 oraz wielu innych obiektów zabytkowych na terenie naszego miasta. Zaś co do kamienicy z Dąbrowskiego 14, była wykonana nawet dokumentacja projektowa i ekspertyza za łączną kwotę 8 tys. 241 zł. I co? I nic. Kamienica niszczeje, bo nikomu nie przyszło do głowy sięgnąć do przygotowanych dokumentów i tylko domagać się od inwestora wykonania niezbędnych prac. To wszystko znajdowało się już ponad dwa lata temu i znajduje się w chwili obecnej w tym samym urzędzie miejskim, który teraz ustami prezydenta Białegostoku twierdzi, że winny niszczenia zabytku jest wojewódzki konserwator zabytków, który nawet nie wiedział, że kamienica zmieniła właściciela.
Brak Gminnego Programu Opieki nad Zabytkami skutkować będzie wyłącznie dalszym niszczeniem zabytków w Białymstoku. Inna sprawa, że jest to niedopuszczalne, że od dwóch lat radnym nie został taki dokument przedstawiony do przyjęcia. A jest to obowiązkiem każdej gminy, więc także i Białegostoku. Tym bardziej trudno pojąć, dlaczego tak się stało w sytuacji, kiedy akurat w Białymstoku jest powołany Miejski Konserwator Zabytków, który powinien pilnować tego rodzaju obowiązków.
Wkrótce do tematu powrócimy i opiszemy obszerniej inne zabytki, na których niszczenie pozwalały nie tylko władze miasta, ale także i miejski konserwator zabytków, który powinien w pierwszej kolejności o nie dbać. Tymczasem być może radni sami upomną się o dokument, który niezwłocznie należałoby przyjąć. O ile jeszcze komukolwiek w tym mieście zależy na zachowaniu i ochronie zabytków.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie