Reklama

Jedna przenośna toaleta może doprowadzić do likwidacji bazarku osiedlowego przy Mickiewicza

23/06/2016 15:46


Dotychczas osoby handlujące na rogu Mickiewicza i Orzeszkowej nie miały problemów ze sprzedażą swoich pietruszek, ogórków, truskawek, kwiatów czy skarpet. Ale problem się pojawił z dniem 1 czerwca tego roku. A wszystko przez brak przenośnej toalety.

Niedawno informowaliśmy, że spółdzielnie mieszkaniowe to relikt komuny, który radzi sobie tak samo doskonale, a nawet i lepiej, tyle że już we współczesnym systemie prawnym w Polsce. Nie inaczej jest w Białymstoku. Oto niedawno władze spółdzielni na osiedlu Mickiewicza podjęły decyzję o przekazaniu pod zarząd fragmentu terenu prywatnemu przedsiębiorcy, który postawi przenośną toaletę i zbierze od handlujących opłaty. Osoby handlujące, ale przede wszystkim spółdzielcy z Mickiewicza, są oburzeni tym stanem rzeczy. Uwagę zwrócili też radni miejscy, do których ci mieszkańcy się zgłosili.

Jak widać, są tutaj starsze osoby, sprzedają owoce, warzywa, kwiaty, jakieś skarpetki. I niedawno, bo w ubiegłym tygodniu, pojawił się człowiek, który pokazał dokument, że jest dzierżawcą terenu i postanowił zbierać opłaty. Kupcy byli zaskoczeni, zwłaszcza tym faktem, że te opłaty były różnej wysokości – mówi radny Wojciech Koronkiewicz.

I jest to prawda. Na miejscu pojawił się przedsiębiorca, który przyznał, że opłaty ustala od 5 do nawet 40 zł za dzień – w zależności od towaru, którym osoby handlują. Zważając na fakt, że w żadnym miejscu nie jest zapewniony przez niego dach nad głową, ani nic poza przenośną toaletą, wysokość opłat może dziwić. Nie wspomniał też ani jednym zdaniem, że kupcom kiedykolwiek został przedstawiony jakikolwiek regulamin opłat, ani to od czego są one uzależnione. Rozdał ulotki informacyjne o zasadach ogólnych i oprócz wyjaśnień słownych, nic więcej nie wiadomo. Kupcy twierdzą, że opłaty przedsiębiorca najwyraźniej ustalił na podstawie „widzi mi się”, by od 1 czerwca zarabiać na zarządzaniu terenem bazarkowym. Dodamy tylko, że na miejscu jest zainstalowany monitoring, które rejestruje liczbę sprzedających oraz to, co się dzieje na terenie bazarku osiedlowego.

Proszę popatrzeć, czy to są rzeczy używane, czy nowe z hurtowni? Czy tamto jest z ogródka, czy państwo handlujący kupują namiętnie na hurtowni i sprzedają? Gdzie jest kasa fiskalna? Ja mam kasę fiskalną i wszystkie rzeczy. I nie ma problemu. Na początku oczywiście były, ale jak ludzie popatrzyli, to zrozumieli, że są kamery, jest porządek, jest zadbane. Codziennie pracownik przychodzi, nie ma bójek, nie ma burd, ludzie nie piją już pod sklepami, nie handlują papierosami. Wszyscy są zadowoleni, tylko trzy panie się zebrały, którym nie pasuje i jest wielkie halo – mówi Marek Muraszkowski, zarządca terenu bazarowego.

Niezadowolonych jest znacznie więcej niż trzy panie. Jedną z nich jest kobieta w podeszłym wieku – 73 lata. Zajmuje około metra powierzchni. Jak wygląda jej stoisko, można zobaczyć na zdjęciu poniżej. W ten sposób dorabia na utrzymanie siebie i swojego wnuka, którego wychowuje po śmierci rodziców. Za miejsce pod sklepowym daszkiem musiałabym płacić znacznie więcej niż na otwartej przestrzeni, z której nie schowa się przed deszczem. Mówi, że nie ma pieniędzy na parasol.



Ja prosiłam o ten jeden metr pod daszkiem, a on mi nie pozwolił. Tam skrzyniami jak zawalone, to nie ma jak przejść, ani jak stanąć. Jak to tak można uwziąć się na mnie? Jak były tam murki, to stałam tam i płaciłam dla spółdzielni przez siedem lat – ja i jeszcze jedna pani. Później nikt nie przychodził po pieniądze, to myśmy nie płacili. Tu jak deszcz pada, prosiłam o ten jeden metr, żeby nie moknąć. To jeszcze mi prezes powiedział, że pani sama pół metra zajmuje – żali się Teresa Panasewicz, handlująca na bazarku.

Na taki stan rzeczy nie zgadzają się mieszkańcy spółdzielni mieszkaniowej z Mickiewicza. Uważają za skandal to, co się dzieje obecnie na bazarku osiedlowym. Zbieranie opłat w takiej wysokości skończy się, ich zdaniem, wyłącznie tym, że bazarek zniknie. W końcu za najdroższe miejsca trzeba miesięcznie zapłacić aż 960 złotych. Jeśli doliczyć do tego opłaty inne, jak ZUS czy wynagrodzenie pracownika, stoisko które trzeba sobie samemu zorganizować, bo przecież nie ma zapewnionego żadnego lokalu, z pewnością zniknie. Znikną także działkowcy lub osoby takie, które handlują wyłącznie tak zwaną drobnicą.

Sąd Apelacyjny 9 maja bieżącego roku rozwiązał radę nadzorczą spółdzielni mieszkaniowej im. Adama Mickiewicza. A ta umowa z prywatnym zarządcą bazarku została podpisana już w momencie, kiedy spółdzielnia nie ma swojej rady nadzorczej. Podstawowe pytanie jest, czy rada nadzorcza w takim przypadku nie powinna zapytać samych mieszkańców o zgodę na takie umowy? Zarząd ma prawo takie umowy zawierać, ale chyba rada nadzorcza też ma coś w tej sprawie do powiedzenia, a najbardziej sami mieszkańcy tej spółdzielni. Trzeba pamiętać, że tutaj handlują przede wszystkim mieszkańcy tej właśnie spółdzielni – mówi radny Krzysztof Stawnicki.

Ja jestem mieszkańcem tej spółdzielni i podatek płacę i gruntowy i wszystko inne. I jak przyjdzie mi się teraz sprzedać tu marchewkę z działki, to jakiś pan przyjdzie i będzie żądał opłaty za to, za co już płacę? My płacimy i to dużo i żadnych cwaniaków nie potrzebujemy, żeby z nas zdzierali – mówi jeden z handlujących mieszkańców.

Nie wolno zdzierać z ludzi w ten sposób. Tak nie może być i nie powinno. Raptem jeden przenośny kibel tu postawił i żąda opłat jakby tu jakieś pomieszczenia były. Tak się nie robi – mówi inna z kobiet, która akurat robi zakupy na osiedlowym bazarku.



Radni, którzy podjęli interwencję, mogą jednak mieć kłopot. W obecnym stanie prawnym, skoro nie są to grunty miejskie, kupcy sprzedający na gruntach spółdzielni mieszkaniowej są skazani na przedsiębiorcę, który ustalił wysokość opłat, jakie mu pasowały. Na dodatek spółdzielnia mieszkaniowa mogła właściwie zawierać umowy tego rodzaju, jakie zawarła z przedsiębiorcą. Jak wyjaśniali zarówno radny Wojciech Koronkiewicz i Krzysztof Stawnicki, będą podejmować dalsze kroki w celu ochrony bazarku przy Mickiewicza i Orzeszkowej. Chociaż trudno było im od razu wskazać jakiego rodzaju ruchy wykonają.

Być może problem rozwiałby się, gdyby kupców udało się przenieść na tereny miejskie, które są nieopodal. Tam Rada Miasta ma kompetencje by ustalić na przykład brak opłat dla handlujących. Na pewno mieszkańcy i spółdzielcy spółdzielni mieszkaniowej im. Adama Mickiewicza powinni udać się na walne zgromadzenie i tam zaprotestować przeciwko decyzjom zarządu spółdzielni. To już niebawem, bowiem w najbliższy poniedziałek i wtorek, czyli 20 i 21 czerwca odbędzie się walne zebranie członków tej spółdzielni mieszkaniowej.

Dowiedziałem się od pana prezesa spółdzielni mieszkaniowej, że umowa z najemcą została zawarta na czas nieokreślony. Najemca płaci spółdzielni 1000 złotych miesięcznie i zobowiązał się do postawienia toalety przenośnej przy ulicy Orzeszkowej – wyjaśnia radny Krzysztof Stawnicki.

Na Boga To są biedne niekiedy osoby, które handlują tu szczypiorkami z działki czy truskawkami i nie mam nic przeciwko opłatom, ale mam wrażenie, że te osoby tutaj handlujące pietruszką, szczypiorkiem czy truskawkami, muszą oddawać cześć swoich zarobków tylko dlatego, że spółdzielnia mieszkaniowa nie mogła postawić własnej toalety! – bulwersuje się radny Wojciech Koronkiewicz.

Do tematu spółdzielni mieszkaniowych będziemy zapewne jeszcze wracać. Zwłaszcza do postępowania władz wielu spółdzielni, które są istnym państwem w państwie. Tylko po ostatnich doniesieniach, jak w sprawie dopłat za ogrzewanie w spółdzielni Słoneczny Stok, którą to sprawą zajmuje się białostocka prokuratura, widać wyraźnie, że potrzeba zmian w prawie, aby zarządy i prezesi nie traktowali spółdzielców przedmiotowo, a podmiotowo. Na pewno należałoby objąć większą kontrolą poczynania większości z nich.

W obecnym stanie rzeczy bazarek przy Mickiewicza raczej nie utrzyma się za długo w tym miejscu, przy tak wysokich opłatach. Wynajęcie jednej przenośnej toalety na miesiąc kosztuje znacznie taniej niż 1000 złotych miesięcznie. Zaś ten wyjątkowo trudny dla spółdzielni mieszkaniowej na Mickiewicza proces wynajęcia, może spowodować, że kilkanaście osób straci swoje miejsca pracy i dochody.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do