Reklama

Jest życie po pięćdziesiątce

10/09/2013 15:52
Dowodem tego kreatywność, jaką krzesa z siebie Dave Douglas na nowej płycie swojego zespołu.

Cieszy to szczególnie, że "Time Travel" to czterdziesta (sic!) płyta sygnowana nazwą jego zespołu. Czterdziesta, a przecież znalazł też czas, by począwszy od początku lat dziewięćdziesiątych współtworzyć jeden z najbardziej elektryzujących projektów jazzowych ostatnich dekad. Mowa oczywiście o dowodzonej przez szalonego Johna Zorna space-jazzowej Masadzie. "Time Travel", to też zdecydowany odwrót od natchnionych i ubarwionych wokalem numerów, jakie ekipa Dave"a nagrała na poprzedniej płycie "Be Still".

"Time Travel" – jak ma wskazywać nazwa, jest podróżą w czasie, bo dosłuchać się tu można nawet i klimatu noir. W przekomarzankach, jakie Douglas na swojej trąbce uskutecznia z saksofonistą tenorowym, Jonem Irabagonem wyraźnie czuć amerykańską, klasyczną tradycję free jazzu. Czyli jeśli na słowo trąbka instynktownie reagujecie skojarzeniem "Stańko", porzućcie je. Myślcie prędzej – klasyczny Davis. Dodajcie do tego polirytmiczny fortepian bardzo w klimacie Theloniousa Monka złamanego z Paulem Bleyem (tu instrument obsługuje go Matt Mitchell). Wszystko w ryzach fantastycznie trzyma kontrabasistka Linda Oh i momentami uroczo nadaktywny perkusista Rudy Royston.

Muzyka kwintetu jest bardzo subtelna, jednak frenetyczny charakter i często szybkie tempa sprawiają, że znajdą się w niej prędzej ci, którzy w takich formach jazzowych zdążyli już zasmakować. O ile bowiem takie "Law of Historical Memory" z powodzeniem mógłby się znaleźć na ścieżce dźwiękowej do dowolnego nowofalowego filmu, a i użyty do "Niewinnych czarodziejów" by nie bolał, o tyle utwór tytułowy, czy "Bridge to Nowhere" nowych w jazzowym świecie mogą odstraszyć. A to dziwacznymi podziałami, a to ogólnym tempem, a to rzeczoną polirytmią i intensywnością.

Fajnie, że Douglas zawrócił z drogi, którą podążał przy okazji poprzedniego nagrania. Fajnie, że na czterdziestej płycie, pięćdziesięciolatek potrafi dotrzeć do takich harmonicznych głębi – nawet jeśli takie jazzowe granie jest rzeczą dla nielicznych (nie wartościuję, oceniam tylko liczbowy fakt), cieszy że z gatunku da się jednak jeszcze coś wyciągnąć. Z taką klasą i w takim stylu. Choć ja, impregnowany na zmiany, jak zakochałem się w Masadzie, tak w masadowym emploi zawsze chciałbym Dave"a widzieć. Co nie zmienia faktu, że "Time Travel" to zdecydowanie podium jazzowych premier w bieżącym roku.



Dave Douglas Quintet
"Time Travel"
Greenleaf Music
7/10

(Paweł Waliński)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do