Reklama

Jesus na żywo

15/08/2013 18:00
Ale nie "ten" Jezus. Ale Zola Jesus, mroczna muzyczna sensacja trzech ostatnich sezonów.

Niedawno pisałem o nowej, czwartej płycie Chelsea Wolfe, przyrównując ową do Zoli Jesus. I oto, jak grom z jasnego nieba, trafiła mi w łapska nowa płyta rzeczonej. Tym razem jest to album live, będący zapisem ubiegłorocznego występu w muzeum Guggenheima. I jest to rzecz bardzo, bardzo sympatyczna.

Urodzona w Arizonie, pochodząca z rosyjskiej rodziny, Nika Roza Danilova wymyślając swój sceniczny wizerunek sugerowała się swoim ulubionym pisarzem, Emilem Zola oraz swoją muzyczną bohaterką, Diamandą Galas. Wyrastała na muzyce klasycznej, w tym awangardzie spod znaku Karlheinza Stockhausena, ale także pierwszej fali muzyki industrialnej i eksperymentalnej elektronice. Wszystko to znajduje odbicie w jej muzyce, którą często określa się mroczniejszą, czy bardziej nawiedzoną wersją Florence Welch. To głównie dzięki niej – a nieźle zahajpowana trzy lata temu zjeździła większość liczących się festiwali dla wtajemniczonych na świecie (u nas występowała na warszawskiej edycji Electronic Beats dwa lata temu) – okołogotyckie brzmienia wróciły do mody i znów znalazły posłuch u młodzieży.

I faktycznie, wczesne nagrania Zoli były mocno gotyckie, wyjątkowo studzienne, duszne i maszynowe. Później nagrywała już mniej ekstremalne dźwięki - bardziej przestrzenne, pejzażowe. Takie też usłyszycie na "Versions" – pierwszej w jej dyskografii płycie live. Znajdziecie na niej nostalgiczne, pięknie wyśpiewane piosenki, zaprawione potężną dawką mroku. Jednak nie jest to mrok oczywisty, rodem ze zdobnego w czaszki metalu. Nikt tu łbem w rytmie naparzających bębnów i gitar nie trzęsie. Mrok Zoli to mrok gotyckiej katedry, mrok samotnego oblewanego przez fale klifu – te klimaty. To, co w oryginałach stało syntezatorami i studiem zostało na "Versions" odarte do samego szkieletu, co jeszcze mocniej podkreśla umiejętności Zoli – operowo szkolonej wokalistki o niebywale mocnym głosie. Kawałki w takich instrumentacjach bronią się znakomicie. Więcej – dopiero teraz w pełnej krasie wychodzi na jaw, jak zręczną kompozytorką jest nasza bohaterka.

Wyjście na to terytorium, to krok poza strefę bezpieczeństwa, ale krok udany. Krok odważny, bo w takich brzmieniach wpadki się nie ukryje. Efekt taki, że panna Danilova za pomocą "Versions" dowodzi, że nie jest jednosezonową modą, że zamieszanie wokół niej nie było na wyrost i nie było przypadkowe. Teraz czekamy na płytę studyjną. Jeśli Zola będzie się rozwijać w takim tempie, jej kreatywności niedługo będzie trzeba zaordynować stoperan. I o to przecież w muzyce chodzi.

Zola Jesus
"Versions"
7/10


(Paweł Waliński)

 
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do