Nie ma mowy o karach, my tylko egzekwujemy prawo – mówią przedstawiciele Spółki Lech i urzędu miasta. Przedsiębiorcy za to uważają, że to co się stało z opłatami za śmieci i tak zwanym, egzekwowaniem tego prawa, to skandal, który nie powinien mieć miejsca. Radni z komisji zagospodarowania przestrzennego i ochrony środowiska kierują ostatecznie sprawę do rzecznika dyscypliny finansów publicznych.
Tak jak informowaliśmy w miniony poniedziałek, byliśmy obecni na posiedzeniu Komisji Zagospodarowania Przestrzennego i Ochrony Środowiska. Pierwszym punktem obrad była gospodarka odpadami i opłaty naliczane za ich odbiór. Przedsiębiorcy z branży szeroko rozumianej gastronomii i hotelarstwa najpierw zwrócili się do radnych z problemem, który ich obecnie dotyka. Co prawda obecnie, ale tak naprawdę dopiero po trzech latach od momentu wprowadzenia w życie ustawy śmieciowej. Wczoraj bardzo licznie przybyli na posiedzenie komisji, by przedstawić bliżej swoją sytuację.
Sytuacja ta w skrócie wygląda tak, że trwają teraz kontrole lokali gastronomicznych, hotelarskich, sal bankietowych. Kontrole przeprowadzają pracownicy spółki Lech, którzy liczą krzesła, poduszki i na tej podstawie określają liczbę miejsc konsumpcyjnych, jak i noclegowych. Na tej podstawie ustalają też opłaty za wywóz śmieci – ale za ostatnie trzy lata i z odsetkami za niezapłaconą dotąd usługę odbioru odpadów komunalnych. Problem polega na tym, że przedsiębiorcy płacili za wywóz odpadów, ale zupełnie inne stawki niż przewiduje to obowiązujące w naszym mieście prawo. Na dodatek wskazują, że do tego stanu rzeczy doprowadzili sami pracownicy spółki Lech, którzy najpierw doradzali podpisywanie umów z komercyjnymi podmiotami, a teraz wypierają się własnych słów, bo ktoś po trzech latach się w końcu połapał, że tak być nie powinno.
- Najpierw wyjaśnijmy sobie, że nie mówimy tu o karach, mówimy o należnej opłacie za odbieranie odpadów zgodnie z ustawą o gospodarce śmieciami. Stawki zostały określone za odbiór pojemników o określonej pojemności. Każdy przedsiębiorca był zobligowany do wypełnienia deklaracji zgodnie z uchwałą Rady Miasta, która przyjęła też regulamin. I to ten regulamin określa wskaźniki na miejsce konsumpcyjne lub na miejsce noclegowe – mówiła Aneta Dorosz ze spółki Lech.
- Ale myśmy te deklaracje wypełnili. Urzędnicy sami potem mówili, że mamy zawierać umowy z firmami komercyjnymi, a teraz się wypierają. Ja powiem jak wygląda w praktyce kontrola. Przychodzicie do nas i liczycie krzesła, wszystkie, połamane, barowe, w magazynie, bo my przecież nie możemy mieć zapasowych krzeseł. W hotelu liczycie poduszki. Na łóżku jednoosobowym jak leżą dwie poduszki, to dla państwa to znaczy, że to łóżko jest na dwie osoby. Tak wygląda przez was dopasowanie do regulaminu – mówiła wzburzona właściciela lokalu Santana – Izabela Skłodowska.
Wersję właścicielki Santany potwierdzali wszyscy przedsiębiorcy obecni na posiedzeniu komisji. Wszyscy, co do jego mówili o tym, że zawieranie umów z prywatnymi odbiorcami polecali sami pracownicy spółki Lech. Pracownicy spółki tymczasem zaprzeczają. Padła według nich zupełnie inna informacja.
- Nie mogło być takiej sytuacji, ponieważ wszyscy pracownicy instruowali, że wszystkie odpady muszą być odbierane przez gminę Białystok. Było można zawrzeć umowy z podmiotami komercyjnymi, ale na koszt gminy Białystok. Przypomnę jeszcze, że mieli państwo pouczenie w deklaracjach, które musieliście wypełnić – argumentowała Aneta Dorosz ze spółki Lech.
- Tak nie było. Była wyraźna informacja i u was i w urzędzie miejskim, że możemy zawierać umowy z prywatnymi podmiotami. Poza tym proszę państwa, proszę sobie wyobrazić sytuację, że jest lipiec, gorąco, a przed lokalem gastronomicznym jest góra śmieci, smród, jest robactwo, szczury i inne plagi. Prosiliśmy, dzwoniliśmy, byliśmy osobiście, żeby ktoś te śmieci w końcu zabrał. Miasto nie reagowało. Wszyscy rozkładali ręce. Nie było pojemników i nikt tych śmieci nie odbierał. Jak mieliśmy prowadzić działalność? – mówiła Izabela Skłodowska z Santany.
Kobieta opisywała sytuację z początków wprowadzenia w życie ustawy śmieciowej, kiedy nad gospodarką śmieciową nikt kompletnie nie panował. Jak została ta sytuacja wówczas rozwiązana już szeroko opisywaliśmy w naszym poniedziałkowym artykule (czytaj TUTAJ). Spółka Lech nie ma sobie nic do zarzucenia. Twierdzi, że deklaracje śmieciowe złożyło 23 tys. podmiotów i sukcesywnie trwają kontrole oraz ich weryfikacja. Przedstawicielka miejskiej spółki podkreślała, że wszystkie decyzje wydane przez Lecha po kontrolach zostały utrzymane w mocy przez Samorządowe Kolegium Odwoławcze. Ale trudno się dziwić takiej sytuacji, ponieważ opłaty za śmieci nie są zwykłymi opłatami, tylko podatkiem lokalnym. Trudno więc znaleźć powód do obalenia decyzji, która przecież nakłada obowiązki podatkowe zgodnie ze złożonymi deklaracjami. Problem pojawia się dopiero wtedy, kiedy naliczane są stawki za trzy lata za pojemniki, których nie ma. Tego jednak w decyzjach nie będzie widać.
- Nie chcemy i nie mamy zamiaru nastawać na państwa, bo to dzięki wam to miasto żyje, a my mamy wynagrodzenia. Ale musimy przestrzegać prawa i egzekwować prawo. Niektórych spraw, jak w tym przypadku, nie da się przeskoczyć – mówił obecny na posiedzeniu komisji zastępca prezydenta Białegostoku odpowiedzialny za gospodarkę śmieciową – Robert Jóźwiak.
- Do tej pory zapełnialiśmy dwa kontenery po 1000 litrów. A państwo ze swoimi wskaźnikami każecie mi zapełnić cztery kontenery po 10 tysięcy litrów. Kiedy mówiłam, że nie mam tyle śmieci, żeby te pojemniki wypełnić, urzędnicy mi powiedzieli, że to mój problem – dodała Izabela Skłodowska z Santany.
- Już drugi raz spotykam się z tak niebywałą arogancją ze strony urzędników. Najpierw przez półtorej roku walczyłem o podatek od nieruchomości, bo urząd się uparł, że szkoła musi płacić wysoki podatek od nieruchomości. Wygrałem. A teraz jest kolejny problem, ze śmieciami. Mówię tu do pana prezydenta – ma pan niekompetentnych urzędników. Do dziś nie wiecie co to są odpady komunalne. Ani wcześniej, ani teraz nikt nie potrafił wyjaśnić co to jest – bulwersował się Krzysztof Tyszkiewicz, właściciel prywatnej szkoły i przedszkola.
Sprawa jest bardzo poważna, ponieważ nie chodzi o zwykłe opłaty, ale kwestie podatkowe. Ustawa śmieciowa wprowadzona w 2013 roku traktuje opłaty za śmieci jak lokalne podatki. Jeśli do kasy miasta przez trzy lata nie wpływały podatki z tego tytułu i dopiero teraz spółka Lech próbuje te sprawy uregulować, to możemy mieć do czynienia z naruszeniem dyscypliny finansów publicznych. Właśnie taki wniosek postawił szef komisji zagospodarowania przestrzennego.
- Ta sprawa trafi do rzecznika dyscypliny finansów publicznych. Niech oceni to niezależny organ – skwitował radny Konrad Zieleniecki.
Radni po wysłuchaniu wszystkich – zarówno przedstawicieli firm, jak i stanowiska spółki Lech – zdecydowali się przyjąć jeszcze jeden wniosek. Mianowicie pochylą się kolejny raz nad regulaminem opłat i urealnieniem opłat za śmieci w związku z tym co obecnie ma miejsce. Przedsiębiorcy narzekali, że muszą obecnie ponosić opłaty za miejsce konsumpcyjne lub noclegowe, kiedy nie jest ono zajęte. W żadnym z lokali w Białymstoku nie ma pełnego obłożenia każdego dnia. Zwłaszcza sale bankietowe są w tej sytuacji pokrzywdzone. Tam imprezy odbywają się przeważnie jeden raz w tygodniu, w pozostałe dni, nie ma żadnych klientów i lokal nie produkuje żadnych śmieci, ponieważ nie ma w nim gości.
Tymczasem spółka Lech w komunikacie prasowym przesłanym tuż przed posiedzeniem komisji zagospodarowania przestrzennego poinformowała, że od 2013 roku wysłała ponad 3,6 tysiąca wezwań do poprawienia deklaracji, po których zdecydowana większość przedsiębiorców poprawiła deklaracje i wniosła właściwe opłaty. W przypadku 27 wszczęta została kontrola podatkowa. Na tym etapie kolejnych 23 przedsiębiorców skorzystało z możliwości zmiany deklaracji i uregulowania zaległych opłat. Jedynie w kilku przypadkach zostało wszczęte postępowanie podatkowe, które kończy się wydaniem decyzji określającej wysokość opłaty. W żadnym wypadku nie jest to kara, ale należna opłata do uiszczenia.
Jednocześnie Spółka Lech deklaruje, że jest otwarta na rozmowy z przedsiębiorcami. Ale zgodnie z przepisami, spółka nie ma możliwości umorzenia zaległości w opłatach. I to jest fakt, ponieważ spółka miejska nie ma kompetencji do umarzania podatków.
- Jednak jesteśmy otwarci, by ponownie rozmawiać z przedsiębiorcami, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji, by wspólnie rozwiązać problem w granicach obowiązującego prawa – zapowiedział Zbigniew Gołębiewski, Rzecznik Prasowy spółki Lech.
Całe zamieszanie z opłatami i odbieraniem śmieci jest o tyle poważne, że możemy mieć tu faktycznie do czynienia z naruszeniem dyscypliny finansów publicznych. Skoro od trzech lat nie wpływały należne podatki z tytułu opłat za śmieci i nikt do tej pory tego nie zauważył, osoby odpowiedzialne za ten stan rzeczy powinny ponieść konsekwencje służbowe, ale możliwe, że także i karne.
Komentarze opinie