Reklama

Kolorowe parasolki w liczbie kilkuset zawisną nad miastem. W jednym mieście za 8, a w drugim za 150 tys. złotych

12/07/2021 15:37

Miasta od siebie dzieli ponad 500 kilometrów. Jedno znajduje się na Podlasiu, drugie na Śląsku. Jedno było nazywane Perłą Górnego Śląska, drugie Wersalem Północy. Jedno miasto ma zamek, drugie pałac. Ale obydwa miasta chcą ubarwić przestrzeń publiczną kolorowymi parasolkami, które będą wisiały w każdą pogodę. I tu pojawia się zasadnicza rozbieżność – w cenie tej dekoracji. Dość zasadnicza, bo różni je kwota aż 142 tysięcy złotych.

Informowaliśmy niedawno na naszych łamach, że w Białymstoku ma pojawić się wkrótce instalacja złożona z kolorowych parasolek. Będzie zamontowana nad Kilińskiego, nad piękną, zabytkową ulicą z ładną i zadbaną linią architektury. Na jej końcu znajduje się perełka architektoniczna – Pałacyk gościnny Branickich. To w nim urzędnicy z urzędu stanu cywilnego udzielają ślubów nowożeńcom i to w nim prezydent Białegostoku podejmuje swoich wyjątkowych gości.

Przetarg na montaż instalacji z kolorowymi parasolkami został rozpisany pod koniec czerwca tego roku i bardzo szybko został rozstrzygnięty. W tym wypadku pośpiech był o tyle uzasadniony, że instalacja z kolorowych parasolek musiała zostać zrealizowana szybko, bo i szybko ma zostać zdemontowana. Chodziło o to, że kolorowe parasolki cieszyć oko mają wyłącznie podczas dwóch miesięcy wakacyjnych. Choć w zasadzie krócej, bo wakacje trwają już drugi tydzień.

W ciągu zaledwie kilku dni, od momentu zamieszczenia ogłoszenia, zastępca prezydenta Białegostoku, Rafał Rudnicki, poinformował swoim podpisem pod informacją z rozstrzygnięcia przetargu, że koszt takiej instalacji wyniesie 150 tysięcy złotych. Mieszkańcy zdążyli się już nawet ucieszyć na nową atrakcję w przestrzeni miejskiej. Bo co by nie mówić, choć pomysł nie jest ani nowatorski, ani nigdzie więcej nie spotykany, to po miesiącach izolacji epidemicznej, każda kolorowa odmiana, zwłaszcza w tak pięknej części Białegostoku, będzie cieszyła. Z pewnością mieszkańcy przyjdą fotografować kolorowe parasolki, a maruderzy pewnie będą czekać na pierwszą nawałnicę, żeby uchwycić w obiektywie, jak wiatr porywa parasolki i miota je po okolicy. W każdym razie białostoczanie są względnie podekscytowani nową instalacją.

Super pomysł” – pisze na naszym redakcyjnym fanpage Katarzyna Chrzanowska.

Jedna burza i cały misterny plan w piz.u ... Ale ogólnie ciekawie wygląda” – skomentował Andrzej Idzkowski.

Przypomina mi Wlochy...fajnie” – podzieliła się swoją opinią Dorota Kondratiuk.

Pomysł stary, wręcz niemodnie kiczowaty. Już 6 lat temu w sanatoryjnych miejscowościach typu "w Pcimiu Dolnym" widziane, co nie znaczy, że ładne i trzeba kopiować. Jesli już (bo o gustach nie dyskutujemy), to ważne by ktoś dbał o to, by zawsze wisiały porządnie, czyste i całe. Tylko czy miasto! sobie z tym wyzwaniem poradzi ...... (patrząc na zapchane studzienki odpływów po ulewach)” – zastanawia się Grażyna Try.

Fajny pomysł i ładnie to wygląda. Jeżeli chodzi o podobną ulicę to widziałam ją w Londynie” – podzieliła się swoją opinią Monika Marcinczyk.

Ludzie pisali wiele różnych komentarzy odnośnie tego pomysłu. Jedni uważali go za dobry, inni wprost przeciwnie. Wielu, jak się okazało, proponowało przeznaczyć pieniądze zarezerwowane na instalację parasolek nad ulicą Kilińskiego w Białymstoku, na zupełnie inny cel, bo uważali, że jest to zbędny wydatek. Przecież wydanie 150 tys. złotych na niecałe dwa miesiące, to nie mało.

Wspominaliśmy jednak na samym początku artykułu, że są dwa miasta, które będą realizowały podobne instalacje. Te dwa miasta, o których jest mowa to oczywiście Białystok na Podlasiu, jak też i Pszczyna na Śląsku. Mieszkańcy tego śląskiego miasteczka z długą historią już cieszą od połowy czerwca oczy kolorowymi parasolkami w przestrzeni publicznej. Instalację z tych parasolek zrealizowano nad ulicą Bankową, zaś pod nią odbywają się koncerty i wydarzenia kulturalne. Można powiedzieć, że prawie tak samo, jak to mogłoby wyglądać w Białymstoku. Z tym, że instalacja z kolorowych parasolek w Pszczynie kosztowała nie 150 tys. złotych, nawet nie 100 tys. złotych, nawet nie 50, ani nie 10 tys. złotych. Za kilkaset kolorowych parasolek urząd miejski w Pszczynie zapłacił 8 tys. złotych.

Można się zastanawiać, jak to w ogóle jest możliwe, że w dwóch miastach oddzielonych od siebie na odległość ponad 500 km, na terenie tego samego kraju, realizuje się prawie identyczną atrakcję w przestrzeni publicznej z rozbieżnością cenową aż 142 tys. złotych? A jest to możliwe i na dodatek jest faktem. W Pszczynie bowiem urząd miejski zakupił jedynie parasolki za kwotę 8 tys. złotych, zaś instalacją zajęli się pracownicy miejskiej spółki.

I można w tym miejscu też się jeszcze zastanawiać, dlaczego w Białymstoku pracownicy z żadnej ze spółek nie są w stanie zająć się montażem parasolek, które można byłoby kupić nawet i za 15 tys. złotych? Czy naprawdę nie można znaleźć nikogo w żadnej z tych spółek, która posiada odpowiedni sprzęt i ludzi ze zdolnościami manualnymi? I można w końcu zadać pytanie, dlaczego w innych miastach można pieniądzem publicznym gospodarować oszczędniej, bez rozmachu, ale z takim samym efektem? Na te pytania dziś odpowiedzi nie znamy, choć kilka po prostu sama się nasuwa na myśl.

Jedno jest pewne. Gdyby w takich, jak i przy wielu innych inwestycjach, jak choćby przy budowie pasa startowego, który przecież identyczny powstał w Suwałkach, ale kosztował trzy razy mniej, pieniądze wydawało się z głową, to nie trzeba byłoby stawiać banerów i bilbordów, że nie ma na coś tam pieniędzy. W ostateczności to przecież i tak mieszkańcy płacą, a nikt ich o zdanie wcześniej nie pyta, czy chcą za to, czy cokolwiek innego zapłacić. A być może najważniejsze jest tutaj to, że ktoś na tych mieszkańcach po prostu zarabia.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: UM w Pszczynie)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do