Lekko ponad miesiąc temu radni nie mogli skorzystać z pomieszczeń jednej z białostockich szkół na ustalonych wcześniej warunkach. Teraz dochodzą kolejne instytucje, do których dostęp staje się powoli ograniczony. Tylko w ostatnich tygodniach radni nie mogli zorganizować posiedzenia komisji kultury w Muzeum Wojska ani komisji spraw społecznych w Domu Pomocy Społecznej.
Trudno stwierdzić dlaczego prezydent upiera się przy tym, aby wszystkie posiedzenia komisji w Radzie Miasta odbywały się wyłącznie w jednej z sal Urzędu Miejskiego. O ile większość takich posiedzeń może się tam odbywać, o tyle na pewno spotkania z mieszkańcami, nie zawsze. Zwłaszcza na osiedlach, w których trzeba zapoznać się z problemami na miejscu, właściwym jest, aby radni nie sprowadzali wszystkiego do dokumentów nie widząc pewnych rzeczy na własne oczy.
Identycznie jest z posiedzeniami komisji, podczas których radni mieliby szanse zapoznać się sprawami, jakie wymagają podjęcia z ich strony interwencji. Taka sytuacja na pewno ma miejsce w Domu Pomocy Społecznej przy ulicy Baranowickiej. Od stycznia w placówce nie dzieje się dobrze, o czym donoszą nam co chwila osoby zatrudnione w DPS, ale także i rodzice pensjonariuszy. Niestety radni nie zostali wpuszczeni na teren domu pomocy społecznej i nie mogli poznać warunków, w jakich przebywają osoby niepełnosprawne. Taka sytuacja również utrudnia wykonywanie mandatu radnego, jaki przecież upoważnia do kontroli Prezydenta Białegostoku, który z kolei jest jednostką prowadzącą między innymi DPS.
- Rada Miasta jest organem stanowiąco – kontrolnym. Radni w związku z tym posiadają uprawnienia kontrolne. Mają obowiązek dbania o interes mieszkańców. W związku z powyższym mają również prawo i jednocześnie obowiązek do zapoznawania się z działalnością jednostek miejskich – wyjaśnia dr Jarosław Matwiejuk, konstytucjonalista z Uniwersytetu w Białymstoku.
Przed ponad miesiącem spotkanie z mieszkańcami na osiedlu Przemysłowe było możliwe tylko dlatego, że radni zapłacili 25 złotych za wynajem pomieszczenia w szkole przy ulicy Leśnej. I to co może się wydawać dziwne w tamtej sytuacji, to fakt, że nikt nie prowadził tam agitacji wyborczej, a jedynie wypełniał obowiązki wynikające z funkcji radnego. Podobnie miało być w przypadku domu pomocy społecznej przy Baranowickiej. Przypominamy, że od stycznia tego roku rozwiązany został stosunek pracy z dotychczasową dyrektorką. Zaś prezydent założył zawiadomienie do prokuratury w sprawie możliwych nieprawidłowości finansowych z jej udziałem. I obecnie na wniosek prokuratora swoje czynności prowadzi tam policja. Ale co się wydarzyło i czy obecnie przebywającym osobom jak i pracownikom placówki nie dzieje się krzywda – tego radni nie wiedzą. Nie mogą wejść i zapoznać się z sytuacją na miejscu.
- Jedną z form kontroli jest odbywanie posiedzeń na miejscu, w konkretnej instytucji miejskiej. W dotychczasowej pracy samorządowej nie było z tym problemów. Traktowano to jako oczywiste uprawnienie radnych – dodaje dr. Jarosław Matwiejuk.
I faktycznie, kiedy spojrzymy wstecz, to w czasach prezydentury od Lecha Rutkowskiego, śp. Andrzeja Lussy, Krzysztofa Jurgiela czy Ryszarda Tura, takich sytuacji nie było. Trudno zrozumieć, dlaczego Tadeusz Truskolaski przyjął inną formę sprawowania urzędu, polegającą na ograniczaniu kompetencji radnych. Sala 10 w budynku magistratu jest użytkowana dość intensywnie, a już na pewno nie służy temu, by zweryfikować realnie takie rzeczy jak warunki pracy lub opieki nad niepełnosprawnymi. Podobnie nie da się zobaczyć w jakim stanie technicznym jest sprzęt i wyposażenie placówek kultury. Gdyby zaś około 50 mieszkańców chciało się spotkać z radnymi dowolnego klubu lub wszystkich klubów, zwyczajnie się tam nie zmieśczą.
Komentarze opinie