Na parkiet porywały gości urocze fordanserki, piękne dziewczęta tańczyły kankana, zamożni tracili swoje fortuny w kasynie, a przejezdni zachwycali się pierwszą w regionie windą. Hotel Ritz obchodziłby właśnie swoje 100-lecie.
Pod koniec XIX wieku Białystok wskutek dynamicznego rozwoju przemysłu (nazywany był nawet „Manchesterem Północy”) zatracił swoją prowincjonalną atmosferę i aż do wybuchu II wojny światowej uchodził za wielkomiejskie centrum wszelkich rozrywek, sztuk i uciech. Młodzieniec mógł zabrać pannę do cukierni, kawiarni czy restauracji, które błyskawicznie ubarwiły mapę miasta. Do dziś przetrwały legendy o dwóch konkurujących o palmę pierwszeństwa lokalach, Renaissance i Ermitażu – finałem zaciekłej walki o klienta i miano „najlepszej w mieście restauracji” było podpalenie jednej z nich.
Jak w Białymstoku, to do Ritza
Właśnie z myślą o kupcach i przemysłowcach pośredniczących w handlu między Zachodem a Dalekim Wschodem i odwiedzających w interesach Białystok, rosyjsko-francuskie Towarzystwo Akcyjne „Ritz” zbudowało w 1913 r. legendarny hotel. Przesadnie monumentalny i okazały z zewnątrz, intrygujący neobarokowym szykiem, trzypiętrowy budynek szybko stał się wizytówką regionu i rozsławił go na całą Polskę, nie mając dla siebie konkurencji wśród trzynastu pozostałych hoteli w mieście.
Gdybyśmy zajechali dorożką na ulicę Kilińskiego 2 (dokładnie w miejscu, gdzie obecnie stoi pomnik Armii Krajowej), ubrany elegancko lokaj podałby nam odzianą w białą rękawiczkę dłoń i zaproponował zabranie bagażu. Jeśli zaś postanowilibyśmy wybrać się do hotelu Ritz jednym w pierwszych automobili, nie musielibyśmy bać się o niefrasobliwych przechodniów czy drobnych, miejskich cwaniaczków – do dyspozycji gości były przecież strzeżone garaże. A w środku? Elegancka recepcja dawała jedynie mdłe wyobrażenie o tym, co czekało gości po przekroczeniu hotelowego holu.
Podróż windą
Do hotelu warto było zajrzeć chociażby po to, by udać się na piętro pięknymi, bogato zdobionymi marmurowymi schodami lub przejechać się pierwszą w mieście windą. Czy w windach pary wymieniały pierwsze, nieśmiałe jeszcze pocałunki, krępując się obecnością hotelowego boya, nie wiadomo. Oczywistym jest jednak, że niejedna panna dałaby sobie skraść całusa, aby obejrzeć wnętrze jednego z 50 pokojów w hotelu Ritz, puścić z kranu gorącą wodę, odkręcić zawór przy kaloryferze czy zadzwonić do recepcji, zamawiając drinki. A gdy damy znudziły się już towarzystwem skradających całusy kawalerów, mogły zejść do restauracji serwującej znakomite dania kuchni „polsko-rosyjsko-francuskiej na wzór zachodnio-europejski”, kawiarni, banku czy nawet fryzjera. A na koniec także do sali balowej.
Co to był za bal!
Sala balowa również nie miała sobie równych. Przyjęcia sylwestrowe, bale pożegnalne na część wojewodów i dygnitarzy, rewie, zachwycające „Ritz girls”, zespół „The Original Sextet Ritz Jazz-Band” przygrywający podczas dansingów, występy światowej sławy szansonistek – Ritz tętnił życiem i przyciągał zamożną, żądną rozrywki klientelę. Przez salę balową przewinął się tłum wąsów i meloników, koronkowych podwiązek i pióropuszy, szarmanccy bon vivanci porywali tu do tańca piękne kobiety, wymieniano uprzejmości, częstowano się najdroższymi cygarami, podrygiwano w rytm modnych standardów, wymachiwano kolanami, tańcząc kankana, popijano szampana, nie bacząc na to, że wylewał się z kieliszków na podłogę. I o tym, co wydarzyło się w „tym Ritzie” plotkowano później przez długie tygodnie. Z języków całego miasta z pewnością nie schodził występ człowieka-błyskawicy, O. Marconiego. Sala wypełniała się po brzegi, gdy z idealną wiernością odtwarzał grę Chopina, Mozarta czy Czajkowskiego.
Czy wśród bawiących się w sali balowej gości można było spotkać piękną Hankę Ordonównę i intrygującą Polę Negri? Bardzo prawdopodobne. Czy nad sekretarzykiem w jednym z hotelowych pokojów pochylał Stanisław Przybyszewski, pisząc kolejne słowa swoich powieści? Niewykluczone. Czy to w restauracji na piętrze podejmowano śniadaniem Józefa Piłsudskiego, który siadał w głębokim fotelu i w zamyśleniu podkręcał sumiastego wąsa? Jak najbardziej. W Ritzie własny apartament miał również pułkownik armii carskiej Mikołaj Kawelin, słynący ze swej wątpliwej urody i bezwarunkowego powodzenia u dam. Choć wykwinty przepych hotelowych wnętrz w większości zdawał się trafiać w gusta „gwiazd” dwudziestolecia międzywojennego, pisarka Maria Dąbrowska ostro skrytykowała go za pstrokatość i zbytnie nawiązywanie do wschodniego stylu, a sam Białystok określiła jako miasto szare i brzydkie. Doceniła jednak zarówno czystą pościel, jak i centralne ogrzewanie. Każdy, kto zatrzymywał się Białymstoku, zmierzał do hotelu Ritz.
Ostatnie strony pięknej i barwnej historii hotelu Ritz zapisano w 1944 r., kiedy to wycofujące się wojska niemieckie podpaliły budynek. Pieczątkę na zakończenie niesamowitej epoki w dziejach Białegostoku przybiła kontrowersyjna decyzja o zburzeniu w 1946 r. nadającego się odbudowania hotelu. W czerwcu tego roku białostocki Ritz obchodziłby swoje 100-lecie.
(Tekst: Iwona i Rafał Bortniczukowie)
[box]Iwona i Rafał Bortniczukowie - Mr. & Mrs. Sandman
Autorzy prowadzą blog lifestylowo - kulinarny pod adresem mrmrssandman.blogspot.com Wielbiciele książek, nieznający się na literaturze. Teoretycy biegania, piszący o bieganiu. Praktycy gotowania, nieumiejący gotować. Miłośnicy kina, wybierający tylko nudne filmy. Połączyła nas nieumiejętność skupienia się na jednym, intelektualne ADHD i akceptacja tego, że lepiej nie zjeść lodów wcale, niż zjeść niesmaczne. Piszemy więc, żeby skatalogować, zatrzymać to, co nas zainteresowało, zaciekawiło, zainspirowało.[/box]
Komentarze opinie