Wygląda na to, że Kodeks etyki pracownika Urzędu Miejskiego w Białymstoku jest martwy jak skała. Wszystko przez brak jednego dość ważnego dokumentu w postaci rozporządzenia Prezydenta Białegostoku, które określałoby dokładne warunki jego zastosowania w praktyce.
Opracowanie kodeksu etyki pracownika Urzędu Miejskiego w Białymstoku miałoby być częścią większego projektu o nazwie Białostocka Akademia Samorządowa. Ten projekt od 2010 roku Miasto Białystok realizowało we współpracy z Uniwersytetem w Białymstoku. Do tego dochodziło kilka innych czynności, jak zapewnienie kursów informatycznych urzędnikom czy umożliwienie im podniesienia kwalifikacji zawodowych poprzez studia podyplomowe. Cały projekt kosztował prawie dwa miliony złotych. Z tego znaczącą część pokryto z funduszy unijnych. Białystok do 2012 roku miał wydać na to z własnych środków prawie 690 tysięcy złotych.
O ile część zapowiadanych elementów projektu Białostockiej Akademii Samorządowej udało się zrealizować lepiej lub gorzej, o tyle Kodeks etyki pracownika Urzędu Miejskiego w Białymstoku jest kompletnym bublem. Wszystko dlatego, że sporządzono jeden dokument, natomiast zapomniano o innym, równie ważnym, bez którego kodeks jest martwym zapisem. Chodzi o brakujące rozporządzenie odnośnie jego stosowania w praktyce. Do dziś nie wiadomo na jakich zasadach działa Komisja Etyki, jak została powołana i nade wszystko czy w ogóle ma umocowanie prawne. Bez rozporządzenia to raczej wątpliwe.
W tej sytuacji nie ma co się dziwić słowom, jakie padły ponad dwa tygodnie temu na sali sądowej z ust zwolnionego Sebastiana Wichra. To właśnie jego wyrzucono z pracy za złamanie kodeksu, którego na dodatek nigdy nie podpisał, jako dokumentu, do którego ma się zamiar stosować. Od początku poddawał w wątpliwość zawarte w nim zapisy i wydaje się, że może mieć rację.
- Komisja Etyki nie jest usankcjonowana żadnym dokumentem. Miało powstać zarządzenie określające zakres prac Komisji Etyki, ale nigdy nie powstało. Zatem Komisja Etyki, która wypowiadała się w sprawie mojego zwolnienia, nie miała żadnego dokumentu do pracy, sankcjonującego w ogóle jej istnienie i warunki pracy – mówił przed sądem pracy Sebastian Wicher.
Zeznający w jego sprawie jako świadkowie pracownicy urzędu wiedzą o istnieniu dokumentu w postaci kodeksu etyki, ale już ze znajomością zapisów w nim zawartych jest znacznie trudniej. Natomiast okazuje się, że nikt dotychczas nie zwrócił uwagi na to, że Komisja Etyki nie ma podstaw do swojego działania i dokonywania ocen.
- Pracownicy mają kodeks etyki. Szczegółowych zapisów nie pamiętam, ale dotyczy to zachowania urzędników w pracy i poza nim. Kodeks ogólnie jest znany, bo został nam przedstawiony – mówiła obecna szefowa Departamentu Urbanistyki w magistracie – Agnieszka Rzosińska.
- Cechą charakterystyczną samorządów w Polsce jest tak zwana radosna twórczość prawna. Wójtowie, burmistrzowi i prezydenci często wydają przepisy, które mają się nijak do zasad państwa prawa, a niekiedy stoją w sprzeczności wobec istniejących ustaw i konstytucji. Kodeksy etyczne urzędników często niestety wpisują się w to zjawisko. Natomiast zadaniem niezawisłych sądów jest przypomnienie samorządowcom, że są oni częścią polskiego systemu prawnego – komentuje naszej redakcji konstytucjonalista – Jarosław Matwiejuk,
Sprawdziliśmy czy na pewno w Biuletynie Informacji Publicznej nie ma stosownego zarządzenia Prezydenta Białegostoku odnośnie ustalenia zasad pracy Komisji Etyki i określenia sposobu kontroli wywiązywania się z przestrzegania Kodeksu przez pracowników Urzędu Miejskiego w Białymstoku. Niestety, takiego dokumentu nie udało się znaleźć, choć właśnie powinien być na BIP – ie. Teraz sąd będzie musiał już tylko rozważyć, czy na podstawie martwych zapisów można było zwolnić z pracy urzędnika. Możliwe, że wiedza o martwym kodeksie przyda się i innym pracownikom magistratu, którzy będą upominani, karani lub wyrzucani z pracy na jego podstawie.
Komentarze opinie