Reklama

MGMT grają Beatlesów?

06/10/2013 10:30
Nowa płyta amerykańskiego duetu może nie wnosi nic wielkiego, ale jest bardzo zręczna.

Bo wałkować wątki z cudzej twórczości, to w sumie nic chlubnego. Natomiast robić to godnie, kreatywnie i nie w sprzeczności z własnym charakterem, czy dorobkiem już trudniej. MGMT dają radę. Zrobili bowiem album raz – żonglujący wątkami i bardzo erudycyjny, dwa – bardzo przyjemny dla ucha. Melodyjny, ale nie idący w popową pulpę. W sumie popowy, ale stanowiący pewne wyzwanie dla mało osłuchanego konsumenta.

Dobrze zaczyna się robić już w otwierającym album "Alien Days", gdzie panowie Goldwasser i VanWyngarden zręcznie cytują beatlesowskie wątki, jednocześnie nie zapominając, że od czasów Fab Four minęło już trochę czasu i że scena psychodeliczna nie stoi w miejscu. "Alien Days" blisko do niedawnej psychodelicznej sensacji, pochodzącego z Oceanii Connana Mockasina (bardzo polecam jego "Forever Dolphin Love" z 2011 r.). "Cool Song No.2" brzmi z kolei jakby Massive Attack poszło na wódkę ze śledzikiem z Radiohead z okresu "O.K. Computer". Przepięknie mroczne i noise"owe jest "Mystery Disease". Prawdziwy pop (choć nadal psychodeliczny jak trzeba) pojawia się dopiero w czwartym numerze.

I niedobrze, że się pojawia, bo przez cały album co prościej i weselej, to gorzej. Im bardziej z kolei MGMT brną w rozkminy, mroki i tak dalej, tym ambitniej i zręczniej im to wychodzi. Wystarczy porównać niby wesołkowaty początek numeru i kosmos, do którego dąży on ku końcowi. Potem singlowe "Your Life Is a Lie", brzmiące jak coś, co mogłyby nadawać nielegalne rozgłośnie radiowe lokalizowane na statkach pływających wokół Wielkiej Brytanii w latach siedemdziesiątych...

Panowie z MGMT łby mają zryte. I chapeau bas z tego właśnie powodu. Podczas gdy po "Congratulations" wszyscy żądali od nich powrotu do piosenek w stylu "Kids" z "Oracular Spectacular", oni wypięli się paradnie na tego typu żądania i nagrali płytę cholernie skomplikowaną, bardzo erudycyjną. Problem może tylko w tym, że ktoś, kto na muzyce nie zjadł zębów nie będzie do końca wiedział o co chodzi. Materiał doceni raczej hipster, który z ekscytacją godną Onana odkrywającego swój grzech, będzie wskazywał tu cytaty czy podobieństwa. No ale z drugiej strony MGMT to nie jakieś Piersi, żeby grać remizowe łupaniny na poziomie disco polo. A ich fani nie przypominają bywalców rzeczonych remiz. Więc pewnie dadzą radę. Co nie zmienia faktu, że płyta radio friendly zupełnie nie jest i nowych fanów duetowi zapewne nie zapewni.

MGMT
"MGMT"
Columbia
7/10

(Paweł Waliński)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do