Reklama

Misja zakończona powodzeniem

06/10/2013 15:30
Po sześciu latach od ostatniej płyty i po reaktywacji, The Mission UK prezentują nowy album. Niezły.

Szczególnym fanem panów Husseya i Adamsa nigdy nie byłem, choć nie ukrywam, że w dorobku The Sisters of Mercy najbardziej cenię sobie debiut, czyli jedyną płytę, w której nagraniu uczestniczyli. Późniejsze dokonania rzeczonych, już w ramach The Mission UK wydawały się zbyt popwe, trochę zadęte, mało punkowe, mało rockowe. Dodatkowo nigdy nie jarałem się wokalem Husseya, brzmiącym blisko Bono i Iana McCullocha z Echo & the Bunnymen. Dodatkowo Mission od dobrych paru lat brnęło w niemożliwą miałkość kompozycyjną. A to, co po zawieszeniu działalności wydawał wokalista, wołało o pomstę do nieba.

No i zaskoczyli. Chłopaki zatoczyli pełne koło i znaleźli się gdzieś w pobliżu początków kariery. To co wycinają znowu ma cokolwiek wspólnego z rockiem, lokując się blisko batcave i tego, co z batcave wyszło oraz rzeczy spod znaku Love & the Rockets, czy Tones on Tail. Jest więc wzmożona gitarowa jazda, w końcu naprawdę czegoś warta sekcja rytmiczna. Już otwierające album "Black Cat Bone" ustawia poprzeczkę wysoko i wyraźnie zaznacza, w którym kierunku się tu rzeczy potoczą. Na tym tle jednak nie do końca dobrze (o zgrozo!) wypada Hussey, który barwę może i ma ładną, kiedy jednak stara się śpiewać nie lirycznie, ale naprawdę zadziornie, wypada dosyć zabawnie, jak własny pastisz. No, ale widać nie można mieć wszystkiego.

Ważne, że są dobre, nie bolące w uszy numery, jak oparte na fajnym riffie "Sometimes the Brightest Light Comes from the Darkness". Większość kompozycji wali prosto między oczy. Fajnie, że panowie mieli odwagę zrobić coś innego niż bezmyślne starcze odcinanie kuponików. Fajnie, że zespół z takim stażem umie wykrzesać z siebie aż tyle energii. Fajnie. Szczególnie, że dzieje się to kilka lat po tym, kiedy ostatni z nie psychopatycznych fanów spisali zespół na straty. Podnieść się w takim stylu to klasa. Naprawdę, klasa.

Teksty zaś trzymają się w miarę daleko od tego, do czego nas Hussey przyzwyczaił, to jest od nieznośnego, łzawego i taniego romantyzmu. W zamian za to dostaje się kilku prominentnym postaciom światowego show businessu. Dobrze. Fajna płyta. Pierwsza fajna płyta tej grupy od dawna.Oby taki poziom trzymali.Choć nadal jest to raczej rzecz dla fanów i entuzjastów gatunku. O ile jeszcze nie wymarli...

The Mission
"The Brightest Light"
SPV/Oblivion
6/10

(Paweł Waliński)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do