
Dojrzeliśmy do terenowych pick-upów. Nie traktujemy już tego typu pojazdów tylko jako ozdoby podjazdu przed domem - a co za tym idzie - coraz częściej korzystamy z drzemiącego w nich potencjału. Nasz redakcyjny zespół postanowił zatem sprawdzić, co potrafi nowe Isuzu D-Max - jeden z najciekawszych pick-upów na rodzimym rynku.
W kwestii motoryzacyjnych tradycji daleko nam jeszcze do Amerykanów. Historia i ceny paliw sprawiają, że kierujemy się bardziej ekonomią, aniżeli fantazją. Całe szczęście rynek nie znosi próżni i coraz częściej serwuje nam rozwiązania łączące przyjemne z pożytecznym.
Tak też jest z dostępnymi na europejskim rynku pick-upami. Poza bezpłciowymi autami dostawczymi, miłośnicy pojazdów większego kalibru znajdą też coś dla siebie. Chociaż kategoria samochodów wyposażonych w skrzynie ładunkową i napęd 4x4 to wciąż nisza, kilku spośród największych producentów wyraźnie akcentuje swoją obecność w tym segmencie.
Isuzu, znane w Polsce głównie jako producent silnika do drugiej generacji Opla Astry, również próbuje zawłaszczyć kawałek tortu dla siebie modelem D-Max. Postanowiliśmy przekonać się, jak pick-up z Kraju Kwitnącej Wiśni poradzi sobie w umiarkowanym klimacie. Do tego na Podlasiu, gdzie drogi są jakie są, a gospodarka opiera się głównie na rolnictwie. Dzięki firmie Top Auto otrzymaliśmy poddaną liftingowi wersję LSX.
Łapiemy kontakt
Pierwsze spotkanie z nowym samochodem zawsze budzi wiele emocji. Tak też było i w tym przypadku. Nie możemy nic zarzucić linii nadwozia D-Max’a. Jego design wpasował się w kanon przyjęty przez japońskich i niemieckich producentów. Nie jest to na pewno Ford Ranger, do którego należy wsiadać tylko w kowbojskim kapeluszu, z rewolwerem Magnum kaliber 44 w kaburze. Isuzu nie pretenduje jednak do tytułu auta Brudnego Harry’ego. Nie znaczy to absolutnie, że czegoś mu brakuje. Wręcz przeciwnie -
nasz egzemplarz wyposażono w światła LED do jazdy dziennej oraz 18-calowe alufelgi, a to dopiero początek listy wyposażenia, którą zaraz trochę rozwiniemy.
Z fajnych smaczków bardzo spodobał się nam czerwony logotyp producenta na przednim grillu. Napis dobrze kontrastuje z karoserią w odcieniu "Cosmic Black Mica", jednym z siedmiu kolorów dostępnych w palecie producenta. Wersja LSX występuje tylko z podwójną kabiną. Mniej wymagający lub bardziej oszczędni mogą wybierać skromniejszą wersję wyposażenia. My jednak lubimy to, co najlepsze. Tak więc na liście akcesoriów testowanego pojazdu znalazły się m.in: welurowe dywaniki, stacja multimedialna Kenwood, kamera cofania i skórzane fotele. Czy trzeba czegoś więcej? Dla nas na początek w zupełności wystarczy. Co za dużo to niezdrowo.
Pokaż kotku, co masz w kabinie
W środku jest wygodnie. Trochę minimalistycznie, ale przynajmniej miejsca nikomu nie brakuje. Jak na roboczą terenówkę przystało - za kierownicą siedzi się wysoko i dość komfortowo. Nasza wersja została wyposażona nawet w elektrycznie regulowane fotele. Niby szczegół, ale może być bardzo pomocny przy codziennej eksploatacji. Wnętrze nowego D-Max’a niemal w całości wykończono czarnym plastikiem. To co w przypadku wielu innych aut uznaje się za wadę, tutaj może być wręcz nieocenioną zaletą.
Materiały są plastikowe, ale za to solidne i łatwe do czyszczenia. Nie oszukujmy się - w tym aucie w garniturze raczej nikt jeździł nie będzie. Ostatnią czynnością wykonywaną przez osoby kierujące będzie czyszczenie butów przez podróżą.
Pochwały należą się japońskim designerom za połączenie prostoty z ergonomią. Koncepcja "projektowania uniwersalnego" zdecydowanie się tu sprawdziła. Obsługa funkcji auta jest maksymalnie intuicyjna. Na kierownicy znalazły się tylko niezbędne przyciski funkcyjne. Wyświetlacz umieszczony pomiędzy czytelnymi zegarami pokazuje jedynie najbardziej istotne informacje. Przyciski do obsługi klimatyzacji i nawiewów wkomponowano w centralną część kokpitu, tuż pod panelem wyświetlacza systemu multimedialnego Kenwood. Stacja multimedialna z dotykowym panelem oraz nawigacją GPS miło zaskoczyła nas intuicyjną obsługą. Ma wszystko co potrzebne zarówno podczas wypadu po cement, jak i przejażdżki na ryby. Do tego producent wyposażył auto w osiem głośników. Nadszedł moment uruchomienia silnika...
Zapinamy pasy, klikamy "Start"
Odnowiony D-MAX otrzymał zupełnie nowe serce. Obecnie auto można zamówić tylko z wysokoprężnym dieslem o pojemności 1,9 l i mocy 163 KM. Japończycy nie chcieli doposażać poprzedniego silnika w system SCR w celu spełnienia norm emisji spalin. Tym samym jednostkę o pojemności 2,5 l zastąpili mniejszą o tej samej mocy. Czy można mieć im to za złe? Osobiście wolę downsizing niż poszukiwanie stacji benzynowych, na których oprócz ON uzupełnimy również preparat AdBlue (wodny roztwór
mocznika). Obecność filtra DPF jest w tym wypadku oczywista. Pamiętajmy jednak, że takie auto z założenia ma pracować pod obciążeniem - a co za tym idzie - filtr nie powinien stwarzać problemów.
OK, odpalamy. Kolejnym udogodnieniem jest zastosowanie systemu bezkluczykowego otwierania i uruchamiania pojazdu. Wystarczy zatem wcisnąć przycisk "Start engine". Brzmienie napędzanej olejem napędowym jednostki jest dość charakterystyczne. Od razu wiadomo, pod który z dystrybutorów na stacji benzynowej należy podjechać. Skrzynia automatyczna pracuje całkiem nieźle, chociaż trzeba przyznać, że czuć, kiedy bieg wskakuje na wyższy. Reduktor w formie pokrętła znajduje się tuż obok lewarka. Standardowo napęd jest przekazywany na tylną oś. D-Max nie byłby jednak pełnoprawnym pick-upem, gdyby nie napęd 4x4. Na szczęście w Polsce zakupić innej wersji się nie da.
Pierwsze wrażenia
Już kilka minut spędzonych za kółkiem Isuzu poprawia humor. Przejażdżka utwierdziła w przekonaniu, że to naprawdę proste w obsłudze auto. W środku oferuje sporo przestrzeni i wygodną pozycję. Nie wiemy, czy nieco sztywna charakterystyka zawieszenia wynikała z niewłaściwego ciśnienia powietrza w oponach, czy taka już uroda tego modelu. W każdym razie musimy przyznać, że przy większych prędkościach samochód zachowywał się stabilnie.
Wspólny weekend rozpoczęliśmy od przejażdżki po Białymstoku. D-Max miło się prowadzi. Jak na swoje wymiary jest dość zwrotny. Parkowanie pod dyskontami do najłatwiejszych jednak nie należy, przynajmniej na początku. Wszelkie manewry ułatwia wmontowana w klamkę tylnej klapy kamera cofania. Zdecydowanie warto w nią zainwestować, jeśli nie chcemy przestawić przypadkowego Matiza. O to, czy przewieziemy zakupy lub rower, obawiać się nie musimy. Mamy do dyspozycji skrzynię o
wymiarach 155 cm x 153 cm x 46,5 cm (w wersji LXS). Z doświadczenia radzimy dorzucenie do podstawowego ekwipunku pasa transportowego. Przydaje się przy unieruchomieniu ładunku na pace. Isuzu spokojnie może na niej przetransportować wszystko, co ma stałą postać i waży tonę. Moc auta pozwala również na hol przyczepy o masie do 3,5 tony. W końcu to prawdziwy wół roboczy.
Wąskie uliczki to jednak niezbyt odpowiednie miejsce dla pick-upa. Jazda nim po mieście to jak trzymanie psa husky w kawalerce na ósmym piętrze - nie daje mu pola do popisu. Na pewno dużym plusem w ruchu miejskim jest spory prześwit, który sprawia, że wysokie krawężniki czy wyboje nie robią na nim żadnego wrażenia. Zabraliśmy zatem naszą "demówkę" za miasto.
So kółka? Sokółka!
W sobotni poranek stwierdziliśmy, że wybierzemy się do Sokółki. 40 km w jedną stronę minęło dość spokojnie. Kiedy zjechaliśmy z szosy, auto zachowywało się bardzo przyzwoicie. Jazda po sypkim piasku oraz pokonywanie łagodnych wzniesień nie przysparza skromnemu japończykowi żadnego problemu. Wysoka pozycja za kierownicą i automatyczna skrzynia biegów sprawiają, że kierowca nie może narzekać na komfort bez względu na warunki. Ponadto, wciąż żyjemy w kraju, gdzie większy na drodze zawsze ma przewagę. Niestety, na grzybobranie było za wcześnie. Wróciliśmy zatem do wielkiego miasta, planując kolejny dzień. Niedziela zapowiadała się pochmurnie, ale nie nudno.
Life like a Chuck Norris
Pick-upy to samochody skierowane do przedsiębiorców pracujących w ciężkim terenie, geodetów, rolników, budowlańców, wiejskich weterynarzy, myśliwych, drwali, leśników i całej reszty, która kocha wolność. Kabriolety słabo się u nas sprawdzają z powodu klimatu. Auta pokroju testowanego Isuzu czują się za to na Podlasiu jak ryba w wodzie, o ile trafią we właściwe ręce. Lubisz nagle zjechać z równej drogi i sprawdzić, co kryje się za horyzontem? Nie boisz się, że gałęzie na leśnej dróżce porysują Ci
lakier? Masz uśmiech na twarzy, gdy spod kół bryzga śnieg z błotem? My też.
Zamiast monotonnego toczenia po S8, sprawdziliśmy jak wyglądają te tajemnicze i kręte drogi dojazdowe. O dziwo, trzymają się dobrze, podobnie jak my podczas nieco szybszego pokonywania zakrętów. Fotele są naprawdę wygodne - do tego zapewniają trzymanie boczne. Warto też wspomnieć o całej masie rozwiązań takich jak: asystent ruszania pod górę (HSA), asystent zjeżdżania ze wzniesienia (HDC), asystent hamowania (BA) czy reflektory projekcyjne. Każde z nich wpływa na bezpieczeństwo podróżujących (lub też pracujących). Do tego Isuzu ma konstrukcję ramową ze wzmocnionej stali i sześć poduszek powietrznych. Tym samochodem naprawdę bezpiecznie się jedzie, nie tylko ze względu na gabaryty zapewniające szacunek innych kierowców.
Roboty polowe
Po przejechaniu kilkunastu kilometrów krętymi asfaltówkami i zapomnianymi szutrami naszym oczom ukazał się las. Za nim czekało miejsce docelowe podróży, czyli przeciętne podlaskie gospodarstwo rolne. Postanowiliśmy zrobić staremu znajomemu niespodziankę i podjechać pod zabudowania na skróty, polem. Dla Isuzu nie stanowiło to większego problemu, w końcu do nie takich przeszkód został zaprojektowany.
Postawiliśmy pick-upa na środku podwórka i zaczęliśmy się zastanawiać, ile różnych zastosowań może mieć na nawet niewielkiej farmie. Przy niedzieli ciężkich robót zaczynać nie wypada, więc większość czasu przeznaczyliśmy na relaks za kierownicą.
Wielozadaniowość tego samo samochodu naprawdę zaskakuje - szczególnie, gdy jego właściciel wykonuje jeden ze wspomnianych wcześniej zawodów. D-Max nie boi się ani terenu ani ciężkiej roboty. Do tego udało się nam uzyskać średnie spalanie lekko powyżej 10 l/100 km, co uważamy za przyzwoity wynik przy naszym stylu jazdy.
Zbyt pokorny
Isuzu to fajne auto, które powinien wziąć pod uwagę każdy, kto poszukuje pojazdu jeszcze bardziej praktycznego niż zwykła terenówka. Niestety, pick-upy są nad Wisłą segmentem wciąż niszowym - a co się z tym wiąże - jeśli kierowcy się na nie decydują, wolą bardziej rozpoznawalne marki. Japończycy powinni postawić zatem na lepszy marketing. Chociaż mają bardzo intuicyjną stronę internetową ze świetnym konfiguratorem, to wciąż brakuje im silnego strzału, który sprawi, że Polacy dostrzegą w Isuzu
silnego zawodnika, którym bez wątpienia jest.
(Karol Rutkowski)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
"Nie oszukujmy się - w tym aucie w garniturze raczej nikt jeździł nie będzie" - dlaczego? Ja jeżdżę. Na co dzień w Isuzu i w garniturze i jest baaaardzo OK!