Reklama

Nie było żadnego naruszenia dóbr osobistych. Polityk musi mieć twardą…

18/12/2015 10:38


Oddaleniem powództwa zakończył się proces, w którym zastępca Prezydenta Białegostoku pozwał byłego pracownika urzędu miejskiego – Sebastian Wichra. Sędzia jednoznacznie stwierdziła, że nie doszło do żadnego naruszenia dóbr osobistych polityka i dodała, że polityk, jako osoba publiczna, musi mieć większą tolerancję na wszelkie słowa krytyki.

Rafał Rudnicki nie pojawił się na ogłoszeniu wyroku w sprawie, którą sam wytoczył byłemu pracownikowi. Przypominamy, że chodziło o list, jaki napisał Sebastian Wicher to trójki radnych: Wojciecha Koronkiewicza, Konrada Zielenieckiego i Piotra Jankowskiego. List ten dość szybko został upubliczniony przez Wojciecha Koronkiewicza na portalu społecznościowym Facebook, a zaraz potem pojawiły się doniesienia prasowe i sprawa przeniosła się na łamy mediów.

W liście tym pojawiły się informacje o możliwych nieprawidłowościach w biurze Miejskiego Konserwatora Zabytków. Chodziło dokładnie o to, że w ciągu kilku dni zmienione zostały zalecenia konserwatorskie dla zabytkowego budynku przy Lipowej 41, którego przebudową był zainteresowany jeden z białostockich deweloperów. Pierwsze zalecenia były dla niego niekorzystne, natomiast drugie, już jak najbardziej uwzględniały możliwy, szeroki zakres prac budowlanych. Nie było surowych obostrzeń konserwatorskich. Miało to się stać po interwencji Rafała Rudnickiego. Sebastian Wicher zwrócił się do radnych z prośbą o interwencję i wyjaśnienie nagłej zmiany zaleceń konserwatorskich, które w odstępie tygodnia, były dwukrotnie podpisane przez tego samego urzędnika, choć zawierały zupełnie inne wytyczne.

Po tym fakcie radny Piotr Jankowski i Konrad Zieleniecki złożyli zawiadomienie do Centralnego Biura Antykorupcyjnego w sprawie możliwości przekroczenia uprawnień przez zastępcę prezydenta – Rafała Rudnickiego. Sebastian Wicher zaś został natychmiast zwolniony z pracy, zaś sam Rudnicki pozwał swojego byłego pracownika o naruszenie dóbr osobistych. Poczuł się pomówiony informacjami zawartymi w liście do radnych. W sądzie próbował dowodzić, że list był wysłany do mediów, że miał charakter otwarty, ale postępowanie dowodowe obaliło te tezy. Rafał Rudnicki domagał się przeprosin, a także zadośćuczynienia w postaci wpłaty na konto Fundacji „Pomóż Im. Dziś wiadomo, że nic z tego nie będzie.

W ocenie sądu do takiego naruszenia dóbr nie doszło. Po pierwsze dlatego, że list nie miał charakteru publicznego, ani otwartego. Był skierowany do wymienionych z nazwiska trzech osób. I to nie pozwany go upublicznił. Bo tu nie ulega wątpliwości, że do takiego upublicznienia doszło. Po drugie nie było tam żadnych sformułowań, zarzutów, które mogłyby powoda obrażać czy godzić w jego dobre imię. Była tam co prawda zawarta pewna krytyka, ale sąd miał w szczególności na względzie fakt, jaką funkcję pełni powód. A jest osobą publiczną – uzasadniała sędzia Joanna Toczydłowska.

Rafała Rudnickiego nie było na ogłoszeniu postanowienia sądu. Możliwe, że przewidywał niekorzystane dla siebie rozstrzygnięcie. Faktem jest, że proszony o komentarz przez dziennikarza Telewizji Polskiej odmówił jakiejkolwiek wypowiedzi w tej sprawie i nie życzył sobie żadnego kontaktu z jakimikolwiek mediami. To może dziwić, ponieważ jeszcze przed zgłoszeniem sprawy do sądu, zapowiadał publicznie, że będzie dochodził sprawiedliwości oraz zadośćuczynienia i nie pozwoli na szarganie opinii o nim. Komunikat zresztą o takiej treści wydał Komitet Truskolaskiego oraz rzecznik Prezydenta Białegostoku.

Niemniej tego rodzaju zachowanie, jak brak komentarza czy nawet obecności na sali rozpraw podczas ogłaszania wyroku, można było przewidzieć, kiedy podczas ostatniej rozprawy Rafał Rudnicki złożył wniosek do sądu o wyłączenie jawności postępowania. Sąd jednak nie przychylił się do tej prośby uzasadniając swoje stanowisko jawnością procesów cywilnych oraz tym, że powód procesu sądowego jest osobą publiczną. Po wtorkowym orzeczeniu, zastępca prezydenta z pewnością powodów do dumy będzie miał mniej niż do tej pory. Bo i naszej redakcji odgrażał się wielokrotnie i zapowiadał procesy sądowe za rzekome podawanie nieprawdy, której nigdy nie udowodnił. Mógł nie zgadzać się z krytyką własnej osoby, ale jako polityk, powinien być na nią przygotowany, ponieważ podlega surowszej ocenie niż osoba prywatna. To zresztą podniosła także wczoraj sędzia Toczydłowska.

Granice dopuszczalnej krytyki są szersze wobec polityków i ich działań publicznych niż osób prywatnych. Politycy świadomie i w sposób nieunikniony wystawiają się na kontrolę i reakcję na każde wypowiedziane słowo i wszystko co robią dziś i robili w przeszłości. Muszą być więc bardziej tolerancyjni wobec nawet brutalnych ataków przeciwko nim. A w ocenie sądu, w sprawie, w której dzisiaj zapadł wyrok nie można mówić o atakach, ani tym bardziej szczególnych atakach – mówiła sędzia.

Dodała również, że jeśli dziennikarz stosuje krytykę postępowania polityka czy innej osoby publicznej, a tym bardziej jeśli sfera tej krytyki dotyka interesu publicznego, polityk nie ma prawa uważać tego za personalne ataki i próbę poniżania. Przyznamy, że po takich słowach sądu, sami rozważymy kolejny proces przeciwko Rafałowi Rudnickiemu, który niejednokrotnie starał się dyskredytować naszą redakcję. W przeciwieństwie do polityków, dziennikarzom przysługuje szczególna ochrona wizerunku. Podobnie jak niesłusznie pomówionemu Sebastianowi Wichrowi. Tuż po oddaleniu pozwu cieszył się z rozstrzygnięcia i podkreślił, że gdyby miał możliwość powtórzenia swojego zachowania, zrobiłby to samo jeszcze raz, tyle że z większą dozą ostrożności. Żadnej z upublicznionych informacji nie żałuje.

Czuję ulgę, choć wiem, że to nie koniec moich zmagań z tym tematem. Nie jest to wyrok prawomocny, więc przysługuje od niego odwołanie. Cały czas toczy się postępowanie w sądzie pracy i trwa postępowanie prowadzone przez prokuraturę – powiedział Sebastian Wicher. – Krzywdzące wobec mnie były niektóre stwierdzenia przedstawicieli miasta, w tym powoda. Tak samo krzywdzące było zawiadomienie o możliwości popełnienia przeze mnie przestępstwa, które nie zostało podjęte. To było zaskakujące i do dziś nikt mnie nawet nie przeprosił. Dalsze moje kroki będą zależały od wyników postępowań, które jeszcze trwają – dodał.

W związku z tym, że Rafał Rudnicki odmówił komentarza, nie wiemy czy będzie się odwoływał od wydanego we wtorek orzeczenia. Przypominamy także, że wciąż swoje czynności wobec zastępcy prezydenta Białegostoku prowadzą śledczy z Centralnego Biura Antykorupcyjnego i Prokuratury. Ale jedno jest pewne, były urzędnik – Sebastian Wicher – ostatniej nocy spał znacznie spokojniej wiedząc, że niczego złego nie zrobił. Nam zaś wypada już tylko dodać, że jeśli wysoki funkcjonariusz publiczny walczy z krytyką poprzez zwalnianie krytykującego z pracy, to jest to słabe, niskie i zwyczajnie żenujące. Rafał Rudnicki zwyczajnie powinien się wstydzić. Tylko czy znane jest mu w ogóle takie uczucie?

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do