Byłoby znacznie prościej, gdyby prezydent Białegostoku odpisywał na petycje mieszkańców w sposób, który absolutnie nie budzi żadnych kontrowersji. Ale skoro musi silić się na język urzędowy, wychodzi z tego całkiem niezły scenariusz do filmu komediowego.
Niedawno pisaliśmy o przypadku fotelików dziecięcych w BiKeRach. Okazało się, że nie da się w żaden sposób ich zamontować, choć operator wyraźnie wskazał, że się da. Tak samo nie da się ustalić czy dana rodzina z duża liczbą dzieci mieszka na terenie miasta czy nie mieszka. Od długiego czasu trwa walka o dostępność Białostockiej Karty Dużej Rodziny dla rodzin wielodzietnych, które z różnych powodów nie mają tu zameldowania, ale mieszkają, nawet od urodzenia.
Lekko ponad miesiąc temu grupa aktywistów ze stowarzyszenia „Miasto Mieszkańców” zwróciła się już po raz kolejny z wnioskiem do Prezydenta Białegostoku o to, by osoby mieszkające w Białymstoku, ale niezameldowane, mogły korzystać z uprawnień jakie daje Białostocka Karta Dużej Rodziny. Argumentowali przy tym, że takie osoby mieszkają w naszym mieście, odprowadzają podatki do gminnej kasy, ich dzieci chodzą do białostockich szkół, ale z różnych powodów nie mogą zameldować w Białymstoku. I ten jeden aspekt powoduje, że nie mają szans by skorzystać z ulg dla rodzin wielodzietnych, jakie mają osoby zameldowane. Podany był też szereg przepisów, na podstawie których jest to uzasadnione z punktu widzenia polskiego prawa. Niestety – nie da się i nie można.
Swoją odmowę w temacie udostępnienia Białostockiej Karty Dużej Rodziny osobom niezameldowanym w Białymstoku prezydent argumentował tym, że obecne zapisy były szeroko konsultowane przed podjęciem uchwały.
„Przyjęcie uchwały w obecnym brzmieniu było poprzedzone szeregiem spotkań i dyskusji odnośnie ustalenia kryteriów pozwalających zakwalifikować rodziny do udziału w programie. Koncepcja połączenia przesłanki zameldowania z zamieszkiwaniem danej rodziny na terenie miasta miała na celu wprowadzenie obiektywnego mechanizmu weryfikacji osób przystępujących do programu i została wdrożona w większości dużych miast w Polsce” – czytamy w odpowiedzi.
Nam zajęło 3 minuty sprawdzenie tych większych miast, w których do karty dużej rodziny potrzebny jest meldunek. Znaleźliśmy jedno – Częstochowę. Za to w innych dużych miastach jak: Warszawa, Szczecin, Gdańsk, Wrocław, Gorzów Wielkopolski, Poznań, Toruń, Lublin czy Katowice nie ma potrzeby meldunku, by móc korzystać z uprawnień jakie daje karta dla rodzin wielodzietnych. Przypominamy – nam zajęło sprawdzenie tej informacji około 3 minut. Sprawdzała to jedna osoba. Za to urzędnicy podlegli Prezydentowi Białegostoku albo mają odcięty internet, albo znów w pokojach magistratu pracuje wyłącznie wentylator.
W odpowiedzi dla stowarzyszenia „Miasto Mieszkańców” Tadeusz Truskolaski odpisał jeszcze, że przyjęta w Białymstoku zasada wydawania kart BKDR jest przejrzysta i nieskomplikowana. Umożliwia wręcz szybką weryfikację rodzin uprawionych do otrzymania kart. I dodaje jeszcze, że:
„Potwierdzenie faktu zamieszkania na terenie Białegostoku na podstawie oświadczenia lub innych dokumentów z wyłączeniem faktu zameldowania w Białymstoku spowoduje powstanie szeregu niejednoznaczności."
Oszczędzimy komentarza na te ewentualne niejednoznaczności. Powiem tylko, że tymczasem od kilku lat, nawet w urzędach skarbowych przyjmuje się składanie oświadczeń, które są tak samo nieskomplikowane i traktowane jak dokument innego dowolnego urzędu lub podmiotu z pieczęcią. W białostockim magistracie jak widać – nie da się, nie da się i nie można. Może to i słuszna koncepcja, bo po co komplikować życie pracującym urzędnikom. W końcu pracują w pocie czoła za nasze podatki, więc służyć mieszkańcom pod takim szefem już nie muszą.
Komentarze opinie