
Akcja ratowniczo – gaśnicza trwała długo, ale mimo wysiłku strażaków nie udało się uratować hali Badders Badminton Club. Całkowicie spłonęła. Dodatkowo ogniem zajął się sąsiedni budynek, ale tam szkody nie są duże. W dalszym ciągu nie jest znana przyczyna pożaru, który wybuchł w minioną sobotę. Ale problemów jest znacznie więcej.
W sumie aż 13 zastępów Straży Pożarnej gasiło w minioną sobotę, 3 grudnia, halę Badders Badminton Club w Białymstoku. To dość duży budynek o częściowo drewnianej konstrukcji. Częściowo, bo ta drewniana konstrukcja była przede wszystkim na dachu. Stąd strażakom było bardzo ciężko prowadzić działania gaśnicze, ponieważ od góry hala płonęła niczym pochodnia. Płomienie, jak twierdzą świadkowie czy też okoliczni mieszkańcy, sięgały nawet kilkunastu metrów.
Do pożaru strażacy otrzymali wezwanie w minioną sobotę, na krótko przed południem. Zgłoszenie dotyczyło pożaru w budynku przy ulicy Władysława Jagiełły 14, nieopodal cmentarza. Błyskawicznie pojawili się tam strażacy, którzy przystąpili natychmiast do gaszenia pożaru. Ten, jak twierdzą świadkowie, zaczął się niewinnie. Najpierw pojawił się dym. Wydobywał się przez jakiś czas z budynku. Jednak później, kiedy pojawiły się płomienie, nagle wystrzeliły w górę i objęły praktycznie dały dach. W ciągu godziny od zgłoszenia halę Badders Badminton Club gasiło już 11 zastępów Straży Pożarnej, a później na miejsce dojechały jeszcze dwa zastępy.
Pożar był tak duży, że ogniem zajął się znajdujący się po sąsiedzku budynek mieszkalny. Jednak tam straty nie są duże. Wiadomo, że w całym zdarzeniu nikt nie ucierpiał. Trzy osoby zdążyły opuścić halę sportową, na której wielokrotnie rozgrywane były zawody w badmintonie, zanim na miejsce dotarli strażacy. To co zostało teraz do zrobienia, to uprzątnięcie miejsce pogorzeliska oraz przeprowadzenie śledztwa odnośnie ustalenia przyczyny pożaru.
Uprzątnąć pogorzelisko będzie musiał właściciel spalonego obiektu. Z kolei śledztwo w sprawie ustalenia przyczyn pożaru prowadzą już białostoccy policjanci. Na razie nie ma żadnych informacji w tym względzie. W tej chwili także nie jest również wiadomo, czy hala będzie odbudowywana. Ale sądząc po interpelacji, jaką złożył w miniony poniedziałek radny Jarosław Grodzki, będzie to wręcz niemożliwe. Okazało się, że cała hala spłonęła doszczętnie i zawaliła się, ale nie była ubezpieczona.
„Lata temu właściciele mieli podpisaną umowę dzierżawy, a obecnie umowę o bezumowne korzystanie z gruntu z zarządem mienia komunalnego, ze względu na to, że na terenie klubu jest kilka pasków gruntów różnych właścicieli i od kilkunastu lat trwa proces zwracania tychże gruntów właścicielom. Trwa to tyle czasu ponieważ niektórzy właściciele na przykład nie żyją i toczą się sprawy spadkowe. Właściciele wiele lat starali się, by ten temat został zakończony i mogli wykupić działkę. Teraz, po straceniu wszystkich środków do prowadzenia biznesu, a także do życia, chcieliby znów powrócić do możliwości zawiązania umowy dzierżawy, by mieć choć cień szansy na walkę na odbudowanie klubu. Stąd moje pytanie brzmi, na jakim etapie obecnie jest uregulowanie kwestii prawnych z terenem, na którym funkcjonował Badders Badminton Club oraz czy jest możliwość przyspieszenia całej procedury, a także czy miasto może przychylić się do prośby właścicieli o zawiązanie umowy dzierżawy?” – napisał w interpelacji do Prezydenta Białegostoku radny Jarosław Grodzki.
To właśnie z dalszej części tego pisma dowiadujemy się, że obiekt nie był ubezpieczony, w związku z czym właściciele nie mają szans na żadne odszkodowanie. Nie będzie najprawdopodobniej możliwa jego odbudowa, skoro już z przywołanej wyżej treści wynika, że właściciele nie tylko stracili miejsce do prowadzenia biznesu, ale wręcz i środku do życia. Obiekt był duży i włożono w niego spore pieniądze. Bez odszkodowania ciężko jest myśleć o odbudowie. Jednak fakt braku ubezpieczenia nie wynikał z niedbalstwa czy też zaniedbania właścicieli.
„Czy w związku z ogromnym pożarem, który miał miejsce na terenie klubu, Miasto przewiduje pomoc finansową w odbudowaniu Klubu? Badders Badminton Club nie miał ubezpieczenia, ze względu na brak umowy dzierżawy” – kończy swoją interpelację radny.
Jako, że interpelacja radnego Grodzkiego jest zaledwie z wczoraj, nie ma jeszcze żadnej informacji od prezydenta w tej sprawie. Jest jednak światełko w tunelu. Sami właściciele twierdzą, że chcą odbudować halę. Na swoim facebookowym fanpage zamieścili petycję, w której proszą o poparcie ich dążeń do odbudowy, a właściwie do budowy nowej hali. Bo ze starej kompletnie nic nie zostało. Petycja jest skierowana do władz Białegostoku, aby wsparli taką inicjatywę. Petycję można podpisać tutaj.
(Cezarion/ Foto: TVP3 Białystok i Facebook/ Kolizyjne Podlasie)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie