Najprawdopodobniej sprzedaż dworca PKS skończy się tym, że zapłacimy za to z własnych kieszeni. Wszystko dlatego, że urząd marszałkowski i urząd miejski nie potrafią się dogadać w prostych sprawach. Marszałek wystawił dworzec na sprzedaż, zaś w tym miejscu miasto planuje budowę węzła intermodalnego. Kiedy ruszy budowa, nowego nabywcę trzeba będzie wywłaszczyć.
Scenariusz, w którym płacimy z własnych kieszeni za ruinę dworca, jest bardzo realny. Obecnie bowiem mamy sytuację taką, że dworzec PKS Białystok na Bohaterów Monte Cassino został wystawiony na sprzedaż. Jeśli nikt go teraz nie kupi, przy następnym przetargu może znaleźć się kupiec, ponieważ cenę wywoławczą trzeba będzie obniżyć o połowę. I zorientowanemu nabywcy wcale nie musi chodzić o budynek jako taki, który jest w opłakanym stanie, ale o sam grunt. Cała działka wystawiona do przetargu razem z budynkiem jest rozległa i najbardziej istotne jest to, w jakiej znajduje się lokalizacji.
Kluczem do sprawy jest właśnie lokalizacja dworca. To tam bowiem ma między innymi przebiegać inwestycja, którą zaplanowało Miasto Białystok. Inwestycja bardzo droga i bardzo rozległa. Przebudowane będą nie tylko ulice jak Kolejowa, św. Rocha, Bohaterów Monte Cassino, Wyszyńskiego czy Łomżyńska, ale zmianom ulegnie wygląd i przeznaczenie zarówno dworca PKP, jak i PKS. Chodzi o budowę węzła intermodalnego. Pod tą tajemniczą nazwą kryje się kompletna przebudowa okolicy dworców i dalszych terenów. Ma powstać drugie i duże centrum przesiadkowe z infrastrukturą komunikacyjną. Jeszcze na początku tego roku zapowiadał tę właśnie inwestycję zastępca Prezydenta Białegostoku – Adam Poliński.
- Dwa rozwiązania bierzemy pod uwagę. Raz, że możliwa jest budowa dużej dwupasmowej estakady zaczynającej się od ulicy Zwycięstwa aż do Łomżyńskiej. Dwa – budowa tunelu pod torami od Zwycięstwa do Św. Rocha. To pierwsze rozwiązanie jest dużo bardziej kosztowne i oddalone od centrum przesiadkowego. Natomiast drugie rozwiązanie byłoby trzykrotnie tańsze i ukierunkowane na transport zbiorowy z ciągiem pieszo-rowerowym – mówił wówczas Adam Pliński, zastępca Prezydenta Białegostoku.
Właśnie o to dokładnie miejsce w całej sprawie się rozchodzi. Bo Miasto jest skłonne zgodzić się na droższą estakadę. Głównie dlatego, że obiecało kupcom z Centrum Handlowego Park, że nie będzie ich wyrzucać ze sklepików, gdzie prowadzą swoją działalność. Stąd estakada przebiegać by miała w pobliżu lub może nawet w ogóle przez teren dzisiejszego dworca PKS. To z kolei oznacza, że ktokolwiek nie byłby właścicielem terenu, musiałby zostać wywłaszczony pod budowę drogi.
- Nie może tak być, żeby marszałek bezmyślnie sprzedawał teren lub część terenu, który ma służyć miastu, a potem miasto ma od prywatnego dewelopera wykupywać grunty pod realizację własnej inwestycji. To wymaga rzetelnej dyskusji przy otwartej kurtynie. Dlatego zaproszę na wspólne spotkanie przedstawicieli samorządu miasta i województwa, aby porozumieć się w tej sprawie – mówił poseł Krzysztof Jurgiel.
To spotkanie ma odbyć się jeszcze w sierpniu. Kilka dni temu na konferencji prasowej poinformowali o tym politycy Prawa i Sprawiedliwości. Bo to oni wychodzą z inicjatywą takiego spotkania. Mają wziąć w nim udział białostoccy radni, członkowie komisji zagospodarowania przestrzennego, przewodniczący Rady Miasta, radni Sejmiku Województwa z Białegostoku, podlascy parlamentarzyści, ale przede wszystkim władze województwa i Białegostoku.
- Od długiego czasu pomiędzy władzami Białegostoku i województwa podlaskiego współpracy nie ma żadnej. Te wszystkie środki unijne skonsumowane w inwestycjach, tak naprawdę nie służą ani miastu, ani województwu. Dlatego trzeba usiąść do okrągłego stołu, żeby ustalić kroki, które powinny być podjęte, aby przedsiębiorczość się rozwijała, aby gospodarka się rozwijała, żeby środki unijne służyły mieszkańcom na długie lata – uważa radny Sejmiku Województwa – Jan Dobrzyński.
- Tu jest pewna sprzeczność w działaniu pana prezydenta i marszałka województwa. Widać, że brak jest spójności w działaniu. Z jednej strony projektuje się węzeł intermodalny i na ten węzeł będą przeznaczone bardzo grube środki, a z drugiej strony zarząd województwa chce to sprzedać w prywatne ręce. To jest niekonsekwencja, więc tym bardziej należy siąść do wspólnego stołu i porozumieć się co robić w tej sytuacji – uważa Artur Kosicki, ekspert od inwestycji budowlanych.
Marszałek województwa tłumaczy konieczność sprzedaży dworca PKS głównie kosztami jego utrzymania. I trudno tu się nie zgodzić, jeśli padają liczby prawie półtora miliona złotych rocznie za utrzymanie obiektu. I to tylko tego jednego. Ale już tłumaczenie, dlaczego powinien zostać sprzedany właśnie ten obiekt łącznie z gruntami, na których stoi, może napawać strachem. Zwłaszcza, gdyby pomyślimy o tym, kto mógłby go kupić i że nowego właściciela trzeba będzie wywłaszczać, kiedy ruszy budowa węzła intermodalnego. Bo to nowy właściciel wówczas będzie dyktował cenę nieruchomości i gruntów.
„Wystawienie nieruchomości na sprzedaż może zainteresować deweloperów i fundusze inwestycyjne do ich nabycia i zagospodarowania terenu zgodnie z realnymi potrzebami mieszkańców miasta. Spółka natomiast ma szansę uzyskać z ich sprzedaży znaczne wpływy, które pozwolą na wymianę taboru, poprawę płynności finansowej oraz restrukturyzację Spółki” – odpisał na złożone pismo do posła Jurgiela – Mieczysław Baszko, marszałek województwa podlaskiego.
Sytuacja PKS Białystok jest zła, a nawet tragiczna od wielu lat. O sprzedaży nieruchomości mówiło się już od dłuższego czasu. Najpierw próbowano zbyć nieruchomości na ulicy Fabrycznej w Białymstoku, ale tam chętnych nie było. Przez kilka lat nikt z zarządu spółki, ani województwa podlaskiego, nie wpadł na pomysł zamiany gruntów z Miastem Białystok. A można było to zrobić, choćby po to, aby nie trzeba było płacić potężnego podatku od nieruchomości. Przecież i tak te opłaty pochodzą z naszych publicznych pieniędzy, bo spółka jest na naszym utrzymaniu, więc de facto pieniądze publiczne przelewane są z kasy województwa do kasy miasta. Teraz zamiana gruntów tym bardziej wydaje się zasadna, aby nie doszło do sprzedaży budynku dworca. Bo ten i tak najprawdopodobniej zniknie, kiedy Miasto Białystok wejdzie z inwestycją węzła intermodalnego.
Jeszcze bardziej dziwi w tej sytuacji fakt, że póki co, doradcą prezydenta jest były marszałek województwa, którego Tadeusz Truskolaski zatrudnił głównie do tego, aby budował dobre relacje z urzędem marszałkowskim. Jak to budowanie wygląda, widać na przykładzie majątku PKS, za który możemy zapłacić znacznie drożej, jeśli trzeba będzie wywłaszczać prywatnego inwestora. Pytaniem bez odpowiedzi raczej pozostanie to, dlaczego Jarosław Dworzański, kiedy był marszałkiem, nie porozumiał się z Prezydentem Białegostoku w sprawie gruntów PKS Białystok. Wiedział bowiem, w jakiej kondycji finansowej znajduje się spółka transportowa i że na gruntach, na których stoi dworzec, planowana jest budowa węzła intermodalnego.
Do tematu doradcy prezydenta, który miał dbać głównie o dobre kontakty z urzędem marszałkowskim jeszcze wrócimy. Postaramy się także zrelacjonować spotkanie przy tak zwanym okrągłym stole w sprawie dworca i terenu dworca. Bo wydaje się działaniem kompletnie niezrozumiałym sprzedawanie nieruchomości, którą z publicznych pieniędzy trzeba będzie wywłaszczać za jakiś czas.
Komentarze opinie