
Część Polaków przyzwyczaiła się do tego, że na granicy polsko – białoruskiej cały czas coś się dzieje. Już nie są śledzone tak bardzo informacje podawane przez Straż Graniczną. Ma to także związek z tym, że skończyły się „występy artystyczne” polityków niegdyś opozycji, a obecnie koalicji rządzącej. My sprawdziliśmy, jak naprawdę wygląda obecnie sytuacja na granicy z Białorusią?
Presja migracyjna, z jaką mamy cały czas do czynienia zaczęła się wczesną wiosną 2021 roku. Niemniej, część osób uważa, że dopiero od sierpnia 2021 r. Bo wówczas słynne stało się koczowisko pod Usnarzem Górnym, niedaleko Krynek, od początku do końca zainscenizowane przez służby białoruskiej. Z tym, że już wtedy strażnicy graniczni walczyli z nielegalną migracją tak naprawdę od kilku miesięcy. Nie było zapory, nie było zasieków, nie było niczego, oprócz ludzi odpowiedzialnych za bezpieczeństwo granicy i mieszkańców terenów granicznych.
Bardzo szybko okazało się, że za systemowym przerzucaniem do Polski nielegalnych migrantów stoją służby Federacji Rosyjskiej i Białorusi. I choć ta informacja była powtarzana wielokrotnie, część polityków ówczesnej opozycji w ogóle nie chciała przyswoić tego do świadomości. Tymczasem na granicy polsko – białoruskiej po ponad trzech latach wciąż nie ma spokoju. W dalszym ciągu nielegalni migranci usiłują przedzierać się do naszego kraju i nadal tylko po to, aby dotrzeć na Zachód Europy.
- Prośby o ochronę międzynarodową są bardzo marginalne. Ci ludzie chcą przede wszystkim dostać się na Zachód Europy. Polska nie jest ich krajem docelowym – mówi w rozmowie z naszą redakcją sierżant szt. Ewelina Lewkowicz z Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej.
Przekazała również, że od marca tego roku widać wyraźnie, że presja migracyjna wzrasta. Nie są już bowiem zatrzymywane pojedyncze osoby pod granicą z Białorusią, ale migranci liczeni w setkach, a najmniej w dziesiątkach w ciągu doby. Przede wszystkim próbują przedzierać się przez południowej odcinki granicy w województwie podlaskim, ponieważ tam nie ma wybudowanej zapory fizycznej.
- Zdarzyło się kilka takich przypadków, że były zatrzymywane pod granicą kobiety w ciąży, ale większość to są jednak mężczyźni w różnym wieku – przekazała sierżant szt. Ewelina Lewkowicz.
Jak w ogóle w tej chwili wygląda sytuacja na granicy polsko – białoruskiej i dlaczego nie można na pewno jeszcze mówić o końcu wojny hybrydowej, tylko o kolejnej fali i presji migracyjnej, o tym więcej w naszej rozmowie. Jest ona zamieszczona na górze strony internetowej.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: DDB)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie