W dniach 11-13 kwietnia w Operze i Filharmonii Podlaskiej odbyły się III Międzynarodowe Targi Książki. Wydarzeniu towarzyszyły spotkania nie tylko z polskimi autorami – do Białegostoku przybył również światowej sławy pisarz, Graham Masterton, autor horrorów i poradników erotycznych. Specjalnie dla Czytelników Faktów Białystok udzielił ekskluzywnego wywiadu.
Jestem Pana wielką fanką od kilkunastu lat – już w podstawówce miałam okazję przeczytać „Manitou”. Czy pamięta Pan, jakie emocje towarzyszyły Panu podczas pisania tej książki? Nie nosiłem się z zamiarem jej napisania. W tamtych czasach zarabiałem pisząc poradniki seksualne. Pewnego dnia mój wydawca stwierdził, że sprzedaż takiej literatury spada, a rynek jest już przesycony. Miałem kilka dni przerwy i wtedy napisałem „Manitou” – w pięć dni – aby czymś się zająć. Zainspirowała mnie ciąża mojej żony. Poza tym przypomniał mi się motyw z pewnej książki o kowbojach. Z tego połączenia wyszedł czerwony, indiański bóg, który ma się odrodzić i przynieść zagładę.
Czy spodziewał się Pan, że „Manitou” odniesie tak wielki sukces?
Zupełnie nie. W dwa tygodnie po wydaniu, sprzedano mnóstwo egzemplarzy, a sześć tygodni później skontaktował się ze mną William Girdler i powiedział, że chciałby zekranizować „Manitou”. Kiedy film powstał i zagrali w nim bardzo dobrzy aktorzy: Tony Curtis, Susan Strasberg czy Burgess Meredith, książka stała się jeszcze bardziej popularna i sprzedano pół miliona w pół roku!
Jak Pan sobie radzi jako pisarz w XXI wieku, czy czuje Pan presję nadążania za wydawniczymi trendami?
Nie tworzę sztuki dla siebie, więc myślę, czego oczekuje czytelnik. Myślę również, że wiele rzeczy się zmieniło w XXI wieku – na przykład ze strony technicznej. Pojawiły się książki elektroniczne. Obecnie ludzie, a w szczególności młodzi, postrzegają książkę w inny sposób, pragną jak największej obrazowości, chcieliby żeby przypominała film. Tak więc staram się nadążać za oczekiwaniami, w szczególności, jeśli chodzi o młodych czytelników.
Zaczynał Pan przygodę z pisaniem od redagowania magazynu „Mayfair” oraz „Penthouse” – co się stało, że nie „zgłębił” Pan tej branży? Nie chciał Pan zostać drugim Larrym Flyntem, czy też Hugh Hefnerem?
Bardzo lubiłem tę pracę. W tym czasie kontakt z kobietami interesował mnie bardziej niż sama kariera. Było to bardzo interesujące nie tylko z powodu ich urody. Mnóstwo facetów oglądało te dziewczyny i patrzyli bardziej na ich piersi, niż w ich oczy. Niektóre były mądre, inne głupie, ale co ciekawe – mimo swojej urody nie miały zbyt dużo pewności siebie. Spędziłem sporo czasu rozmawiając z nimi, dowiadując się, czego pragną. Posiadłem wiedzę na temat osobowości kobiet i starałem się ją przekazać w moich poradnikach. A co do kariery w tych gazetach – starałem się wspiąć jak najwyżej i zostałem redaktorem wykonawczym w „Penthouse”, jednak z perspektywy czasu cieszę się, że odszedłem, bo jak tylko pojawił się Internet, sprzedaż tych gazet praktycznie zanikła.
Istotnym elementem Pana twórczości są właśnie poradniki dotyczące sfery seksu – czuje się Pan znawcą tematu?
Miałem okazję poznać mnóstwo dziewczyn oraz ludzi, których można nazwać ekspertami od seksu, m.in. Xavierę Hollander – niegdyś znaną jako „Happy Hooker”, a także Monique Von Cleef, dominę z Hagi. Poznałem mnóstwo kobiet. Może nie byłem wspaniałym ekspertem, jeśli chodzi o technikę, ale pisałem o tym, czego ludzie pragną w swoim życiu seksualnym. Pisząc poradniki chciałem przede wszystkim przekazać, że w akcie miłości para powinna stać się jednością umysłową. Jest mnóstwo mężczyzn, którzy podczas seksu myślą wyłącznie o tym, co się dzieje w ich głowie, a nie w głowie partnerki i to też starałem się przekazać w moich poradnikach.
Co planuje Pan wydać w najbliższej przyszłości – czego tym razem powinien spodziewać się Pana czytelnik?
Ludzie proszą mnie o kolejne „Manitou” – główny bohater książki jest przepowiadającym przyszłość oszustem, ludzie pytają, co się z nim stanie... A ja odpowiadam, że jest na Florydzie, przepowiada z tarota przyszłość starszym paniom i nie chce już mieszać się w tę opowieść... Jako, że wszyscy proszą mnie właśnie o te kolejne „Manitou”, można się jednak spodziewać jego powrotu i kolejnej opowieści z cyklu pod nazwą „Infection”. Mam zamiar opublikować też historyczną książkę o nazwie „Imperium” oraz „Suszę”.
Odwiedza Pan Polskę dość często, Pana pradziadek był Polakiem, również Pana żona miała polskie korzenie...
Właściwie to nie pradziadek, a mój prapradziadek był Polakiem i przybył do Anglii w 1819 r. Został impresariem teatralnym. Moja żona była Polką. Możliwe, że zakochałem się w jej polskiej urodzie. Najwyraźniej moje dalekie, polskie korzenie przyciągnęły mnie do niej. Niestety odeszła trzy lata temu. Ale ja ciągle odwiedzam Polskę. Polska jest pełna pięknych kobiet, co z pewnością wiesz, gdy rano spoglądasz w lustro.
Jest Pan w naszym mieście pierwszy raz. Co sądzi Pan o Białymstoku?
Póki co bardzo mało widziałem, ale już mi się podoba. Mam w planach zwiedzanie, ale z powodu braku czasu nie zawsze mam okazję zobaczyć tak dużo jakbym chciał. Podczas wyjazdów sporo czasu spędzam z przyjaciółmi oraz na rozmowach z czytelnikami. Może wybiorę się „na miasto” dzisiaj po południu. Ogólnie bardzo mi się podoba i dodam Białystok do listy moich ulubionych polskich miast. Dotąd odwiedziłem Warszawę, Kraków, Gdańsk i Gdynię. W Krakowie konstruują w parku ławkę mojego imienia i kiedy usiądziesz na tej ławce, będziesz miała okazję usłyszeć nagranie, na którym czytam fragment mojej książki. Myślałem, że takie ławki tworzą tylko dla zmarłych (śmiech).
Komentarze opinie