Było zabawnie, wzruszająco, a czasami nawet smutno. Jak to zresztą zwykle na Wertepie bywa. Za nami pierwszy weekend objazdowego festiwalu: bawili się dzieci i dorośli w Narewce, Michałowie i Czeremsze.
A że pogoda była iście piknikowa, to i widzowie korzystając z okazji połączyli przyjemne z jeszcze przyjemniejszym – przynosząc na festiwalowe spektakle leżaki, koce, kosze piknikowe z jedzeniem. „Wałówka” się przydała, bo przez całe popołudnie (spektakle zaczynały się wczesnym popołudniem, a kończyły koło godz. 20) nie było czasu zadbać o strawy inne niż duchowe.
Wertep z każdym rokiem przyciąga coraz większą publiczność – jednym z kluczy do sukcesu jest i to, że to festiwal dla całej rodziny. Nawet te najwcześniejsze spektakle – dla dzieci – są wspaniale przyjmowane i przez dorosłych towarzyszy. Obecny już na kolejnym Wertepie Falko Show tym razem zachwycił przedstawieniem „Orkiestra gra” zachwycił swoją niecodzienną zabawą z instrumentami dętymi, gdzie te instrumenty bardzo często nabierają innych znaczeń.
Prawdziwą furorę zrobili też artyści z teatru MAŁE MI ze swoim spektaklem „Fintikluszki”. Ten wędrowny teatr lalek z Warszawy we wspaniały sposób za pomocą lalek, ruchu, śpiewu i muzyki zabiera publiczność w magiczny świat opowieści.
Za to teatr Tetraedr ze swoim „Musimy mieć dobre życie” nikogo nie pozostawił obojętnym, a wielu widzów wczuwając się w przejmującą i miejscami tragiczną historię Oli nie kryło wzruszenia. Na szczęście „The last bastion” rosyjskich artystów „Mr. Pejo’s wandering dolls” zawładnął później festiwalową publicznością kompletnie co rusz wywołując salwy śmiechu.
Ale nie ma co opowiadać – na Wertepie trzeba po prostu być! Druga odsłona festiwalu rusza już w czwartek w Policznej, a potem Orla, Białowieża, Hajnówka.
Komentarze opinie