
Blisko 40 tysięcy złotych już zapłaciliśmy za badania ankietowe, z których pan prezydent dowiedział się, czy ma, czy nie ma szansy pożegnać się z gabinetem na Słonimskiej. Teraz jako podatnicy zapłacimy jeszcze prawie 330 tysięcy złotych za poprawienie humoru, które prezydentowi dopisze już po nowym roku.
Całkiem niedawno urząd miejski zlecił przeprowadzenie badań opinii publicznej. Wszystko w zasadzie w porządku, bo nastroje i oczekiwania mieszkańców znać trzeba. Z tym, że w tym przypadku pojawiły się pytania o referendum, szanse odwołania prezydenta ze stanowiska, ocenę jego pracy, ocenę pracy radnych i oczywiście o preferencje polityczne mieszkańców Białegostoku. Za takie badania zapłaciliśmy blisko 40 tys. złotych. Jakie ma to znaczenie dla jakości życia w Białymstoku? Żadnego. Ale przy okazji dowiedzieliśmy się na co są wydawane publiczne pieniądze, które na pewno nie powinny być wydawane na badania z takimi pytaniami. Tego rodzaju zlecenia realizuje się ze środków partii politycznych, konkretnego ugrupowania politycznego lub ruchu społecznego, ale na pewno nie z pieniędzy pochodzących z podatków mieszkańców.
Mimo wszystko urząd miejski problemów nie widzi i tłumaczy to zlecenie najgłupiej jak tylko można, bo konsultacjami społecznymi. Zapominając, że od długiego czasu mamy w Białymstoku działające Centrum Konsultacji i Partycypacji w strukturach samego urzędu. Czyli wychodzi na to, że przepłaciliśmy za obydwie rzeczy, zarówno za badania, jak też i za komórkę urzędową, która służy kompletnie do niczego.
A teraz wydamy blisko 330 tys. złotych na inne poprawienie nastroju prezydentowi Białegostoku. Dobry humor i radość zapewne okaże już na początku nowego roku. Wyprzedzimy w tym względzie naczelnego wróżbitę miasta i powiemy, że prawdopodobnie w styczniu 2017 roku usłyszymy na specjalnej konferencji prasowej, że agencja ratingowa dobrze ocenia finanse Białegostoku i mamy dobrą kondycję oraz zdolność zaciągania kredytów na kolejne betonowe i asfaltowe inwestycje. Błyskawicznie został wybrany podmiot, który przedstawi rating – to znany nam od lat Fitch. A za badanie i ocenę ratingową zapłacimy dokładnie 328 tys. 410 zł.
„(…) informuję, iż w postępowaniu zamówienia publicznego, prowadzonym w trybie przetargu nieorganicznego, na: „Nadanie krajowej i międzynarodowej oceny wiarygodności kredytowej Miastu Białystok wraz z aktualizacjami”, za najkorzystniejszą uznana została oferta nr 1 Wykonawcy: Fitch Polska S.A., Królewska 16 00-103 Warszawa z ceną ofertową 328 410,00 PLN” – czytamy w Biuletynie Informacji Publicznej urzędu miejskiego.
Podajemy tę informację, ponieważ usługa agencji ratingowej jest płatna od wielu lat i nasze miasto chętnie z niej korzysta. Do tego przetarg rozstrzygnięto bardzo szybko, bo w dniu 13 października opublikowano ogłoszenie, a już 24 października, a więc zaledwie jedenaście dni później, wygrał Fitch, czyli ta oferta Wykonawcy numer 1. Dodajmy – nie było ofert, ani numer dwa, ani trzy, ani żadnej innej. Tylko Fitch zgłosił się do przetargu, którego ofertę urząd uznał za najlepszą.
Stawiamy po raz kolejny publiczne pytanie o sens wydawania pieniędzy na rating, który nie ma żadnego znaczenia dla realnych zdolności kredytowych naszego miasta, ani żadnego innego miasta w Polsce. Rating to nic innego jak spekulacja. Do tego specjaliści dość mocno podważają wiarygodność realnej oceny kredytowej i finansowej podawanej przez jakąkolwiek agencję ratingową. Po co nam zatem wydatek rzędu 330 tys. złotych na badanie, z którego niewiele, albo i kompletnie nic, w rzeczywistości wynika?
- Ten rating to kolejne potwierdzenie z zewnątrz, niezależna ocena świadcząca o tym, że miasto dobrze rozwijało się do tej pory i ma dobre prognozy na przyszłość – mówił w lipcu tego roku prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski.
Ale praktycznie to samo mówił Tadeusz Truskolaski również w styczniu tego roku, w ubiegłym roku, jeszcze w poprzednim roku i tak samo można było usłyszeć podobne lub wręcz takie same słowa w latach poprzednich, aż od 2008 roku. Bo za badania dla agencji płacimy już osiem lat. Czy dzięki temu przybyli tu inwestorzy? Czy gospodarka poszła z impetem do przodu? Na te pytania niech każdy odpowie sobie sam. Budowa ulic i remonty budynków to nie rozwój miasta, ale poprawianie komfortu życia mieszkańców – skądinąd też potrzebne. Ale komfortem się nie najemy, no i komfort – jak to komfort – kosztuje słono.
Urzędnicy informują nas na oficjalnej stronie Miasta Białystok, że zewnętrzna ocena ratingowa jest brana pod uwagę przez banki udzielające kredytów czy też zajmujące się organizacją emisji obligacji komunalnych. Rating ocenia predyspozycje danej jednostki samorządu terytorialnego do obsługi zobowiązań z tytułu kredytów czy obligacji. Tymczasem rzeczywistość jest zgoła odmienna. O wszystkim decyduje bank, który udziela kredytów lub pożyczek i w praktyce nie kieruje się żadnym ratingiem. Dlatego wiele polskich miast zrezygnowało z bezsensownego wydawania publicznych pieniędzy na badania, które nie służą w zasadzie niczemu. Chyba, że mają poprawiać humor gospodarzowi miasta – jak to wydaje się mieć miejsce w przypadku Białegostoku i Tadeusza Truskolaskiego.
- Bankowcy i tak potrafią ocenić naszą sytuację finansową. Jaka ona jest faktycznie, dobrze pokazuje nasz indywidualny wskaźnik zadłużenia. Dlatego uważamy, że rating nie jest dla nas koniecznością. Wprawdzie przy staraniu się o kredyt banki pytają nas o ocenę ratingową, ale gdy odpowiadamy, że jej nie mamy, nie robią z tego problemu. A koszt uzyskania ratingu to 100 tysięcy złotych rocznie. To dużo – mówiła w 2013 roku dla samorządowego portalu Emilia Wojtuściszyn, skarbnik miasta z Zielonej Góry.
- Banki dokonują oceny przy każdym przetargu na finansowanie miasta, a także przeprowadzają stały monitoring sytuacji finansowej naszego samorządu w przypadku udzielonych kredytów. Instytucje państwowe takie, jak Regionalna Izba Obrachunkowa oraz NIK, wydają opinie do uchwał budżetowych i kontrolują działalność miasta w zakresie gospodarki finansowej, w tym zadłużenia. Ponadto, po zmianie ustawy o finansach publicznych, ocenę sytuacji finansowej miasta corocznie przeprowadza niezależny biegły rewident, który sporządza swoją opinię i raport z badania sprawozdania finansowego – mówił dwa lata temu portalowi obserwatorfinansowy.pl Arkadiusz Filipowski, rzecznik Urzędu Miasta Wrocławia.
W podobnym tonie wypowiadają się coraz częściej prezydenci lub urzędnicy w różnych urzędach w Polsce. Ale w Białymstoku megalomania i wydawanie lekką ręką publicznych pieniędzy na wszystko, na co tylko przyjdzie ochota, trwa w najlepsze. Mimo, że Białystok do grona polskich krezusów nie należy.
W tym miejscu dodamy tylko, że jeszcze w sierpniu tego roku przeanalizowaliśmy dane z pierwszego ratingu Fitcha (tego z 2008) i obecnego (z 2016). Jedna rzecz rzuciła się nam w oczy. W 2008 roku agencja zadłużenie miasta oceniała na kwotę około 201 mln złotych. Ostatnie dane z Fitcha mówią, że w 2016 roku zadłużenie miasta spadnie (!) do 620 mln, ale będzie rosło w latach 2017-18! Ocenę wydawania 330 tys. złotych na takie ratingi pozostawiamy czytelnikom i mieszkańcom Białegostoku.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie