
Podróż z Białegostoku do Supraśla to zaledwie 13 kilometrów. Ale tyle wystarczy, żeby poczuć dreszczyk emocji, niekiedy adrenaliny, jak ktoś potrzebuje. Gorzej, jeśli ktoś nie potrzebuje, tylko musi przeżywać podróż z atrakcjami. Odkąd nie ma bezpośrednich połączeń białostocką komunikacją miejską do sąsiedniej gminy, wszystko stanęło na głowie.
Najpierw przypomnimy jak to się stało, że nie ma bezpośrednich połączeń białostocką komunikacją miejską do Supraśla. Decyzja zapadła jeszcze w październiku ubiegłego roku, że od 1 stycznia 2016 linia 111 nie dowiezie pasażerów do sąsiedniej gminy. Wówczas gmina Supraśl miała się podzielić, bo odrębnie od niej miała funkcjonować Grabówka. Burmistrz Supraśla mówił wówczas, że nie będzie ich stać na utrzymanie tej linii, że w budżecie zawieje pustką po podziale. Odpadną najbogatsze wsie, które wpłacały duże podatki i nie będzie z czego zapłacić Miastu Białystok za połączenia autobusowe. Ale wszystko potoczyło się inaczej.
Krótko przed nowym rokiem zapadła decyzja o tym, że jednak Supraśl się nie podzieli. Natychmiast mieszkańcy pytali, co w takim razie z połączeniami autobusowymi z Białymstokiem. Wiadomo przecież, że wielu mieszkańców sąsiedniej gminy dojeżdża do pracy do naszego miasta. Natomiast białostoczanie chętnie korzystają z wyjazdów do Supraśla, niekiedy zmuszeni są dojeżdżać tam do pracy, a zwłaszcza do szkoły. Ale burmistrz Supraśla, mimo tego, że gmina mu się nie uszczupliła, swojej decyzji o zaprzestaniu finansowania linii 111 nie zmienił.
- Uważamy taką decyzję za społecznie szkodliwą, sprzeciwiamy się jej, prosimy gminy o porozumienie. Zresztą nie tylko uczniowie dojeżdżają do Supraśla. Jest to miejscowość turystyczna, do której jeździ wielu białostoczan – mówiła rok temu Zofia, uczennica liceum plastycznego w Supraślu.
- Dziennie mamy ponad 40 połączeń z Białymstokiem. Dojazd jest zabezpieczony – odpowiadał i jej i innym pasażerom Radosław Dobrowolski, burmistrz Supraśla.
W przypadku osób, które mogą korzystać z własnego transportu, wydawać by się mogło, że temat jest załatwiony. Inaczej wygląda on natomiast z perspektywy człowieka, który jest zdany na łaskę i niełaskę przewoźników oferujących usługi transportu zbiorowego. I tu różowo już nie jest. Jak twierdzą osoby, które muszą korzystać z transportu publicznego w drodze do lub z Supraśla, pokonanie 13 kilometrów to jakiś koszmar.
- Zacznijmy od tego, że autobusy PKS-u, to jakaś porażka. Człowiek nie wie, kiedy przyjedzie, ani gdzie się zatrzyma. Trzeba biegać i pytać za każdym razem, albo dzwonić. Chciałbym, żeby ktoś to sobie w końcu uświadomił, jak działa PKS i jego przejazdy do Supraśla. Na stronie e-podróżnik są inne informacje niż na przystankach. Bo na przystankach niektóre połączenia są wymazane markerem, a na stronie internetowej są podane, jako regularne kursy – mówi naszej redakcji Mateusz, który w Supraślu pracuje i musi dojeżdżać tam każdego dnia.
Kogoś może dziwić, że trzeba biegać po przystankach, ale jest to faktem od jakiegoś czasu. Konkretnie od momentu, kiedy rozpoczęły się prace związane z modernizacją dworca PKS Białystok. Okazuje się, że z jednego przystanku odjeżdża autobus do Supraśla, z innego do Tykocina, jeszcze z innego do Moniek. Co wcale nie znaczy, że za godzinę lub dwie te same przystanki będą odpowiadały odjazdom autobusów w tych samych kierunkach. Pasażerom serwowana jest zabawa w rosyjską ruletkę.
- Nie ma żadnych informacji z jakiego przystanku dokładnie kiedy jaki autobus odjeżdża. Jest mówiąc po polsku – burdel na całego. Spóźniłem się już kilka razy, bo nie mogłem znaleźć przystanku, a jak już znalazłem, to się okazywało, że autobus właśnie niedawno odjechał – mówi naszej redakcji Mateusz.
Czy kogoś to interesuje? Może tak, może nie. W każdym razie przecież połączenia są zabezpieczone, więc wszystko jest w porządku. Bieganie po przystankach tylko na zdrowie wyjdzie, więc tym bardziej pewnie część osób uzna, że opisywany tutaj temat, to tylko kolejny powód do narzekania. Czyżby?
Jeśli komuś się wydaje, że prywatny przewoźnik działa sprawniej, to najwyraźniej nie docenia polskich realiów. Generalnie, przygód nie brakuje, choć jest nieco lepiej niż w PKS-ach. Przede wszystkim połączeń jest więcej. Ale ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Bo warto także uświadomić sobie, że oprócz PKS-ów do Supraśla kursują jeszcze tylko busy Voyagera. Więcej opcji transportowych w zasadzie nie ma. Latem, albo przy ładnej pogodzie można jeździć rowerem – to dla osób o dobrej kondycji zdrowotnej. Można również korzystać z transportu indywidualnego, jeśli ktoś taki posiada. Jeśli nie – zostaje opcja PKS lub Voyager.
Pasażerowie w tym przypadku skarżą się na dwie rzeczy – bezpieczeństwo przewozu i komfort jazdy. Okazuje się, że często kierowcy palą papierosy w swoich pojazdach, co dla osób niepalących jest absolutnie nie do przyjęcia. Inna sprawa, że pasażerowie narzekają na to jak są traktowani.
- Nie jesteśmy kartoflami. Ale tak nas wożą i tak właśnie czuje się człowiek, który musi jechać busem. Kierowcy nie patrzą w ogóle, że pasażerowie odbijają się od siebie, albo od ścianek busa. Płacę 5 zł za przejazd i chciałbym oczekiwać, że dojadę bez siniaków czy do Supraśla, czy z powrotem – komentuje Adrian.
- Zadzwoniłem do Voyagera ze skargą i co usłyszałem? Że powinienem spisać dokładnie co i kiedy miało miejsce. Na pytanie czy państwo nie mają regulaminu wewnętrznego, pani powiedziała mi, że to mój błąd, że nie spisałem danych. I ani słowa o tym, że upomną swoich kierowców. Choć te słowa nie padły poczułem się jakby mi ktoś powiedział – spadaj na drzewo – mówi naszej redakcji Mateusz.
Mieszkańcy, zwłaszcza starsi, chcieliby przywrócenia kursów linii 111 Białostockiej Komunikacji Miejskiej, która do Supraśla kursowała. Chcą jej też i młodsi. Od roku bardzo jej brakuje. Bilety były tańsze i komfort oraz bezpieczeństwo jazdy zdecydowanie lepsze niż oferowane przez innych przewoźników w tej chwili. Czy w tym roku radni lub burmistrz Supraśla zdecyduje się na rozmowy z Miastem Białystok, nie wiadomo. Wiadomo tylko na pewno, że jeszcze w ubiegłym roku Rada Miasta Białegostoku przyjęła uchwałę o zamknięciu połączeń z sąsiednią gminą.
To Supraśl wypowiedział obowiązującą od wielu lat umowę i swoje stanowisko argumentował tym, że po podziale gminy, do którego miało dojść od 1 stycznia tego roku, nie będzie pieniędzy na dopłaty do przejazdów. Roczny koszt utrzymania tego jednego połączenia wynosił 700 tys. złotych. Podział nie nastąpił, autobusów nie przywrócono, pasażerowie narzekają. A rozmawiać o przywróceniu linii 111 też najwyraźniej nie ma komu.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI/ Foto)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie