Kłamstwo ma krótkie nogi i bardzo długi nos. Ten nos było widać u Rafała Rudnickiego około roku temu na grafice zamieszczonej na jednym z fanpage internetowych. Kłamstwo zaś wyszło na jaw, bo okazało się, że Sebastian Wicher nie popełnił żadnego przestępstwa. Na dodatek też nie przekazał nikomu żadnych dokumentów z magistratu.
Z pracownika, za którym wstawiło się wiele organizacji, stowarzyszeń i osób zajmujących się szeroko rozumianą ochroną zabytków, nieomal zrobiono przestępcę. Komitet Truskolaskiego, któremu szefuje Prezydent Białegostoku, nie miał oporów by wydać publiczne oświadczenie o tym, że były pracownik Biura Miejskiego Konserwatora Zabytków mógł dopuścić się popełnienia przestępstwa polegającego na udostępnieniu danych osobowych osobie nieuprawnionej. Tą osobą miał być radny SLD Wojciech Koronkiewicz. Problem polega na tym, że do takich publicznych wpisów nie pasują żadne fakty.
- Pan Sebastian Wicher jako pracownik Urzędu Miejskiego przesłał mi list opisujący działania wysoko postawionych urzędników wokół Biura Miejskiego Konserwatora Zabytków. Przesłał list na ręce radnego, na adres podany przez Biuro Rady Miasta. Zwracał się do radnego miejskiego z prośbą o interwencję. Czy to przestępstwo? Ale o jakich danych mowa? Konkretnie której osoby? Opublikowałem ten list. Można go obejrzeć na stronie Biura Rady Miasta w zakładce interpelacje. Czy byłby tam, gdyby zawierał jakiekolwiek dane osobowe? O czym w ogóle mowa? – dziwi się Wojciech Koronkiewicz.
Pierwsze kłamstwo dotyczy w ogóle udostępnienia przez Sebastiana Wichra danych osobowych osobie nieuprawnionej. Policja stwierdziła, że do czegoś takiego nie doszło i odmówiła wszczęcia dochodzenia. Podobnie jak w przypadku kradzieży dokumentów, których nikt nie ukradł. Jak można było poczytać wczoraj na naszych łamach, dokumenty cały czas znajdowały się w urzędzie miejskim. Trzecie kłamstwo dotyczy zaś rzekomego oświadczenia Sebastiana Wichra, jakoby miał dokumenty przekazać radnemu Koronkiewiczowi. I tu chyba dodawać nie trzeba, że skoro dokumentów nie wynosił, bo te były cały czas w urzędzie, nie mógł też ich przekazać radnemu ani Koronkiewiczowi, ani żadnemu innemu radnemu.
- Pan Wicher w kolejnym liście do mnie napisał, że nigdy takich oświadczeń nie składał i żadnej dokumentacji mi nie przekazywał. Dwa razy ten list przeczytałem. Bo ja również nie przypominam sobie, abym jakąkolwiek dokumentację otrzymał. Powtórzę raz jeszcze – jako radny, dostałem pocztą elektroniczną list z prośbą o interwencję – mówi stanowczo radny Wojciech Koronkiewicz.
Jeśli taki napisany list, jest w pojęciu urzędników i prezydenta, dokumentem urzędowym z danymi osobowymi, to raczej każda osoba, która wyciągnęła takie wnioski, nie powinna pełnić żadnych funkcji publicznych. Być może białostoccy urzędnicy nie wiedzą, że dokument urzędowy powinien mieć jakąś sygnaturę, pieczęcie, podpis osoby uprawnionej, inaczej nie nosi znamion dokumentu urzędowego. Niemniej już wykazywaliśmy wielokrotnie, że ze znajomością kodeksu postępowania administracyjnego wśród białostockich urzędników, nie jest najlepiej. Nawet zastępca prezydenta – Rafał Rudnicki, z wykształcenia prawnik, nie radzi z tym sobie jakoś szczególnie. Pisaliśmy szerzej o jego kłopotach z kodeksem TUTAJ.
I najwyraźniej nie jest to jedyny kodeks prawa, z którym Rafał Rudnicki ma kłopoty. Wkrótce będzie musiał jeszcze się tłumaczyć z publicznego wpisu, jaki zamieścił 21 lipca. Pomówił tam radnego Koronkiewicza oraz redaktor naczelną Dzień Dobry Białystok. Znów sugerował, że są jakieś kopie dokumentów, wyniesione z urzędu, których jak wiadomo nikt nie wynosił. Na dodatek sugerował, że radny Koronkiewicz spełnia prośby, których nikt z redakcji nigdy nie kierował ani do niego, ani do żadnego innego z radnych.
„Ciekaw jestem skąd owa “gazeta” miała list i kopie dokumentów w tym samym czasie, co radny Koronkiewicz i dlaczego radny tak życzliwie spełnia prośby Dzień Dobry Białystok i bierze udział w politycznym rozgrywaniu tematu w dniu głosowania nad absolutorium. Pracuje na rzecz mieszkańców i obrony zabytków, czy na rzecz Siewiereniuk-Maciorowskiej i ku dowaleniu rządzącym? Myślę, że służby będą miały co robić w tym temacie” – napisał na swoim facebookowym koncie.
Służby tymczasem mają co robić, bo CBA prowadzi śledztwo, tyle że nie względem naszej redakcji, a względem postępowania Rafała Rudnickiego. Ten wpis zresztą też nie pozostanie bez echa. Redakcja ma dość rzucania publicznych pomówień przez urzędnika samorządowego, którego utrzymuje z opłacanych co miesiąc podatków.
Tymczasem powstaje pytanie czy można ufać zastępcy prezydenta, który publicznie rzuca poważne oskarżenia, kiedy sam może mieć nieczyste sumienie? Na pewno nie ufają mu radni z Komisji Zagospodarowania Przestrzennego. Dlatego też złożyli do Tadeusza Truskolaskiego wniosek o odwołanie zastępcy, który nadzoruje politykę przestrzenną w mieście. Prezydent odwoływać go nie zamierza – tak przynajmniej odpisał dwójce radnych. Nam odpisać nie ma czasu od 29 czerwca. Mimo, że kilka razy ponawialiśmy pytanie i prosiliśmy o komentarz do zaistniałej sytuacji. Jeden z radnych, który podpisał się pod wnioskiem o odwołanie Rudnickiego uważa, że Sebastian Wicher w tej sytuacji powinien otrzymać przeprosiny i możliwość powrotu do pracy.
- Prezydent Truskolaski nie panuje nad podległymi mu departamentami, nie panuje nad biurokratycznym bałaganem. Panu Sebastianowi Wichrowi należy się niezwłoczna rehabilitacja i przeprosiny, zaś co do pana prezydenta Truskolaskiego, należy zastanowić się czy nie zostało popełnione przestępstwo z art 238 KK, t.j. fałszywe zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa – komentuje Konrad Zieleniecki, radny PiS.
Co ciekawe, kiedyś w urzędzie miejskim zginęły dokumenty i to faktycznie. Nie tak, jak w przypadku sprawy Sebastiana Wichra. Cztery lata, podczas przeprowadzki bezpowrotnie zniknęły dokumenty dotyczące dofinansowania Jagiellonii Białystok na ogromną sumę pieniędzy. Chodziło o około 4 miliony złotych. Wówczas determinacji do powiadamiania organów ścigania nie było. Nikt nie informował prokuratury, nikt nie składał zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. Wszystko wszystkim pasowało. O to także dopytujemy Prezydenta już prawie miesiąc i nadal nie mamy żadnej wypowiedzi w tej sprawie. Wnioski z takiego postępowania niech każdy wyciągnie sam.
Tego rodzaju sytuacje nie powinny mieć miejsca w instytucjach publicznych. Nierówne traktowanie pracowników, nierówne traktowanie podmiotów i brak szacunku dla dokumentacji i prowadzonych postępowań, może wskazywać na nie do końca czyste sumienie najwyższych przedstawicieli władz Białegostoku.
- Prezydent powinien prowadzić bardziej klarowną politykę w tym zakresie. I w każdym przypadku, w którym istnieje podejrzenie popełnienia przestępstwa, powiadamiać prokuraturę. Tym bardziej, że jako prezydent ponosi odpowiedzialność za to co się dzieje w mieście – uważa konstytucjonalista dr Jarosław Matwiejuk.
Na razie prezydent najwyraźniej nie wie nawet co się dzieje w urzędzie, którym kieruje. Skoro nikt nie był w stanie przez tyle czasu zorientować się, że rzekomo zaginione dokumenty cały czas znajdowały się w budynku magistratu, że prośba o interwencję u radnego to nie to samo, co udostępnianie danych osobowych, być może warto zastanowić się nad złożeniem mandatu prezydenta? Tymczasem trwa reorganizacja pracy, departamenty jedne się łączy, inne się dzieli – w założeniu, aby był większy porządek. A patrząc zupełnie realnie, mamy okropny nieporządek. Widać to w całej okazałości w sprawie, którą tu opisaliśmy. Naszym zdaniem okręt tonie, a władza brzytwy się chwyta, więc kaleczy się nią coraz bardziej.
Komentarze opinie