
Białoruskie Zrzeszenie Studentów po raz ostatni zorganizowało Festiwal Muzyki Młodej Białorusi – Basowiszcza. Gródek był bardzo gościnny przez te wszystkie lata zarówno dla muzyków jak i uczestników tej imprezy. Pożegnanie było pełne emocji, choć tego na scenie widać nie było. Za to poza sceną były uściski, łzy i wzruszenie.
Festiwal Basowiszcza to kawałek, a nawet kawał historii lokalnej kultury. Przez 30 lat z polany Boryk rozbrzmiewała muzyka rockowa, która ściągała tysiące fanów do niewielkiego miasteczka pod Białymstokiem. Na tej scenie prezentowali się początkujący twórcy, jak też i znane gwiazdy muzycznej sceny Białorusi. Grały tam także polskie zespoły w geście solidarności z artystami zza naszej wschodniej granicy. Impreza była także przepełniona innymi aktywnościami towarzyszącymi festiwalowi. Ale to tu przede wszystkim białoruscy artyści mogli spokojnie wyrażać własne emocje, przemyślenia oraz krytykę tego, co się działo w ich kraju.
Basowiszcza zagrały w miniony weekend po raz ostatni. Jak twierdzi organizatorka tegorocznej, trzydziestej i finalnej edycji – kiedyś trzeba było podjąć taką decyzję, choć nie była łatwa. Na tę decyzję złożyło się kilka czynników i każdy oddzielnie ważył na ostatecznym rozstrzygnięciu, że Basowiszcza należy zakończyć.
- To ostatnie Basowiszcza, naprawdę. Mnie za kilka lat w organizacji na pewno już nie będzie. Myślę, że jakby festiwal miał przetrwać, to w innej formie i pod inną nazwą, bo to by się kojarzyło trochę inaczej. Myślę, że na Basowiszcza nikt nie kupiłby biletów – powiedziała naszej redakcji Lidia Piekarska, członek Rady Głównej Białoruskiego Zrzeszenia Studentów, organizatorka tegorocznej edycji festiwalu.
Kwestia biletów jest związana z tym, że od samego początku festiwal był imprezą nieodpłatną. Stąd też co roku nie było łatwo zdobywać środków na jego organizację. Zmieniły się gaże zespołów, podrożały koszty obsługi scenicznej, ochrony, wyżywienia. Nie było łatwo utrzymać wszystkiego w ryzach finansowych, bo możliwości sponsorów też nie są przecież nieograniczone.
- Finansowe problemy były zawsze, ale w tej chwili ochrona, scena, pochłaniają tak ogromny budżet, że festiwal niekomercyjny, dofinansowany głównie ze środków publicznych, nie wyrabia na zakrętach. Basowiszcza to już tak profesjonalna impreza, a my jesteśmy jednak grupą studentów i chyba lepiej powiedzieć sobie stop, a nie robić to dalej. Dawaliśmy radę, ale sama nie wiem jak. Plus to, że białoruska scena muzyczna za bardzo się nie zmienia i chociaż próbowaliśmy wprowadzać coś nowego na festiwal, to słyszeliśmy, że to już nie jest tak ciężki festiwal, że nie ma tej ciężkiej muzyki, której nie ma praktycznie ani w Polsce, ani na Białorusi – dodała Lidia Piekarska.
Pożegnanie z festiwalem było pełne emocji. Żegnali się z publicznością artyści i pożegnali się także organizatorzy. Na koniec wyszli na scenę ci, którzy od lat pomagali, organizowali, doglądali festiwalu. Całość zakończył zespół B: N:, który wykonał ostatni utwór, a po nim zgasły światła. Poza sceną, kiedy publiczność nie patrzyła, wielu towarzyszyły łzy wzruszenia, uściski, były też podziękowania, przytulanie – zwyczajnie mnóstwo emocji. Ale były też uśmiechy i komentarze, że i tak widzimy się na Boryku dokładnie za rok. Czy tak będzie? Przekonamy się za rok.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie