Gdyby ktoś z Was dopuścił się rażącego naruszenia prawa przeciwko urzędowi, trudno zakładać, że skończyłoby się to dobrze. Znamy wiele sytuacji, w których przedsiębiorcy lub ludzie niewinni, za błąd urzędników płacili bardzo wysokie ceny z konfiskatą majątków i mieszkań włącznie. Ciągle ta zasada nie działa w drugą stronę.
Niedawno pisaliśmy o przypadku Państwa Bzura, którzy prowadzą działalność gospodarczą u zbiegu ulic Raginisa i Wiklinowej. To, czego doświadczają od urzędników białostockiego magistratu zwyczajnie nie mieści się w głowie. Sytuacja, patrząc z boku, wygląda tak, jakby urzędnicy włącznie z prezydentem i jego zastępcami, mścili się za … no właśnie trudno ustalić za co. W miniony czwartek spotkali się w sądzie z pełnomocnikami prezydenta Białegostoku. Wnieśli pozew o to, aby Miasto wykonało postanowienie, które ciąży na prezydencie od stycznia tego roku.
W poprzednim artykule pisaliśmy o tym, że Państwu Bzura rozebrano parking. W asyście policji i straży miejskiej, bez żadnego dokumentu zniszczono własność prywatną, choć zbudowaną na gruntach miejskich. Odnośnie odszkodowania za tę rozbiórkę toczy się odrębne postępowanie. Ale Państwo Bzura posiadali prywatne grunty przy ulicy Kluka, które miasto w styczniu 2011 roku przejęło pod budowę drogi publicznej. Łącznie ponad 1700 m2. Państwo Bzura bezskutecznie starali się przez dwa lata doprowadzić do zamiany działek. Chodziło im o to, żeby zajętą przez Miasto działkę na Kluka zamienić na tę, znacznie mniejszą, na której zbudowany był parking.
Blisko dwa lata trwała wymiana dokumentów. Aż w końcu Państwo Bzura sami się dowiedzieli, że działka, na której mieli zbudowany parking w ogóle nie należy do miasta i pisma o wykup lub jej zamianę należy kierować nie do Prezydenta Białegostoku, tylko do Marszałka Województwa. Skoro było już wiadomo, że z miastem zamienić się nie można, wystąpili o zapłatę odszkodowania za swoje zajęte tereny na Kluka. Minęło osiem miesięcy i nikt z urzędników nie raczył nawet wszcząć postępowania w tej sprawie. Mimo próśb i osobistych wizyt w urzędzie nic się nie działo. W końcu sprawa trafiła do sądu. Kolejne sądy, najpierw Wojewódzki Sąd Administracyjny, później Naczelny Sąd Administracyjny orzekały winę urzędu miasta i stwierdziły rażące naruszenie prawa.
Ostatni, czyli Naczelny Sąd Administracyjny w styczniu tego roku wydając postanowienie przyznał rację Państwu Bzura. Czytamy w nim:
„Gdyby skarżący nie wnieśli skargi na bezczynność organu, to Organ nie uznałby, że toczy się jakiekolwiek postępowanie administracyjne. Takiego postępowania nie można ocenić zaś inaczej, jako rażąco naruszającego prawo”.
Państwo Bzura mają więc prawomocne postanowienie, w którym Naczelny Sąd Administracyjny stwierdza rażące naruszenie prawa przez Urząd Miejski w Białymstoku i nakłada na Prezydenta Miasta osobiście karę grzywny w wysokości 500 zł. Nakazuje również zapłatę odszkodowania w terminie dwóch miesięcy od dnia przesłania akt do Organu (czyt. Urzędu Miasta).
- Akta wpłynęły do urzędu w dniu 9 kwietnia 2014 roku. Czyli w czerwcu powinno się wszystko zakończyć. Ale zamiast zrealizować wyrok sądu, miasto znów nic nie robi. Ile mamy czekać w końcu? – mówi nam Józef Bzura.
Ale miasto w lipcu tego roku postanowiło odbyć rozprawę administracyjną. Wszystko miało znaleźć swój finał. Niestety nie znalazło. Podczas rozprawy, którą Państwo Bzura chcieli zarejestrować na video, doszło do kolejnego incydentu. Urzędnicy wezwali policję i straż miejską, których interwencja zakończyła się konfiskatą karty pamięci z nagraniem. Zaś sam Pan Józef Bzura ukarany mandatem w wysokości 50 zł za zakłócanie porządku publicznego.
Porządek publiczny został zakłócony nagraniem przebiegu rozprawy! Nie doszło ani do przepychanek, ani do rękoczynów, ani do wyzwisk. Wszystko złe, co zrobił Pan Józef Bzura – to rejestracja przebiegu postępowania, do której ma prawo jako strona tegoż postępowania.
- Mowę mi odjęło. Nie chodzi o te 50 zł. Raczej o to, w jaki sposób się nas traktuje. Dla mnie to jest forma zastraszenia i nic więcej. A mamy pełne prawo rejestrować takie rzeczy, skoro spotykają nas ze strony urzędników i prezydenta co najmniej dziwne zachowania. Inaczej byśmy nie musieli ciągać się po sądach – mówi nam Maria Bzura.
Sprawa odszkodowania nie została uregulowana do dziś. W miniony czwartek sąd oddalił wniosek Państwa Bzurów wobec nie wykonania postanowienia Naczelnego Sądu Administracyjnego przez Prezydenta Białegostoku. Uznał, że nie został tym razem przekroczony termin do załatwienia sprawy. Przypominamy na koniec, że cały czas chodzi o zapłatę za zajęte tereny Państwa Bzura i zapłatę 500 zł grzywny nałożonej na Tadeusza Truskolaskiego.
I w tym miejscu wypada tylko zastanowić się, co by było, gdyby taki wyrok ciążył na obywatelu wobec dowolnego urzędu? Czy urzędy też musiałyby czekać po trzy i więcej lat na regulacje zobowiązań? Czy raczej zajęte byłyby już konta i mienie osoby, na którą taki wyrok został nałożony? Grunt, że można mówić o profesjonalizmie urzędu miejskiego i działaniu na korzyść obywateli. A papier… jak widać przyjmuje wszystko, podobnie jak hasła na plakatach. Tylko prawda jest głęboko ukryta pod niemocą zwykłego człowieka.
Komentarze opinie