Reklama

Reportaż z Podlasia: Kryzys przygraniczny oczami przyszłej duńskiej dziennikarki

27/02/2022 15:36

Autorka niniejszego artykułu, Claudia Mazur, urodziła się i mieszka w Danii, w Odense - trzecim co do liczby ludności mieście w tym państwie. Jest studentką dziennikarstwa na University of Southern Denmark. Jej rodzice są Polakami - tata wyjechał z kraju w 1985 roku, mama dołączyła dwa lata później. Claudia nie posiada polskiego obywatelstwa, ale regularnie przyjeżdża do rodziny w Polsce. Żywo interesuje się polską historią, tradycją i kulturą, świetnie posługuje się językiem polskim. W styczniu była w Podlaskiem, by zebrać materiał do pracy zaliczeniowej na studiach. Temat to sytuacja w regionie w związku z kryzysem migracyjnym. Zgodziła się też opisać swoje spostrzeżenia dla naszej redakcji. Poniższy tekst jest komentarzem z wizyty, która miała miejsce w pierwszych dniach stycznia tego roku - Piotr Walczak, redaktor naczelny Dzień Dobry Białystok.

Jest styczeń. Właśnie rozpoczął się nowy rok i mróz daje się we znaki. Siedzę w ciepłym pociągu PKP Intercity. Kierunek: Białystok. W ciągu paru godzin krajobraz zmienia się od szarych wieżowców w Warszawie do coraz to mniejszych miasteczek i lasów obficie pokrytych czystym śniegiem. Patrząc przez okno zastanawiam się, co mnie czeka na Podlasiu. I jakim cudem miasteczka przy białoruskiej granicy stały się centralnym punktem zapalnym w Europie.

To właśnie konflikt przygraniczny przyciągnął mnie do Polski. Po paru miesiącach śledzenia go mediach, w grudniu dotarło do mnie, że wszystko nagle ucichło w sprawie kryzysu migracyjnego na granicy z białorusko - polskiej, przynajmniej w duńskich i innych zachodnich środkach masowego przekazu. A przecież on wciąż trwa i na horyzoncie nie widać światełka w tunelu w kierunku jego rozwiązania. Tymczasem mieszkańcy województwa podlaskiego trzymani są w niepewności i uwięzieni w strefie stanu wyjątkowego.

Duńscy dziennikarze przyjęli jedną narrację, wyjaśniając sytuację na polsko - białoruskim pograniczu z punktu widzenia humanitarnego i wyłącznie oczami migrantów, uchodźców. To perspektywa, która - moim zdaniem - oczywiście powinna mieć swoje miejsce w debacie, lecz niestety zaczęła dominować tutejsze media. Ja z kolei tęskniłam za innym spojrzeniem i dlatego wybrałam się do Polski, na Podlasie, aby spotkać się i porozmawiać z ludźmi, którzy odczuli ten kryzys przy granicy na własnej skórze. Chciałam poznać różne punkty widzenia.

Plan ten stał się jednak nieco trudniejszy do wykonania w praktyce niż zakładałam. Stan wyjątkowy w strefie przygranicznej uniemożliwił mi dostęp do miejscowości znajdujących się tuż przy granicy, więc wybrałam alternatywę: Hajnówkę.

Hajnówka - pierwsza przystań 30 km od granicy

Moja podróż rozpoczyna się w Hajnówce - niecałe 30 kilometrów od granicy z Białorusią. W całym miasteczku rozprzestrzenia się zapach słodkiego jabłka - w te dni właśnie są prawosławne święta Bożego Narodzenia. Jestem umówiona z przewodniczącą oddziału rejonowego Polskiego Czerwonego Krzyża w Hajnówce, panią Alina Miszczuk.

W małym lokalu, wypełnionym po sufit czarnymi workami z pomocą humanitarną, opowiedziała mi o nieprzespanych nocach związanych z nowym telefonem dyżurnym PCK, który został aktywowany jesienią jako rezultat napływu uchodźców nad granicę. Tutaj ludzie wysyłają paczki z całej Polski, aby pomóc osobom, które nielegalnie przekroczyły granicę. Pani Alina jest koordynatorką tej pomocy.

Moja rozmówczyni jest świadoma politycznego działania Białorusi, ale daje do zrozumienia, że pomoc charytatywna nie ma, a przynajmniej nie powinna, mieć ideologii. Kobieta mieszka w Hajnówce od 40 lat i daje do zrozumienia, że zaistniała sytuacja podzieliła miasteczko na dwa obozy.

Po spotkaniu z panią Aliną nadal odczuwam niedosyt poznania opinii osoby, która ma odmienne zdanie niż to, które dominuje w mediach społecznościowych, gdzie aktywiści i grupy charytatywne niemal stoją w kolejce, aby wyrazić swoją pogardę o polskim rządzie, wojsku i policji.   

"Ludobójstwo" - polaryzacja debaty i rozmowa z policjantem

Na forach społecznościowych można znaleźć wpisy z ideologicznymi określeniami, jak "Ludobójstwo" czy "Murem za polskim mundurem". Fakt, rzeczywistość ma wiele barw, a internet... Cóż, rządzi się swoimi prawami. Dlatego też po reportażu w Hajnówce po raz kolejny wróciłam do Białegostoku.

Tym razem stoję przed budynkiem Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku. Jestem umówiona z podinspektorem Tomaszem Krupą, rzecznikiem prasowym podlaskiej policji. Jest ze mną Piotr Walczak, redaktor portalu Dzień Dobry Białystok.

Pan Tomasz opowiada, że stał na pierwszej linii, gdy wybuchły zamieszki przy przejściu granicznym w Kuźnicy. Został wezwany w trybie pilnym, jak zresztą gros innych funkcjonariuszy nie tylko z regionu, ale całego kraju.

Podinspektor Krupa podchodził bardzo profesjonalnie do naszej rozmowy, wywiadu. Widać, że ma obycie z mediami. 48-letni policjant ma już za sobą 23 lata służby. Podkreśla, że jej ideą jest zapewnienie bezpieczeństwa mieszkańcom, obywatelom, ludziom.

Wspomina, jak wezwano także i jego do Kuźnicy, a na miejscu w mundurowych rzucano kamieniami, które - jak przypuszcza - zostały migrantom dowiezione przez białoruskie służby.

Do dziś (rozmowa odbyła się w styczniu - przyp. red. DDB) na szafce w gabinecie rzecznika leży plecak z kamizelką kuloodporną, kaskiem i pozostałym wyposażeniem. Pan Tomasz stwierdza, że w każdej chwili musi być przygotowany na to, iż podniesiony zostanie alarm i dostanie rozkaz, by ruszać na granicę, jeżeli sytuacja zaogni się na nowo. Przyznaje, że wielu jego kolegów zostało rannych w Kuźnicy. Nie ukrywa, że bał się, będąc na miejscu w tak dramatycznych chwilach.

Polska. Naród podzielony?

Nie pierwszy raz jestem w Polsce, aby pisać pracę związaną ze studiami. I na pewno nie ostatni. Jako osoba mieszkająca zagranicą mam podczas tych wizyt wrażenie panującego tu, powtarzającego się w różnych sprawach konfliktu za konfliktem. Ale muszę przyznać, że niezmiernie ciekawa historia walk o niepodległość, czyni Polskę - w moich oczach - najciekawszym krajem Europy. Niestety, duńskie jak i inne zachodnie media często bagatelizują rolę historii w polskiej tożsamości. Rezultat tego jest niestety taki: spłaszczony obraz narodu polskiego i zupełny brak zainteresowania tym, co naprawdę jest ważne, istotne i trapi Polaków. Przykładem jest właśnie kryzys migracyjny i dołożona w zaistniałą sytuację cegiełka białoruskiego rządu. Tu, u nas, dziennikarze nie podają, co sądzą mieszkańcy Polski.

Po moim pobycie na Podlasiu odnoszę wrażenie, że polaryzacja jest bardzo widoczna w mediach społecznościowych i portalach internetowych. W rzeczywistości przekonałam się, że trudno znaleźć kogoś, kto byłby przeciwnikiem z jednej strony konieczności obrony polskiej granicy, a z drugiej niesienia pomocy humanitarnej ludziom w potrzebie. Niestety obawiam się, że ta polaryzacja w debacie medialnej zniechęca wielu ludzi do wypowiedzi i odpowiadania na pytania dziennikarzy. I chyba nieświadomie tym samym niedoszli rozmówcy przyczyniają się do betonowania konkretnych opinii zarówno w polskich, jak i zagranicznych mediach.

Te parę dni na Podlasiu dało mi dużo do myślenia. Chcę tu wrócić. Bo tutaj, wśród zwykłych ludzi, kryją się niesamowite historie.

(Claudia Mazur)

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do