Czy świat potrzebuje jeszcze jednej płyty jeszcze jednego retro-metalowego ensemble"u? Nie, choć słucha się tego bardzo przyjemnie.
W poprzedniej dekadzie mieliśmy agresywny powrót do klimatów rodem z ejtisów, ale także, na łonie indie-rocka, do oklepywania dawno już oklepanych schematów nowofalowych. W tej dekadzie podobnie dzieje się na łonie metalu. Nie dosyć, że absolutny renesans przeżywają kapele stonerowe, które wszędzie na świecie wykwitają jak grzyby po deszczu, albo pryszcze na twarzy pokwitającego nastolatka. Za oceanem hipsterzy zasłuchują się w Witchcraft, w Szwecji prężnie działa Graveyard i wizualnie inspirowani Mercyful Fate, Ghost B.C. - którzy mają widać ambicję stać się komiczno-satanistyczną wersją Blue Öyster Cult. Brytole też mają swoich reprezentantów, pochodzący z Cambridge skład Uncle Acid and the Deadbeats. Chwalony przez krytyków zespół właśnie wydał swoją trzecią płytę.
Heavy metal objawił się, gdy dogasało jeszcze hippisowskie lato miłości. I był dla niego, niczym bardzo chłodna jesień. Siłowe granie rodem z pierwszych albumów Black Sabbath, czy wyczynów Blue Cheer było wtedy novum. Dziś jest czymś, co można lepiej lub gorzej odtwarzać. Albo kreatywnie, albo po prostu z zachowaniem atmosfery takiego grania. UAatDB szczególnie kreatywni nie są. Wszystko w ich muzyce działa doskonale tak, jakby nagrywano ją w 1968-69 roku. Różnica ma charakter wyłącznie akustyczny. Zacinają charakterystyczne, zamulone, doomowe gitary, spod których kąsa wokal Wuja Kwasa. Numery są proste, konkretne i konsekwentnie realizują zaplanowany schemat. Onegdaj znajomy, zapytany przeze mnie, jak w najkrótszych słowach scharakteryzowałby stonera, odrzekł: "Szatan i blanty". Błyskotliwe. I na "Mind Control" wyraźnie obecne. Czego z kolei brakuje? Tego, co wspomniani Ghost B.C. Mają w nadwyżce – puszczenia oka, zagrania konwencją, dodania jakiegoś elementu spoza gatunkowego porządku. Odświeżenia formuły. Albo przynajmniej jakiejś minimalnej dawki ironii i autoironii.
Jeśli szukamy fajnej, rzetelnej płyty stonerowej i nie mamy szczególnie wybujałych oczekiwań artystycznych, nie spodziewamy się fontanny niespodzianek i potoku zaskoczeń, to "Mind Control" jest płytą fantastyczną. Niestety tylko wtedy. W innym przypadku można znaleźć płyty wybitniejsze, bardziej kanoniczne, ciekawsze. Z tym, że trzeba ich szukać w szufladce z napisem "60s/"70s. Ale cóż... Jak w "Imieniu Róży" Umberto Eco, mówił ślepy bibliotekarz, Jorge: "Nie ma postępu w dziejach historii. Następuje tylko chwalebna i podniosła rekapitulacja".
Uncle Acid and the Deadbeats
"Mind Control"
Rise Above
7/10
Komentarze opinie