Niedawno wydał z żoną średnią płytę pod szyldem How to Destroy Angels. Teraz wydaje... średnią płytę. Trent. Nie tędy droga.
Wydawnicza s*aczka rzadko (nomen omen) skutkuje czymś dobrym. Bo wbrew chęciom Karola Marksa, w muzyce ilość raczej nie przechodzi w jakość. Lider Nine Inch Nails po porażce artystycznej i komercyjnej projektu realizowanego ze swoją partnerką postanowił podłączyć elektrody do rzekomego trupa i zreanimować swoją macierzystą formację. Co słychać od pierwszych taktów albumu – pokusił się też o nawiązanie do najstarszych, klasycznych pozycji tegoż.
Problem tylko w tym, że tego kotleta już jedliśmy. Wtedy smakował, teraz już mniej. Bo czym jest zwykle "powrót do korzeni", czy "powrót do klasycznego brzmienia" jeśli nie białą flagą, przyznaniem, że "próbowaliśmy, nie wyszło – sorry"? Niezliczone zespoły po mniej, lub bardziej udanych, mniej lub bardziej zrozumiałych stylistycznych woltach odrabiały już tę lekcję. Swoją drogą pierwszy numer na "Hesitation Marks" (pomijam intro) nosi znamienny tytuł: "Copy of A". I tak właśnie jest. Reznor bezlitośnie dokonuje autoplagiatu. Na całej płycie ciężko znaleźć grama nowości. Zapewnienia o kreatywnym rozwoju formy funta kłaków są niewarte. Klocków nowych nie ma, Trent poprzestawiał tylko stare. I to nie jakoś szczególnie mocno.
Tyle krytyki, bo poza brakiem twórczej inwencji, Nine Inch Nails zawsze zachowywało niezły poziom. Jeśli nie – z nadmienionych powyżej powodów – artystyczny, to przynajmniej rzemieślniczy. Nawet jeśli Reznor "Came Back Haunted", to jest to powrót z niemałym argumentem siłowym. Brakuje tu numerów z przebojowością na miarę "A Perfect Drug" – nowe kawałki wielkimi przebojami się nie staną. Ale jakoś szczególnie nie denerwują. Szkoda tylko, że facet po tym, jak zgarnął Oskara, cofnął się na stare pozycje i przekonuje przkonanych. Produkuje coś, co docenią pewnie tylko fani formacji i też raczej na zasadzie dosypywania kilku monet do mieszka z dotychczasowymi piosenkami. Monet o niekoniecznie najwyższym nominale.
Trent... usiądź sobie spokojnie i się zastanów. Debetu na koncie nie masz – przeciwnie. Pomyśl nad formułą, stwórz się jakoś na nowo. Może wejdź w jakąś nietypową artystyczną współpracę? Może wyjdź poza swoją strefę bezpieczeństwa? Ale przestań już się powtarzać. Bo takie odcinanie kuponików nikomu dotąd na zdrowie nie wyszło. Naprawdę nikomu.
Komentarze opinie