Tylko w ciągu ostatniego pół roku na różne wysokie stanowiska utrzymywane z pieniędzy podatników trafiło co najmniej kilkanaście osób bliżej lub bardzo blisko związanych z ludźmi sprawującymi władzę w mieście, w województwie lub powiecie. Czy ktoś to przerwie? Czy może ten łańcuch wzajemnej adoracji już nigdy się nie skończy?
Trudno się dziwić tym wszystkim ludziom, którzy denerwują się, od miesięcy szukając jakiegoś stabilnego zatrudnienia. A gdy popatrzą na to co się dzieje w sferze publicznej, są po prostu źli. Bo raczej nikt nie miałby nic przeciwko temu, gdyby do urzędów i innych instytucji publicznych trafiali nawet znajomi, tyle że na uczciwych zasadach. Uczciwą zasadą zaś byłyby konkursy przeprowadzane na równych prawach dla wszystkich i żeby w związku z tym na posady opłacane przez podatników, faktycznie trafiali najlepsi. Tak się niestety nie dzieje. Konkursy są ustawiane i to od dawna, aby wygrywali konkretni kandydaci. Właśnie tak było między innymi w Podlaskim Zarządzie Dróg Wojewódzkich. Choć w tym przypadku nawet nie chodziło o wysokie stanowisko.
Na początku lipca pracownicy tego urzędu alarmowali, że wiedzą o ustawionym konkursie. Pisali do jednego z dziennikarzy, aby pomógł im nagłośnić temat konkursu, w którym wygrać ma żona dyrektora Departamentu Infrastruktury i Ochrony Środowiska z Urzędu Marszałkowskiego. Ten zaś nadzoruje urząd, w jakim stałą pracę miałaby znaleźć jego własna żona.
„Chcielibyśmy za Pana pomocą nagłośnić proceder uprawiany przez Józefa Władysława Sulimę, Dyrektora Podlaskiego Zarządu Dróg Wojewódzkich, tj. zorganizowania ustawionego naboru na stanowisko referenta w Wydziale Utrzymania Dróg i Mostów. W wyniku tego ogłoszenia ma zostać zatrudniona Pani Grażyna Lulewicz, która jest żoną Pana Leszka Lulewicza – Dyrektora Departamentu Infrastruktury i Ochrony Środowiska Urzędu Marszałkowskiego. Obecnie Pani Grażyna Lulewicz jest zatrudniona na zastępstwo za pracownicę, która zgłosiła swój powrót do pracy po zakończonym urlopie macierzyńskim. Więc, Sulima, który traktuje Podlaski Zarząd Dróg Wojewódzkich jak własną prywatną firmę, a dodatkowo czuje się bezkarny zamieścił ogłoszenie, w którym wymagania konieczne dopasował do tej właśnie Pani, wystarczy tylko wykształcenie wyższe, bez stażu pracy, bez kierunku studiów” – napisali pracownicy w liście.
Tak się też złożyło, że niedługo później konkurs na stanowisko referenta wygrała oczywiście pani Lulewicz. Dodamy tylko, że to właśnie w tym urzędzie wyparowało na konta oszustów około 4 mln złotych. Pracownik, który przelał pieniądze został zwolniony z pracy. Za to dyrektor, który niewłaściwie nadzorował pracę podległego mu pracownika, jest nadal na swoim stanowisku i zatrudnia jeszcze na dodatek żonę swojego przełożonego. Wiadomo, że tym konkursem zajmuje się już Centralne Biuro Antykorupcyjne. My zwracaliśmy się do marszałka województwa z prośbą o komentarz do tej sytuacji, tylko jakoś nikt nie podejmuje się komentowania. A to właśnie pod marszałka Mieczysława Baszko, podlega zarówno urząd marszałkowski, jak i Podlaski Zarząd Dróg Wojewódzkich.
W ogóle ostatnio marszałek nie ma lekko. Najpierw przyjął do pracy byłego burmistrza Michałowa, któremu nie powiodło się w wyborach. A gdy ten bardzo szybko odszedł do spółki, w której będzie zarabiał więcej, szybko znalazł się kolejny kandydat – zatrudniony bardzo wyjątkowo. To Cezary Sieradzki, obecny szef PKS Białystok. Po pierwsze trafił tam bez żadnego konkursu, po drugie ojciec nowego prezesa PKS Białystok jest bliskim kolegą marszałka, który rekomendował radzie nadzorczej PKS nowego szefa. Także w tym przypadku oczywiście oficjalnie nikt nic w tym zdrożnego nie widzi. Na łamach Kuriera Porannego można poczytać, że ojciec nie wiedział, że jest możliwość pomocy własnemu synowi w ubieganiu się o intratne stanowisko.
- Nawet nie wiedziałem, że jest taka możliwość. Ale odradzałem synowi tę pracę, bo w budżetówce zarabia się grosze – tłumaczył Porannemu Waldemar Sieradzki, ojciec prezesa PKS Białystok – Cezarego Sieradzkiego.
Sam prezes, jak twierdził, po prostu przesłał swoje CV do PKS – u. I tak od ręki zaproponowano mu posadę prezesa spółki transportowej. Możliwe, że jest to jakiś pomysł na znalezienie zatrudnienia, więc gdyby ktoś jeszcze szukał dobrze płatnej pracy – właśnie ma gotowy pomysł na rozmowę rekrutacyjną. Wystarczy więc wysłać swoje CV gdziekolwiek, bo przecież ponoć znajomość osobista lub przez członka rodziny, nie ma tu żadnego znaczenia. Możliwe, że wolne stanowisko niebawem się znajdzie, ot choćby jeszcze w Podlaskim Zarządzie Dróg Wojewódzkich, albo w innej ze spółek podległych marszałkowi.
Możliwe, że warto wysłać swoje CV i list motywacyjny do marszałka aplikując na stanowisko na przykład zastępcy dyrektora któregoś z departamentów. Zapewne niedawno tak właśnie zrobił białostocki radny Marcin Szczudło, który bez konkursu kilka miesięcy temu, został zastępcą dyrektora Departamentu Rozwoju Obszarów Wiejskich. Skąd raptem radny miejski zna się na rolnictwie? To już raczej wyższa wiedza dostępna zapewne nielicznym. Bo tak się składa, że wcześniej Marcin Szczudło specjalizował się w marketingu, między innymi w firmie Adampol S.A. zajmującej się międzynarodowym i krajowym transportem samochodów osobowych, dostawczych i półciężarowych. Możliwe, że tam nabył doświadczenia w rozwoju obszarów wiejskich.
To tylko kilka nielicznych przykładów z ostatnich miesięcy, w których widać jak na dłoni, że dostęp do stanowisk publicznych mają głównie albo nomen omen osoby publiczne, albo blisko związane z nimi inne osoby, w tym członkowie rodzin i znajomi. Zdarzają się i byli współpracownicy z byłych urzędów – jak w przypadku Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury. Bowiem bez konkursu, również na stanowisko zastępcy dyrektora trafiła tam niedawno była rzecznik wojewody podlaskiego – Joanna Gaweł. Teraz też podlega swojemu byłemu szefowi, bowiem były wojewoda jest obecnie wicemarszałkiem województwa i nadzoruje WOAK.
Oczywiście każdy teraz może bronić się swoją pracą i udowadniać, że nadaje się na stanowisko, które pełni. Jednak w obywatelach rośnie niesmak wobec takiego postepowania, że na intratne posady trafiają osoby nieprzypadkowe. Gdyby jeszcze na każde z tych stanowisk trafiali ludzie, których bronią osiągnięcia, odpowiednie przygotowanie, również uczciwie przygotowana rekrutacja, a nie znajomości, które widoczne są na pierwszy rzut oka, nie byłoby wątpliwości, że wszystko odbywa się tak, jak odbywać się powinno. Czy tak było w opisanych przez nas przypadkach, ocenę pozostawiamy czytelnikom.
Komentarze opinie