Reklama

Rozdawnictwo stołków trwa w najlepsze – cz. 2

25/08/2015 08:19


Kilka dni temu podawaliśmy informacje odnośnie obsadzania na wysokich stanowiskach różnych osób, które pojawiły się bez konkursów, albo w wyniku najprawdopodobniej ustawionego konkursu - dla tych, którzy nie czytali - odsyłamy TUTAJ). Każda z tych osób znalazła nowe miejsce pracy w jednostkach podległych marszałkowi województwa podlaskiego. Dziś pokazujemy, że to nie jedyne miejsca, w których można znaleźć dobrze płatną pracę.

Już dawno temu jeden z lewicowych polityków mówił, że rząd się zawsze wyżywi. I to niestety jest smutna prawda, nawet w odniesieniu do lokalnych władz sprawujących rządy. Z publicznych pieniędzy tworzone są etaty, nawet niekiedy fikcyjne, tylko po to, aby bliscy, znajomi lub krewni mieli jakieś źródło dochodów. Często nawet nie przemęczają się w swoich obowiązkach. Nie posiadając żadnej fachowej wiedzy zarabiają znacznie więcej od tych, którzy niekiedy za połowę ich wynagrodzenia dwoją się i troją, aby pozałatwiać wszystko, jak najlepiej.

Idealnym przykładem są tu stanowiska doradców prezydenta. Przez kilka lat białostoczanie utrzymywali kilku tak zwanych fachowców, których śladów działalności nie widać. Zwracaliśmy się do Prezydenta Białegostoku poprzez jego Biuro Komunikacji Społecznej z pytaniem o to, co udało się zrealizować w Białymstoku za sprawą doradców. Pytaliśmy także o jakieś szczególne podpowiedzi doradców, które przyczyniły się do rozwoju gospodarczego lub chociaż miały jakiś pozytywny wpływ na życie mieszkańców. Odpowiedzi jest brak. A skoro mamy taką sytuację, to wiele wskazuje na to, że nie ma się specjalnie czym chwalić, albo utrzymywaliśmy kilku panów tylko wyłącznie po to, aby mieli kilka tysięcy złotych więcej w swoich kieszeniach. Przypominamy, że rocznie zapłaciliśmy doradcom prezydenta około 180 tys. złotych, zaś prezydent doradców trzymał w urzędzie przez ostatnich kilka lat. Od nowego roku ma ich już nie być.

Kilka miesięcy temu na stanowisko dyrektora Domu Pomocy Społecznej został powołany bez konkursu Wojciech Jocz. Wcześniej startował w wyborach do Rady Miasta z Komitetu Truskolaskiego – bez powodzenia. Ale kiedy byłą dyrektorką DPS musiała zająć się prokuratura, Wojciech Jocz trafił do placówki, jak wspomnieliśmy, bez żadnego konkursu. Prezydent Białegostoku tłumaczył wówczas swoją decyzję tym, że miał prawo przenieść pracownika, który wcześniej był kierownikiem w Ośrodku Interwencji Kryzysowej, jaki nadzoruje Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie. I pewnie mniejsze byłoby zdziwienie, gdyby nie fakt, że dyrektorka MOPR – u także była zaangażowana w popieranie i prezydenta i jego komitetu. Z tego samego komitetu wyborczego startowała też jej córka.

– Prezydent Miasta Białegostoku, na wniosek dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie, powołał na stanowisko dyrektora Domu Pomocy Społecznej przy ul. Baranowickiej pana Wojciecha Jocza. Ze względu na konieczność szybkiego zapewnienia w placówce właściwego nadzoru i sprawnego jej funkcjonowania. Zatrudnienie pana Jocza na powyższym stanowisku odbyło się w drodze przeniesienia służbowego z dniem 24 lutego 2015 roku – wyjaśniała nam Urszula Boublej z Biura Komunikacji Społecznej pod koniec lutego tego roku.

Naszym zdaniem wystarczająco tu fakty pasują do siebie, że nie trzeba właściwie nic dodawać, aby samemu wyciągnąć wnioski, czy tak powinien wyglądać dostęp do stanowisk publicznych.

Prezydent także nie zawahał się zatrudnić inną z osób i to niezależnie od tego czy konkurs był, czy nie. Bowiem w grę wchodzi tu zwykła etyka, której w tym przypadku zabrakło kompletnie. W biurze komunikacji społecznej pracuje do niedawna Katarzyna Ramotowska, młoda urzędniczka. Kim jest? Koleżanką syna prezydenta. Na dodatek zasiada w radzie nadzorczej firmy prowadzonej przez Krzysztofa Truskolaskiego, który ponoć tak świetnie sobie radzi jako przedsiębiorca. Do tego tematu jeszcze wrócimy zresztą i popatrzymy czy rzeczywiście prezydencki syn i obecnie lider listy Nowczesnej.pl świetnie sobie radzi w biznesie bez pomocy ojca. Niemniej już widać, że najwyraźniej niezbyt dobrze radzą sobie ci, którzy oceniają jego pracę, skoro muszą zatrudniać się u ojca na pewnej posadzie urzędowej.

Po sprzedaży MPEC prezydent zdecydował się przygarnąć byłego prezesa. A przecież skoro był dobry, poradziłby sobie zapewne z nowymi właścicielami. Chyba, że aż tak dobry nie był i dlatego zdecydował się zająć bez konkursu miejsce prezesa innej spółki – Lech, która odpowiada za naszą politykę śmieciową i nadzoruje bazar na Kawaleryjskiej. Dotychczasowy prezes Lecha – Ignacy Andrukiewicz – trafił za to do innej z miejskich spółek. Właśnie tam, gdzie do tej pory pracował obecny zastępca prezydenta – Robert Jóźwiak, czyli do KPK, spółki komunikacyjnej – Andrukiewicz jest tam od kilku miesięcy wiceprezesem. Wszystko oczywiście zgodnie z prawem, bo można. A czy tak to powinno wyglądać i czy mieszkańcy, którzy nie są w żadnej partii lub komitecie Truskolaskiego mieliby szanse nawet popróbować swoich sił w dostępie do wysokich i dobrze płatnych stanowisk za publiczne pieniądze, to już inna sprawa.

Nie inaczej dzieje się też i w powiecie białostockim. Tam starosta nie widział nic przeciwko temu, aby zatrudnienie w jednym z domów pomocy społecznej, który nadzoruje, zatrudnienie znalazł były starosta – Wiesław Pusz. Ten, który tuż przed nim stracił stanowisko szefa w zarządzie powiatu. Teraz jest już tylko w zarządzie powiatu i z racji pełnionej funkcji nadzoruje pracę domu pomocy społecznej, w którym sam pracuje na stanowisku konsultanta.

Jest to stanowisko o tyle wygodne, że posiada dość wysoko zaczepione widełki wynagrodzenia. Konsultant bowiem w szczeblach urzędniczych jest wyżej ustawiony niż specjalista, a nawet kierownik. Dodamy jeszcze, że konsultant, o ile nie posiada specjalnych upoważnień do podpisywania dokumentów w imieniu prezydenta, burmistrza, wójta lub starosty, pełni właściwie tylko funkcję doradczą – bo konsultuje. Co można konsultować w domu pomocy społecznej? Trudno nawet zgadywać, ponieważ tego rodzaju placówka i jej działanie, a nawet struktura organizacyjna, jest opisana szczegółowo jeśli nie przez ustawę o pomocy społecznej, to przez prawo miejscowe. Zatrudnienie w każdym razie dla byłego starosty jest.

Nie możemy się zgodzić z wyjaśnieniem Starosty A. Pełkowskiego, że dopuszczalna jest taka podległość służbowa, w której Członek zarządu jest zwierzchnikiem Dyrektora DPS „Trzy Dęby” w Choroszczy, a jednocześnie podległym Dyrektorowi pracownikiem zatrudnionym na umowę o pracę. Uważamy, że poprzez dopuszczenie do ww. zależności służbowych (w związku z zatrudnieniem Członka Zarządu w jednostce powiatowej) doszło do naruszenia obowiązującego prawa, a także podstawowych zasad etycznych” – napisali w piśmie do wojewody podlaskiego radni powiatu białostockiego, prosząc go jednocześnie o interwencję.

Biorąc pod uwagę jednak fakt, że Wiesław Pusz, który jako członek zarządu powiatu białostockiego sam nadzoruje niejako swoją pracę, jest w koalicji z partią rządzącą, którą reprezentuje z kolei wojewoda podlaski – pismo radnych, zapewne większego skutku nie odniesie. W każdym razie poinformujemy czym się sprawa zakończyła.

Warto też dodać, że na różne, ale zawsze dobrze płatne stanowiska niedawno trafiły i inne osoby – np. radny Zbigniew Nikitorowicz bez konkursu został zastępcą dyrektora Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego. Jolanta Gadek, która wcześniej była rzeczniczką wojewody podlaskiego omal nie została prezesem Radia Białystok ( w tym przypadku jednak jej kandydatury nie przyjęła Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji). Żona radnego PO Tomasza Janczyło została niedawno dyrektorem jednego z departamentów w urzędzie miejskim. I parę jeszcze innych zupełnie przypadkowych lub wyjątkowo kompetentnych nagle osób znalazło dobrze płatne zatrudnienie finansowane z publicznych pieniędzy.

Mieszkańcy Białegostoku, jak widać, mają kogo utrzymywać – bo to sami fachowcy. I jak można się domyślić, nikt by sobie bez nich nie poradził w tych urzędach, instytucjach publicznych i spółkach. Aż dziw tylko bierze, dlaczego nie mogą znaleźć zajęcia poza urzędami lub instytucjami finansowanymi z publicznych pieniędzy. Skoro są aż tak wyjątkowi – prywatni przedsiębiorcy – powinni się o nich bić. Tylko, że jakoś, żadna krew się nie polała z tego powodu, nawet nikt rękawów koszuli do bójki nie podwinął w tym względzie. Ocenę tego stanu rzeczy ponownie pozostawiamy czytelnikom.

(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: BI-Foto)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Wróć do