Skoro już wszyscy nacieszyli się nowym rozkładem i obietnicami szybszej podróży koleją do Warszawy, pora wrócić na ziemię i przejść do porządku dziennego. A właściwie to trzeba cofnąć się w czasie. O podróży do stolicy w 2,5 godziny należy zapomnieć i to jeszcze na bardzo długo.
Sporo ludzi cieszyło się z powrotu pociągów na trasę Warszawa – Białystok i w kierunku odwrotnym. Po ponad rocznej przerwie i poważnym remoncie linii kolejowej, podróżni mogli się spodziewać szału. Ale szału nie było od momentu ponownego przywrócenia ruchu i tego szału nadal brak. Jak dotąd, ani jeden pociąg nie przyjechał zgodnie z rozkładem. Teraz PKP Intercity w porozumieniu z PKP PLK będą musiały przygotować nowy rozkład, aby pasował do rzeczywistości.
Ta rzeczywistość oznacza dłuższą jazdę pociągiem na trasie Białystok – Warszawa i w kierunku przeciwnym. Może sięgać nawet blisko 20 minut. Nowy rozkład ma zacząć obowiązywać od 18 stycznia tego roku i taki ma pozostać co najmniej do marca. A co od marca? Tego też dokładnie nie wiadomo. Wiosną mają się zacząć kolejne remonty i nie jest wykluczone, że jazda pociągiem będzie trwała jeszcze dłużej. Nie jest też powiedziane, że nawet po korekcie rozkładu jazdy, ten nowy, nawet do marca się utrzyma. Czy nie trzeba będzie go ponownie zmieniać. Być może znów zaistnieje sytuacja, że planowy przyjazd będzie się miał nijak do zapisów na tablicy dworcowej.
Gdyby tego było mało, kolej może wejść w tak zwaną klasyczną kwadraturę koła. Od marca bowiem władze spółki PKP Intercity zapowiadały zwiększenie liczby połączeń z Warszawą z 6 do 9 par pociągów. Po niecałym miesiącu kursów kolejowych na tej trasie, widać już wyraźnie, że podróżnych jest zbyt mało, aby istniała potrzeba uruchamiania dodatkowych połączeń. Tylko, że ten stan rzeczy jest po części spowodowany kursami obok rozkładu jazdy, a nie zgodnie z nim. Wychodzi więc na to, że kolej najpierw sama nie dopilnowała własnego rozkładu, przez co odwrócili się podróżni. A być może później tych podróżnych ukarze brakiem dodatkowych pociągów, bo ci nie chcą z nich korzystać.
- Przysięgam, naprawdę chciałam jeździć pociągami, bo jest wygodniej. Zimą jest cieplej i ogólnie wolę podróż bezpieczniejszą. Ale skoro nie mam możliwości zaplanowania podróży, żeby się nie spóźniać, jadę busem. Jak do tej pory, żaden mi się nie spóźnił. Szkoda, wielka szkoda – powiedziała nam Marta Zawistowska.
- To już nawet nie jest śmieszne. Żal patrzeć na to co się dzieje. Jechałem dwa razy pociągiem i raz było opóźnienie 25 minut, drugim razem 20 minut. Przepraszam, ale nie tak to miało być. Niech się trochę ogarną na tej kolei, bo te remonty niedługo nie będą już nikomu potrzebne – komentuje Michał Wasiluk.
- A co tu mówić. Miało być dobrze, wyszło jak zawsze. Dziś mogę tylko powiedzieć, że pamiętam te czasy, jak do Warszawy jechało się naprawdę w 2,5 godziny – powiedział nam Antoni Saczyk.
Mrozy i niedokończone remonty nie poprawiają całej sytuacji. Być może, nawet zbierający pochwały nowoczesny Dart, nie powstrzyma odpływu podróżnych, jeśli będzie w dalszym ciągu dochodziło do tego rodzaju sytuacji. Dodamy na koniec, że od 13 marca, w związku z wejściem modernizacji Rail Baltici w kolejną fazę, spodziewane jest kolejne wydłużenie czasu przejazdu, średnio o 5-6 minut dla każdego pociągu.
Komentarze opinie