
Jeszcze przed powrotem dzieci do szkół władze Białegostoku wraz z radną Katarzyną Kisielewską – Martyniuk poinformowały o uruchomieniu czegoś na wzór telefonu zaufania dla uczniów. Telefon zaczął w rzeczywistości działać nieco później, a teraz pojawiły się wątpliwości natury prawnej co do jego uruchomienia.
Ponad dwa tygodnie temu prezydent Białegostoku z zastępcą oraz radną Nowoczesnej Katarzyną Kisielewską – Martyniuk poinformowali, że w Białymstoku zaczął działać telefon zaufania dla uczniów. W kolejnych dniach miał być uruchomiony czat.
- Zostanie uruchomiony telefon „Dzwoń nie jesteś sam”, pod który będzie mógł zadzwonić każdy młody człowiek, który na przykład będzie chciał się wygadać. Bo te dzieciaki potrzebują, żeby się wygadać. Te dzieciaki były zamknięte w domach, w których to w różnych pomieszczeniach, gdzieś tam w kuchniach, w przedpokojach, siedzieli rodzice, którzy mieli zdalne rodzeństwo, które miało zdalne nauczanie – mówiła już ponad dwa tygodnie temu radna Katarzyna Kisielewska – Martyniuk. – Trzeba będzie z nimi porozmawiać, trzeba będzie być może zareagować w sytuacjach trudnych – dodała.
Ale telefon w rzeczywistości zaczął działać tydzień później niż informowano, a o czacie już nawet nikt nie wspomniał. To właśnie radna na ostatniej sesji Rady Miasta, w dniu 24 maja, przekazała, że tego dnia zaczął działać telefon zaufania w ramach projektu „Dzwoń nie jesteś sam”.
Idea w zasadzie słuszna, bo ma pomóc dzieciom i młodzieży w bezstresowym powrocie do szkół, albo tam gdzie ten stres występuje, ograniczyć go po rozmowie ze specjalistą. Przy telefonach mają dyżurować pedagodzy i psycholodzy, którzy będą rozmawiać z uczniami potrzebującymi wsparcia. Ale to właśnie te dyżury specjalistów mogą okazać się problematyczne. Przynajmniej pod kątem prawnym.
Już w trakcie sesji Rady Miasta zwracała na to uwagę radna Agnieszka Rzeszewska, która wskazywała, że forma oddelegowania i brak przygotowania do tego rodzaju pracy – zdalnie, przez telefon – może nie mieć umocowania prawnego. W odpowiedzi usłyszała dobrze znane zdanie – wszystko odbyło i odbywa się zgodnie z prawem – tak często powtarzane przez miejskich urzędników. Nie uzyskała jednak precyzyjnych odpowiedzi na swoje pytania kierowane podczas sesji. Stąd też napisała bardzo obszerną interpelację do prezydenta Białegostoku w tej sprawie, bo składającą się aż z 18 pytań. Wśród nich pojawia się między innymi o warunki RODO, czy numery telefonów, z których wykonywane jest połączenie nie będą widniały w bilingach, jak też kto pod nieobecność specjalisty w szkole, który będzie w tym czasie poza szkołą, będzie wykonywał jego zadania i czy otrzyma za to wynagrodzenie jak za zastępstwo doraźne?
„W telefonie zaufania pracują osoby, które chcą tam pracować i czują, że mają do tego odpowiednie cechy osobowościowe i predyspozycje. Osoba nakłaniana, zmuszana, pracująca nie z własnej woli, nie pomoże w odpowiedni sposób osobie poszkodowanej, co w niektórych przypadkach może mieć bardzo poważne skutki. Praca w telefonie zaufania nie zalicza się do zakresu obowiązków pedagoga szkolnego. Pedagodzy będą pracowali nie na podstawie merytorycznej wiedzy, ale intuicji, a to zdecydowanie zbyt mało w momencie, gdy życie osoby kontaktującej się z telefonem zaufania będzie zagrożone” – wskazuje radna Rzeszewska w swojej interpelacji.
Na chwilę obecną nie ma jeszcze odpowiedzi na zadane przez radną pytania. Warto jednak wiedzieć, że radna zwracała uwagę na specjalnie przeszkolenie osób pracujących na liniach telefonów zaufania. Muszą oni zdobyć odpowiednie kwalifikacje, poprzedzone wcześniej kursem oraz ćwiczeniami. Chodzi o to, aby umieć właściwie reagować i ewentualnie skierować odpowiednią pomoc do osoby dzwoniącej. I podobnie, tym ludziom, którzy pracują na liniach telefonów zaufania, także należy zapewnić pomoc specjalistów psychologów.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: bialystok.pl)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie