Darkthrone, jedni z pionierów norweskiego black metalu pokusili się o przekrojową kompilację. To doskonały moment, żeby młodsi zorientowali się, co działo się muzycznie w Skandynawii dwadzieścia lat temu.
A działo się dużo. Pod koniec lat "80 zaczęła się tam formować szeroka scena muzycznych ekstremistów, którzy korzystając z dorobku kapel takich, jak Venom, czy Celtic Frost postanowili grać jeszcze bardziej bezkompromisowo, epatować jeszcze bardziej ekstremalnym imagem i przekazem. Black metalowe podziemie zapisało wiele niechlubnych kart w muzycznej historii – w obrębie sceny zdarzyło się mnóstwo wszelakich patologii, wspomnieć szeroko zakrojony wandalizm, czy nawet morderstwa. I nawet jeśli dawni młodociani-zagniewani dziś wstydzą się tego, co robili dwadzieścia lat temu, a black metal jest pełną gębą częścią komercyjnego muzycznego establishmentu, ciężko udawać, że to wszystko nie miało miejsca.
Darkthrone trzymali się zwykle daleko najbardziej od odjechanych behawioralnie zachowań na scenie, jednocześnie trudno odmówić im miana pionierów. Powstali w 1988 roku, debiutowali w 1991 ("Soulside Journey"), jeszcze jako ansambl death metalowy, po czym wydali trójkę klasycznych dla gatunku płyt: "A Blaze in the Northern Sky" (1992.), "Under a Funeral Moon" (1993.) oraz "Transilvanian Hunger" (1994.). Później diametralnie zmienili styl, odrzucając większą część czortostwa na rzecz natchnionego orpóżnianiem niezliczonych puszek piwa graniem spod znaku Motorhead, czy prowokacyjnego flirtu z new wave of British heavy metal. Dodatkowo uświadomili fanom metalu, jak wiele w czarciej muzyce jest z dobrego starego punk rocka. Wielokrotnie narażali się na oskarżenia, że porzucili etos, sprzedali się. Za każdym razem wszystkim hejterom pokazywali wielkiego fucka i... robili swoje.
Przekrojowa kompilacja "Introducing Darkthrone" to wspaniała podróż po dyskografii zespołu, ale i podróż w czasie. Szczególnie dla kogoś kto – jak ja - norweską scenę black metalową poznawał prawie na bieżąco. Ale też okazja dla tych, którzy tej muzyki nie znają, by się szybko i konretnie z nią zaznajomili. Istna pigułka historii muzyki, obejmująca dokonania zespołu od początków po najnowsze, wcale nie gorsze od klasycznych pozycje. Bo Darkthrone to kawał historii. A w dodatku dowód, że można robić naprawdę grobową muzykę, nie tracąc jednocześnie dystansu do siebie. Dowód, że można nie poddawać się presji: kolegów ze sceny, fanów, środowiska. Że między jednym, a drugim muzycznym gatunkiem droga często wcale nie jest taka daleka. Nawet jeśli mówimy o muzyce pozornie tak bardzo, bardzo niesłuchalnej.
A... jeszcze jedno. Ocena poniżej, to nie ocena albumu. Raczej zespołu, wagi zjawiska, epoki. Tak też ją potraktujcie.
Komentarze opinie