Reklama

Sting przerywa milczenie

30/09/2013 18:00
Po dekadzie i wydaje płytę z soundtrackiem do broadwayowskiego przedstawienia, które wystawi w przyszłym roku.

To już dekada od ostatniej studyjnej płyty Gordona Sumnera – pomijając "If on a Winter"s Night" inspirowaną tradycyjną muzyką dworską późnego angielskiego średniowiecza i renesansu. Ślady tych brzmień słychać w otwierającym album "The Last Ship", czy "August Winds", czy w reelu "What Have We Got". Kto spodziewa się jednak płyty rekonstrukcyjnej, srogo się zawiedzie. Już w drugim bowiem numerze słychać smęcenie charakterystyczne dla solowego Stinga.

Trzeci numer, "And Yet" to już absolutny i totalnie klasyczny Sting – myślcie wręcz "Soul Cages" i "Ten Summoner"s Tales" – pochody basu, fraza, mewy – wszystko co kocha w Stingu jego największy psychofan, Marcin Kydryński. I wszystko, co dzięki nadaktywności Kydryńskiego i wytwórni muzycznych zdążyliśmy w bogu ducha winnym Stingu szczerze znienawidzić. "Language of the Birds" to z kolei już zupełny autocytat (w tym tekstowe puszczenie oka) do wspomnianego "Soul Cages". "Practical Arrangement" stanowi łądną jazzową miniaturę, przy której niejedna pani na zakręcie straciłaby serce dla pana po przejściach. "The Night the Pugilist Learned How to Dance" zabiera nas z kolei na francuską promenadę. Riwiera i nieprzekonujący tekst z kategorii tych bandziorskich. I tak dalej.

Ładu i składu na płycie nie ma za grosz. Być może te numery spięte opowieścią – już w wersji scenicznej będą stanowić jakąś całośc – wplecione w iście homerycką historię o uczeniu się na błędach, zataczaniu koła, powrocie do domu. Na płycie stanowią nie bardzo sensowny zbiorek miniaturek wszelakiej maści. Jeśli jednak wyobrażacie sobie, że oto Sting nagrał album tak naładowany pomysłami, że nijak spójnym być nie mógł – błąd! Bo płyta równie dobrze, co "The Last Ship" mogłaby się nazywać "Nihil Novi". Dokładnie. Wszystko, co na niej jest słyszeliśmy już setki razy. Oczywiście kunszt i elegancja Sumnera są nie do przecenienia, ale w kategoriach poszukiwań i muzyki jako medium mającego badać niezbadane, docierać do emocjonalnych rejonów, do których nie dotarł nikt inny... dobrze nie jest.

Rewoltę Sting już jedną dokonał. The Police nieźle przeorało muzykę rozrywkową. Chwała mu za to. Nie wymagam od niego powtórki. Jednak jak na muzyka z takim dorobkiem, szczególną kreatywnością od kilkunastu co najmniej lat nie grzeszy. Szkoda. Płyta powłóczysta, bezpieczna, dla każdego i dla nikogo. Może dla fanów.

Sting
"The Last Ship"
Universal
5/10



(Paweł Waliński)
Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo fakty.bialystok.pl




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do