Szukamy nowych przestrzeni do mieszkania w spokoju, zieleni i ciszy. Powstają więc osiedla domków jednorodzinnych i blokowiska coraz dalej od centrów miast, a nawet poza granicami administracyjnymi miast. Zwiększa to koszty funkcjonowania miasta, np. doprowadzenia tam transportu publicznego, ale także koniecznego zabezpieczenia mieszkańców w podstawową infrastrukturę, jak szkoły lub przychodnie. Ten proces ma zostać ukrócony.
Ukrócenie rozrastania się miast ma przynieść nowelizacja ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Chodzi głównie o to, żeby uporządkować naszą przestrzeń publiczną. Obecnie w wielu miastach w Polsce, w tym także w Białymstoku, trwa swoista wolna amerykanka w ładzie przestrzennym. Najczęściej to deweloperzy dyktują warunki wyglądu poszczególnych dzielnic, ale coraz częściej również centrów miast. Wciskają swoje bloki w każdy wolny centymetr kwadratowy przestrzeni, aby wycisnąć z niego maksymalnie możliwy dochód ze sprzedaży lokali.
I dlatego coraz bardziej donośny staje się głos mieszkańców, ale także środowisk urbanistów i architektów, że nasza przestrzeń publiczna jest zwykłym bałaganem. Narzekają, że nie ma planowania, nie ma przede wszystkim rozmów z mieszkańcami i bezpośrednimi sąsiadami wznoszonych obiektów. Jeśli dowolny podmiot złoży do urzędu wniosek o wydanie decyzji o warunkach zabudowy – w zasadzie nie ma możliwości, aby takiej pozytywnej decyzji organ nie wydał, jeśli zachowane jest tak zwane dobre sąsiedztwo. Inną sprawą jest to, czy w przypadku protestów społecznych, zostaną uwzględnione uwagi mieszkańców. Ale w tej sprawie dobre sąsiedztwo nie dotyczy uwag mieszkańców, a bardziej wysokości nowej zabudowy.
„Planowanie przestrzenne wymaga szybkich, celowych i skutecznych działań, które pozwolą ograniczyć najistotniejsze problemy i umożliwią efektywne kształtowanie przestrzeni. Przygotowany przez resort projekt ustawy o zmianie ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym oraz niektórych innych ustaw (tzw. mała nowelizacja), został skierowany do konsultacji społecznych i uzgodnień międzyresortowych. Mała nowelizacja jest wstępem do kompleksowych zmian systemowych, opracowywanych przez Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju oraz Komisję Kodyfikacyjną Prawa Budowlanego” – czytamy w komunikacie Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju, uzasadniającym prace nad nowelizacją ustawy.
Dziś tak zwane konsultacje społeczne mają efekty raczej niewielkie. Przekonali się o tym w Białymstoku, zwłaszcza mieszkańcy Dojlid, ale od niedawna także i Nowego Miasta. Jeszcze wcześniej odczuli to obrońcy Bojar. To właśnie w tych lokalizacjach przeciwko nowym, wysokim blokom protestują ludzie mieszkający w sąsiedztwie. Ich protesty niewiele dały, aby nie powiedzieć, że kompletnie nic. Jeszcze w październiku ubiegłego roku zwrócili się do prezydenta mieszkańcy z ulicy Krętej z wnioskiem o ustalenie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla swojej dzielnicy. Chodziło im o to, aby ograniczyć możliwość budowy bloków wielorodzinnych, które nie pasują do otoczenia. W ich imieniu wniosek wystosował Andrzej Pleszuk, który skrupulatnie od deski do deski wypisał numery działek, istniejące decyzje oraz przytoczył szereg argumentów, jakie uzasadniają złożenie takiego wniosku. W sumie trzy pełne strony dokumentu. Odpowiedź magistratu w tej sprawie nie pozostawiła złudzeń, kto kształtuje przestrzeń publiczną i jak „ważny” jest głos mieszkańców w takich sprawach.
„(…)informuję, że zgodnie z Analizą zmian w zagospodarowaniu przestrzennym Białegostoku z października 2014 r. zakłada się docelowe objęcie planami miejscowymi całego obszaru miasta. W związku z tym na wskazanym przez Pana terenie przewiduje się rozpoczęcie prac planistycznych w miarę możliwości” – odpisał ówczesny zastępca prezydenta Andrzej Meyer.
Prace Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju nad nowymi przepisami w planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym mają ograniczyć podobne zachowania. Chodzi o to, aby mieszkańcy mieli większy wpływ na kształtowanie wspólnej przestrzeni. Obecnie, zdaniem ministerstwa, to deweloperzy zarabiający na budowaniu mieszkań, mają zbyt wiele do powiedzenia. I należałoby przywrócić właściwe proporcje. Stąd wniosek, że najistotniejsze i wymagające najszybszych działań problemy należy rozwiązać w kontekście nadmiernej ilości terenów przeznaczonych pod zabudowę mieszkaniową. Wynika to z braku przeprowadzania analiz potrzeb rozwojowych gmin i ich sytuacji demograficznej. Według danych Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowani Polskiej Akademii Nauk, 14% powierzchni kraju jest przeznaczonych pod zabudowę mieszkaniową, natomiast według ewidencji odzwierciedlającej stan faktyczny, grunty zabudowane to raptem 1% (dane Głównego Urzędu Statystycznego).
Nowelizacja przepisów ma zmienić również niski poziom udziału społeczności lokalnej w planowaniu przestrzeni. Chodzi o to, aby ludzie zabierali głos częściej w takich sprawach i był on faktycznie brany pod uwagę. Jak pokazuje praktyka w Białymstoku, tam, gdzie społeczność zabiera głos, prowadzi to do licznych konfliktów. Dla przykładu większość uwagi wniesionych przez mieszkańców osiedla Dojlidy – nie zostało uwzględnionych przez prezydenta. W związku z czym górę wzięły interesy dewelopera, a nie bezpośrednich sąsiadów. Zresztą brak spójnej i przemyślanej siatki miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego w Białymstoku pozbawia mieszkańców poczucia bezpieczeństwa i pewności co do kształtu ich najbliższego otoczenia. Nigdy nie wiadomo, kiedy w spokojnej okolicy domów jednorodzinnych powstanie wieloblokowe osiedle, albo czy jasne dotąd mieszkanie nie znajdzie się nagle w cieniu wieżowca powstającego na sąsiedniej działce.
Inne zapisy, które powinny zostać znowelizowane, dotyczą utrudnień dla realizacji idei miasta zwartego, przyjaznego użytkownikom, w tym pieszym, rowerzystom i niepełnosprawnym. Przypominamy, że obecnie ustawa ma charakter wyłącznie proceduralny, nie nadaje planowaniu przestrzennemu kierunku merytorycznego, jakiego wymagają dzisiejsze wyzwania cywilizacyjne.
Komentarze opinie