
Strażnikom miejskim z Białegostoku sąd musiał wyjaśnić, że nie każdy kto trzyma w ręku megafon, od razu jest przewodniczącym wydarzenia. Musiał również wyjaśnić, że przepisy dotyczące zgromadzeń publicznych nie obowiązują organów władzy publicznej. I te dwa wyjaśnienia były także powodem, dla którego szef gabinetu marszałka województwa podlaskiego został uniewinniony od zarzutów, które formułowała wobec niego Straż Miejska w Białymstoku.
Ponad rok temu Prokuratura wypowiedziała się w sprawie organizacji przemarszu na Piknik Rodzinny, który zorganizował marszałek województwa podlaskiego. Wówczas nie znalazła podstaw do wszczynania postępowania w tej sprawie. Prezydent Białegostoku upierał się, że zajęcie pasa drogowego na przemarsz odbyło się w sprzeczności z przepisami ustawy dotyczącej zgromadzeń publicznych. I nie chciał słuchać argumentacji marszałka jeszcze przed przemarszem, że zapisów tej ustawy nie stosuje się do zgromadzeń organizowanych przez organy władzy publicznej. A taką władzą jest marszałek województwa podlaskiego.
Prezydenta Truskolaskiego nie przekonały także pisma marszałka Artura Kosickiego, w których informował o tym, że zamierza zorganizować takie wydarzenie. Wyglądało to tak, jakby prezydent za wszelką cenę chciał, aby odbył się koniecznie marsz równości, a przynajmniej tak uważa wielu mieszkańców, że właśnie środowiskom tęczowym w tym dniu Tadeusz Truskolaski dziwnie mocno sprzyjał.
I tu dość ciekawie wygląda kwestia, na którą zwróciła uwagę w poniedziałek, 5 października, sędzia Agnieszka Jurzyk z Sądu Rejonowego w Białymstoku. Podkreśliła, że marszałek przesłał stosowną korespondencję w sprawie przemarszu i pikniku rodzinnego prezydentowi Białegostoku. Następnie sędzia powtórzyła ponownie, tyle że już strażnikom miejskim z Białegostoku, którzy upierali się, że pas drogowy na przemarsz był zajęty nielegalnie, że organ władzy publicznej nie podlega ustawie o zgromadzeniach publicznych. Choć strażników miejskich nie było na sali sądowej, jest szansa, że dowiedzą się, jak wygląda prawo w tym zakresie. Bo w każdym razie słowa sędzi padły podczas rozpatrywania sprawy szefa gabinetu marszałka województwa – Roberta Jabłońskiego, którego ukarania domagała się właśnie Straż Miejska w Białymstoku.
- Należy wskazać, że impreza pod hasłem Piknik Rodzinny w żaden sposób nie mogła zostać uznana za zgromadzenie w rozumieniu ustawy Prawo o zgromadzeniach – tłumaczyła sędzia Agnieszka Jurzyk w uzasadnieniu orzeczenia i przywołała inny artykuł ustawy, konkretnie drugi. – Mówi on wyraźnie, że zapisów tych nie stosuje się do zgromadzeń organizowanych przez organy władzy publicznej – dodała sędzia.
Musiała to wyjaśnić, ponieważ strażnicy miejscy na dodatek uznali, że Robert Jabłoński, jako szef gabinetu marszałka województwa podlaskiego, przewodniczył – ich zdaniem – nielegalnemu zgromadzeniu. Ale i tutaj strażnicy okazali się być w dużym błędzie. Miejscy mundurowi uznali sobie, że Robert Jabłoński, który na miejscu trzymał w rękach megafon, był odpowiedzialny za zgromadzenie. Natomiast swoją teorię strażnicy opierali na zeznaniu świadka, który był o tym przekonany na podstawie tego co widział. Ale już niekoniecznie dobrze świadczyć może o strażnikach fakt, że nie sięgnęli oni już do dokumentów, z których jasno wynikało, że Robert Jabłoński był i owszem, ale jedynie osobą do kontaktu w sprawie tego zgromadzenia. Bo za zgromadzenie odpowiadał marszałek, jako organ władzy publicznej.
- Mężczyzna z megafonem, czyli pan obwiniony, w odczuciu tego świadka, był jedną z osób kierujących tym przemarszem. Oczywistym jest, że nie jest to określenie tożsame z uznaniem obwinionego za przewodniczącego tego wydarzenia – argumentowała sędzia Jurzyk.
Sędzia podkreśliła również, że uczestnicy Pikniku Rodzinnego, którzy szli w przemarszu na dziedziniec Pałacu Branickich, nie przemieszczali się w sposób nielegalny. Zajmowali zgodnie z prawem pas ruchu, a następnie szli chodnikiem. Tym samym nie może być mowy o niezgodnym z prawem zawężeniu pasa drogowego.
Cała sytuacja rozegrała się w lipcu ubiegłego roku, kiedy marszałek województwa podlaskiego zorganizował Piknik Rodzinny w kontrze do odbywającego się w tym samym czasie marszu równości w Białymstoku. Sąd uznał teraz, że szef gabinetu marszałka województwa Robert Jabłoński, nie jest winny tego, co zarzucała mu straż miejska w Białymstoku. Sama zaś Straż Miejska wypadałoby, aby w końcu poznała rozstrzygnięcie Prokuratury, która zajmowała się tą sprawą. Już ponad rok temu śledczy wyraźnie wskazali, że nie doszło do złamania przepisów prawa.
Orzeczenie w sprawie Roberta Jabłońskiego nie jest prawomocne, aczkolwiek jeszcze nie jest wiadomo czy Straż Miejska w Białymstoku zechce odwoływać się od tego wyroku, którego uzasadnienie – w tej sytuacji – chyba powinno jednak rozwiewać wszelkie wątpliwości.
Niemniej, to i tak jeszcze nie wszystko. Bo sąd w najbliższym czasie zajmie się również sprawą radnego Henryka Dębowskiego, którego również Straż Miejska w Białymstoku chciała ukarać za to, że wszedł na jezdnię usiłując blokować marsz równości. Sam radny tłumaczył się wielokrotnie, że spod katedry, gdzie uczestniczył w publicznym różańcu, szedł na piknik rodzinny, który odbywał się na dziedzińcu Pałacu Branickich. I po drodze natknął się na marsz równości. Być może białostockim strażnikom miejskim wydaje się, że radny potrafi fruwać i byłby w stanie przelecieć nad marszem równości, aby dostać się na teren zabudowy pałacowej. Jak zresztą wiele innych osób, które tą właśnie drogą usiłowały przejść na miejsce pikniku rodzinnego.
Jedyną osobą obwinioną w obliczu niemal identycznych zarzutów, którą sąd wyrokiem nakazowym ukarał grzywną, jest radny wojewódzki Sebastian Łukaszewicz. Ale tylko dlatego, że odwołanie od tego wyroku złożył po terminie i sąd nie zgodził się zająć tą sprawą po upływie terminu do wniesienia odwołania.
(Agnieszka Siewiereniuk – Maciorowska/ Foto: podlaska policja.gov.pl)
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie